Transkrypcja tekstu:
Zacznijmy od przykładu i wyobraźmy sobie następującą sytuację. Oto zrobiłeś coś – mówiąc delikatnie – nie do końca dobrze. Niech to będzie napisany tekst, który ujrzał światło dzienne, na przykład opublikowany, czy wydrukowany. Problem w tym, że i owszem sam tekst ciekawy i merytorycznie na dobrym poziomie, jednak przepuściłeś w nim trochę więcej literówek niż przyzwala na to jakaś społeczna zwyczajowa norma. Jeśli widzimy jeden błąd na kilku stronach tekstu to przecież przymykamy oko, ale kiedy co jakiś czas pojawia się ich kilka, to jednak skutecznie odwodzą uwagę od merytorycznego przekazu. Niestety mleko się rozlało i tekst poszedł w świat. O tym co zaszło rozmawiasz z życzliwą ci osobą, która zwraca ci uwagę na popełnione w tekście błędy. Taką informację zwrotną przyjmujesz z pokorą, bo przecież to twoja wina i nie masz zamiaru się jej wypierać. Co więcej – dziękujesz znajomej za zwrócenie uwagi, doceniasz jej troskę i mówisz, że kolejnym razem zwrócisz na to baczną uwagę i nie wypuścisz więcej tekstu z błędami z pod swojego pióra. Mija jakiś czas. Ponownie spotykasz tę znajomą i jakoś tak rozmowa schodzi na jakiś aspekt merytoryczny, który opisywałeś w tym rzeczonym tekście. Tym razem po raz już drugi słyszysz od znajomej, że tekst i owszem ciekawy, jednak jest w nim sporo, o wiele za dużo błędów. No cóż. Po raz drugi dziękujesz za zwrócenie uwagi i zapewniasz, że następnym razem zadbasz o odpowiednią korektę. Spotykacie się ze znajomą dość często bo łączy was wiele zawodowych, a czasem przyjacielskich spraw. Jednak zauważasz, że ilekroć poruszacie w rozmowie merytoryczne zagadnienia z twojego tekstu tylekroć ona ci przypomina o zawartych w nim błędach. I mimo, że za każdym razem doceniasz jej troskę i zapewniasz o wykorzystaniu jej uwag na przyszłość ona i tak ci o twoich błędach nie zapomina przypomnieć. W końcu starając się jej nie urazić zwracasz uwagę, że ilość przypomnień nie sprawi, że ten tekst w jakiś magiczny sposób pozbawi się błędów. Został opublikowany, wydrukowany i koniec. Mleko się rozlało, zaś jedyne co możesz zrobić to zadbać w przyszłości o to, by taka wtopa się nie powtórzyła. Jak na to reaguje twoja znajoma? Ano mówi: „Ej, weź wrzuć na luz, co ty taki przewrażliwiony jesteś? Dobra już nic nie mówię. Chciałam pomóc. Myślałam, że nie pamiętasz”. Ej, no pewnie że pamiętam, bo mi o tym przypominasz za każdym razem.
Inny przykład: jakiś czas temu, niech będzie że dwa lata temu coś w pracy zawaliłeś, czy zawaliłaś. Jakiś projekt nie wyszedł, pojawiła się obsuwa, czy cokolwiek innego, czego przyczyną było jakieś twoje niedopatrzenie. Wówczas po tym co się stało szczegółowo analizowaliście z szefem przyczyny tego zajścia oraz wypracowaliście na przyszłość cały szereg sposobów na to, by taka sytuacja się nie powtórzyła. Oczywiście było ci wtedy przykro, że z twojej winy coś się zawaliło i odebrałeś, czy też odebrałaś wówczas cenną lekcję i naukę na przyszłość. Jednak teraz – mimo że upłynęły już dwa lata – przy każdym nowym projekcie szef przy wszystkich mówi do ciebie: „Tylko wiesz, żeby nie było znowu tak jak wtedy”. Po prostu obecnie za każdym razem słyszysz odwołanie do tego poprzedniego wydarzenia z przestrogą, byś czasem o nim nie zapomniała czy nie zapomniał. I oczywiście z każdym takim razem masz coraz bardziej dosyć tej roboty i po raz kolejny sobie obiecujesz, żeby rozejrzeć się za jakąś inną.
W obydwu powyższych przypadkach coś jest nie tak, prawda? Pokazują one bowiem sytuację, w której coś co powinno zostać zapomniane i zatarte nie powinno jednocześnie być ci podawane na talerzu za każdym możliwym razem. Jeśli zaś tak się dzieje, to nasz odbiór tego typu sytuacji jest zawsze destrukcyjny dla naszego poczucia wartości. Po pierwsze przecież – jeśli coś uznajemy za przepracowane, wyjaśnione i stanowi przeszłość – to wracanie do tego faktu powoduje, że zaczynamy nabierać wątpliwości, czy aby na pewno to co wraca rzeczywiście dla drugiej strony stanowi zamknięty rozdział. Może jednak nie jest taki zamknięty jak nam się wydawało, bo przecież ta druga strona – w powyższych przykładach znajoma czy szef – nie przepracowała go do końca. Może nosi w sobie jakąś zadrę żalu, a może twój dawny błąd na tyle podważył jej zaufanie do ciebie, że wciąż nie potrafi go w sobie odbudować. Po drugie tego typu informacja zwrotna zamiast konstruować naszą specjalizację, tak naprawdę poddaje ją w nas samych pod zwątpienie. Stajemy się lepsi ucząc się na błędach. Jednak kiedy pamięć o tych błędach dla naszego otoczenia jest wciąż żywa to jednocześnie w nas samych implementowane jest zwątpienie w nasze własne możliwości dokonania pomyślnej zmiany. To sytuacja podobna do tej, w której ktoś jest przekonany, że i tak zawalimy to co chce nam powierzyć. Jego postawa zatem rodzi w nas przekonanie, że cokolwiek byśmy nie zrobili to i tak, nie sprostamy stawianym przed nami wymaganiom. A skoro tak, to po co się starać?
Co więcej – kiedy popełnimy błąd pojawia się w nas jakiś poziom poczucia winy. I to poczucie winy może mieć dwa faktory. Pierwszym jest tzw motywacja wycofania, zaś drugim motywacja podejścia. W pierwszym faktorze poczucie winy motywuje nas do tego, by więcej nie popełniać wcześniej popełnionego błędu. W drugim faktorze motywacja podejścia popycha nas do rodzaju zadośćuczynienia. Chcemy z jednej strony naprawić błąd, a kiedy to nie jest możliwe kolejnym razem pokazać sobie i światu, że wyciągnęliśmy odpowiednią lekcję z błędu i więcej nam się to już nie musi przydarzać. Jednak ten drugi faktor nie pojawia się za każdym razem i muszą zostać spełnione określone warunki by mógł się pojawić. Pokazują to badania opublikowane w czerwcu 2007 roku w Psychological Science i przeprowadzone przez badaczy z Uniwersytetu w Nowym Jorku. W tych badaniach posadzono uczestników przed monitorem, na którym były prezentowane zdjęcia różnych osób i jednocześnie mierzono ich wskazania EEG chcąc ustalić jakie ośrodki ich mózgu będą przejawiały bioelektryczną aktywność podczas oglądania zdjęć. Same zaś zdjęcia przedstawiały osoby różnych płci, w różnym wieku i różnych kolorów skóry. Po przeprowadzeniu badania poinformowano uczestników, które zdjęcia spowodowały w nich pozytywną, a które negatywną reakcję w odpowiednich obszarach mózgu i jednocześnie poproszono o zarejestrowanie pojawiających się w efekcie tych informacjo emocji. U tych uczestników, którym przekazano (niezależnie od faktów), że zdjęcia osób o czarnym kolorze skóry wywołały w ich mózgach negatywną reakcję pojawiło się silne poczucie winy, niepokój oraz smutek. Tę emocjonalną reakcję również potwierdziły raporty EEG, nieustanie podczas całego badania rejestrując aktywność ich ośrodków mózgowych, w tym między innymi ośrodka odpowiedzialnego za dwa wcześniej wspomniane faktory motywacji – wycofania i podejścia. Ustalono, że wraz z poczuciem winy pojawiło się zmniejszenie aktywności ośrodka odpowiedzialnego za motywację podejścia, co jednocześnie oznacza, że wzmocnił się faktor motywacji wycofania. Następnie tym samym uczestnikom pokazano nagłówki gazet, wśród których znajdowały się zapowiedzi artykułów dotyczących redukcji uprzedzeń rasowych. Okazało się, że kiedy uczestnicy badania czytali te właśnie nagłówki w ośrodku mózgu odpowiedzialnym za motywację podejścia zaczęła się pojawiać spora aktywność. Stąd badacze wysnuli arcyciekawy wniosek: u uczestników, którym dano możliwość zadośćuczynienia swojej winie, to samo poczucie winy powodowało w nich zwiększenie zainteresowania artykułami o przeciwdziałaniu rasizmowi, czyli aktywowało motywację podejścia. A teraz – przyjrzyjmy się temu, co w istocie pokazały te badania. Otóż kiedy popełnimy coś złego, jakiś błąd czy zachowamy się w nieodpowiedni sposób to niejako automatycznie pojawia się w nas poczucie winy z faktorem wycofania. To rodzaj motywacji odpowiedzialnej za podejście, które można by scharakteryzować słowami: „więcej tego nie zrobię, drugi raz nie zachowam się w ten sposób”. Jednak ten rodzaj motywacji, zwanej przez naukowców motywacją wycofania, jeszcze nie popycha nas do jakiejkolwiek aktywności – on jedynie odwodzi nas od ponownego popełnienia błędu. Kiedy jednak otrzymujemy szansę by pokazać, że następnym razem w podobnej sytuacji zachowamy się już właściwie, to dopiero wówczas w efekcie pojawienia się tej szansy pojawia się w nas motywacja podejścia, czyli zamiana poczucia winy na pozytywny efekt naszych działań. To rodzaj myślenia: „no nareszcie mam szansę pokazać sobie i światu, że na poprzednim błędzie się sporo nauczyłem i tym razem zrobię wszystko jak należy”. Kiedy zaś taka szansa zostaje nam dana i rzeczywiście robimy coś, tak jak powinno się to zrobić, to wówczas pozbywamy się wcześniejszego poczucia winy. Możemy iść dalej przez życie z podniesioną głową świadomi dobrze wykorzystanej życiowej lekcji. Jest tylko jeden mały haczyk – otóż żeby to było możliwe musi być nam dana szansa na poprawę, na zadośćuczynienie, byśmy przede wszystkim przed samymi sobą mogli wyjść z twarzą i obronną ręką. Kiedy jednak ktoś z zewnątrz stale nam przypomina o tym, jak wcześniej źle zrobiliśmy, to miast szansy na motywację podejścia utwierdza nas w motywacji wycofania. To tak, jakby ten nasz wewnętrzny samoregulacyjny system był zakłócany z zewnątrz. Jakby motywacja podejścia była przez kogoś celowo blokowana. Wtedy jest trudniej się poprawić. Jest dużo trudniej odzyskać wiarę w siebie i pozbyć się nieznośnego poczucia winy. Co polecam pod rozwagę wszystkim tym, którzy lubią nam nieustannie przypominać nasze wcześniejsze błędy. Pozdrawiam