Paradoks udzielania rad #83

Niejawne oceny #82
26 października 2018
Zły feedback, czyli motywacja wycofania vs podejścia #84
9 listopada 2018

Transkrypcja tekstu:
Ile razy zdarzyło ci się w życiu, że ktoś znajomy prosił cię o radę? Zmagał z jakąś konkretną życiową sytuacją i uznał, że twoja opinia może być bardzo pomocna w jej rozwiązaniu. W takich sytuacjach oczywiście staramy się udzielić jak najbardziej sensownej rady. Staramy się przyjąć pozycję życzliwego, ale mimo wszystko bezstronnego obserwatora i wykorzystując tę trzecioosobową perspektywę, szukamy jak najlepszego rozwiązania, jak najsprawniejszego wyjścia z kłopotów czy też najsensowniejszej podpowiedzi. Tymczasem znajomy opowiada o swoich perypetiach, opowiada i opowiada. Czujemy w tej rozmowie, że jest mu to potrzebne, że opowieść, którą przed nami toczy zdaje się go uwalniać od jakiegoś napięcia, przynosi mu ulgę lub też pozwala zaczerpnąć dawkę energii. Dodajmy: naszej energii. Kiedy bowiem słuchamy o ludzkich problemach, to w naturalny sposób oddajemy im własną energię. Przypomina to trochę energetyczny wampiryzm. Ilu znasz takich ludzi, z którymi wystarczy porozmawiać pięć minut, by poczuć się zmęczonym, jak po wyczerpującym treningu? Działa tutaj prosta fizyczna zasada termodynamiki, w myśl której każdy układ dąży do energetycznej równowagi, Im więcej więc nasz energetyczny wampir wyssie z ciebie energii, im większym jej ładunkiem sam się nakarmi, tym więcej jednocześnie ty tej energii stracisz. Pojawi się zmęczenie, wycofanie i zjawisko wyczerpania ego. Tylko dlatego, że zanurzyłaś czy zanurzyłeś się na krótką chwilę w cudzych problemach. To zresztą jeden z podstawowych błędów, które na początku swej drogi popełnia niedoświadczony psychoterapeuta, mentor, coach czy jakakolwiek osoba trudniąca się pomaganiem innym. Nazywam to zjawisko „zjadaniem grzechów”, która to nazwa pochodzi z tytułu filmu z 2003 roku z gwiazdorską obsadą, w którego fabule młody ksiądz próbuję rozwikłać zagadkę mitycznej postaci zwanej Zjadaczem grzechów. Ale nie będę tu spojlerował – zobaczcie ten film, bo warto. W każdym razie zjadanie grzechów działa energetycznie w dwie strony. Jeśli ktoś dzięki zwierzaniu się nam ze swoich problemów odbudowuje swoje energetyczne siły i zdobywa energię, to jednocześnie my sami w tym procesie jesteśmy je pozbawiani. To oczywiście ekstremalny przykład pomocowego kontaktu i komunikacji z człowiekiem, który oczekuje od nas wysłuchania, zrozumienia i wsparcia. Większość tego typu przypadków ma raczej mniejszy potencjał energetycznego wyczerpania, ale sam system oparty jest na tym samym mechanizmie. Jaki to mechanizm? Bardzo prosty – nie chodzi o samo skorzystanie z rad. Przecież tak naprawdę inni, w większości wypadków, nie korzystają z naszych porad, mimo iż sami o nie zabiegają. Nie chodzi tutaj bowiem o to, by się kogoś poradzić, po czym taką mądrą podpowiedź wcielić w swoje życie. A o co chodzi? Odpowiedź na to pytanie jest ukryta w poprzednim zdaniu, zaś kluczowe słowa to nie „poradzić” i „rada”, ale „czyjaś” i „swoim”. W tym systemie przecież rady są zawsze tego, który ich udziela, zaś życie tego, który tych rad słucha. Zaś od wysłuchania rad do ich wdrożenia wiedzie wyboista droga, na której trzeba pokonać własne ego, poradzić sobie z brakiem motywacji, często pożegnać z cieplutkim bezpieczeństwem itd. Ale najważniejsze jest to, że kiedy udzielamy komuś rady, w rzeczywistości nie udzielamy jej tej osobie, ale sobie samemu, wczuwającemu się w sytuację rozmówcy. Nie mówimy do niej, mówimy do siebie. A ściślej – do własnej wizji życia osoby, której doradzamy. Jednak jej prawdziwe życie, to nie to samo, co nasza wizja tego życia. My zaś nie bierzemy i siłą rzeczy nie możemy brać całokształtu ludzkiej osobowości, która siedzi wpatrzona w nas na przeciwko, bo nie mamy po prostu do niej dostępu. Jedynym zaś czym dysponujemy, jest jedynie nasze wyobrażenie tej osoby, jej życia i problemów, które stworzyliśmy sobie we własnej głowie. Zwięc w rzeczywistości udzielamy rad jedynie jej avatarowi – wirtualnemu, wyobrażeniowemu tworowi, który stworzyliśmy i który dla nas jest reprezentacją tej osoby. Można to przyrównać do projektora i ekranu. To sytuacja, w której nie widząc samego projektora, widzimy jedynie obraz, który ten rzuca na białym płótnie lub też białej ścianie. Widząc ten obraz możemy jedynie wnioskować o rodzaju urządzenia, które go wyświetla. Co więcej, sam obraz jest niezwykle iluzoryczny, bo wystarczy, że w sali projekcyjnej zmienimy natężenie światła, a na ekranie zmieni się paleta kolorów. My zaś, widząc obraz na ścianie, wnioskujemy na temat tego, co przedstawia – nie na bazie obiektywnej rzeczywistości, ale wyłącznie opierając się na naszej percepcji tej rzeczywistości. To my widzimy to, co widzimy, to my wyciągamy na tej podstawie konkretne wnioski i to my udzielamy konkretnej rady jak ktoś ma postąpić w obliczu tego, co go spotyka. Wychodzi więc na to, że przede wszystkim radzimy sami sobie – co powinniśmy zrobić, jak zareagować, czy jak się zachować, gdyby opowiedziana nam historia dotyczyła nas, a nie osoby, która nam tę historię opowiada. I co najciekawsze, ludzie, którzy zwracają się do nas po radę, tak aprawdę wcale jej nie potrzebują, a w większości wypadków jedyne czego im trzeba, to by ktoś ich wreszcie uważnie i życzliwie wysłuchał. Wszystkie rozwiązania, jakich na ten moment potrzebują, są im doskonale znane. Zanim przyjdą po radę, tak naprawdę wiedzą wszystko, czego potrzebują i to wyłącznie od nich zależy czy tę wiedzę zechcą wykorzystać. Kto zatem korzysta na procesie udzielania rad? Oczywiście nie powinniśmy pomijać korzyści, jakie otrzymuje ten, który przyszedł po radę, ale, jak już mówiłem, po jego stronie pozytywny efekt wynika głównie z możliwości podzielenia się problemem i bycia wysłuchanym. Jednak główną korzyść ma ten, który rady udziela. I tę zadziwiającą tezę potwierdzają również jedne z najnowszych badań, których wyniki zostały opublikowane w październiku 2018 r. Przeprowadzono je na dwóch amerykańskich uniwersytetach: w Pensylwanii i Chichago, a badane grupy zrekrutowano z uczniów miejscowych gimnazjów. Zaczęto od prostej tezy – naukowcy chcieli sprawdzić czy udzielanie rad i motywowanie do zrobienia zadań domowych będzie miało większy skutek wówczas, kiedy motywującym i udzielającym rad będzie nauczyciel, czy też kolega ze starszej klasy. I okazało się, że najlepsze wyniki w odrabianiu zadań domowych zanotowano rzeczywiście w tych przypadkach, kiedy te zadania były przedmiotem porad, jakich udzielali starsi uczniowie młodszym. Z tą jednak różnicą, że najlepsze wyniki w kolejnym miesiącu w odrabianiu zadań (pod względem ich ilości, częstotliwości wykonania oraz motywacji do tego wykonania) odnieśli nie młodsi, ale starsi uczniowie. Dokładnie tak: nie ci którym udzielano rad i motywowano ich do pracy, ale ci którzy tych rad udzielali starając się motywować młodszych. Później, chcąc potwierdzić lub obalić ten zaskakujący wynik, powtórzono te badania, ale już nie w kontekście odrabiania lekcji, ale w takich obszarach jak oszczędzanie pieniędzy, kontrolowania własnych nastrojów, znajdowania zatrudnienia czy zrzucania wagi ciała. We wszystkich tych wypadkach dużo lepsze wyniki osiągali ci, którzy udzielali w powyższych obszarach rad, a nie ci, którym tych rad udzielano.
Jaki z tego wniosek? Otóż ilekroć ktoś przychodzi do ciebie po radę nie odrzucaj możliwości udzielania mu jej bo głównym beneficjentem twoich porad będziesz ty sam. Nawet jeśli za cały proces musisz zapłacić pozbyciem się części własnej energii, która zostanie przekierowana na osobę zwierzającą ci się z problemów, która w tym procesie się energetycznie wzmocni jednocześnie powodując utratę energii po twojej stronie, to sam mechanizm jest tego warty. Udzielając bowiem rad innym, tak naprawdę udzielamy ich sobie i okazuje się, że ten proces jest dla nas jednocześnie jednym z najlepszych i najcenniejszych źródeł motywacji. Samego zjadania cudzych grzechów można się oduczyć i doświadczeni terapeuci, czy inni people helperzy doskonale wiedzą jak to zrobić, by niosąc efektywną pomoc drugiej osobie, jednocześnie nie pozbywać się cennych pokładów energii własnej. To kwestia techniki i odpowiednich narzędzi. Jednak nawet jeśli na początku tego nie potrafimy, to warto „pozjadać cudze grzechy”, by samemu wzrastać. Pozdrawiam.