Jak rozwalić każdą relację?

Zaprogramowane moralne znieczulenie
18 października 2024
Samotność osób wysoko wrażliwych
1 listopada 2024

Transkrypcja tekstu:

Tym razem, zamiast przykładu zacznijmy od wykresu. Oto przyjrzyjmy się prostemu wykresowi, na którego osi X umieścimy skalę łatwości popadania w zdenerwowanie, a na osi Y skalę częstotliwości doświadczania zmartwienia. Oznacza to, że zgodnie ze wskazówkami wektorów im dalej w prawo na osi X tym szybciej i łatwiej potrafi nas coś zdenerwować, a im wyżej na osi Y tym częściej się czymś martwimy. Spróbuj teraz na tym wykresie umieścić siebie jako głównego aktora w sztuce pod nazwą twoja relacja. Użyjemy tutaj celowo terminu aktora – co się niebawem wyjaśni – czyli uznajemy, że oczami widza oglądasz teatralną sztukę, czy też film dotyczący twojej relacji, w której z twojej perspektywy to ty jesteś głównym aktorem czy też aktorką. Czyli mówiąc inaczej spróbuj zobaczyć z odpowiedniego dystansu i na chłodno, jak często przydarza ci się w życiu martwienie się oraz z jaką łatwością przychodzi ci się na coś lub na kogoś zdenerwować. Kiedy już ustalisz jakie miejsce tym wykresie byłoby dla ciebie reprezentatywne spróbuj je zapamiętać lub przerysuj ten wykres na kartce papieru i na niej zaznacz odpowiedni punkt, który będziemy teraz nazywać efektem aktora. W drugiej części tego ćwiczenia na tym samym wykresie – jeśli robisz to na kartce to innym kolorem – zaznacz punkt, który będzie reprezentował efekt tzw. efekt partnera. Ten drugi punkt ma być reprezentacją tego, w jaki sposób ty, czyli z twojej perspektywy główny aktor relacji widzi swojego partnera czy partnerkę w tejże relacji. Tutaj więc postaw kropkę w miejscu, w którym ty widzisz swojego relacyjnego partnera czy partnerkę pod względem łatwości wpadania w zdenerwowanie oraz częstotliwości martwienia się. Teraz oceń odległość postawionych na wykresie kropek od miejsca przecięcia się osi X i Y czyli punktu zerowego wykresu. Im dalej od tego miejsca umieściłeś kropki i to zarówno w efekcie aktora, jak i efekcie partnera tym większy problem macie lub będziecie niebawem mieli w swojej relacji. I ta zasada dotyczy każdej relacji – nie tylko romantycznej, ale też zawodowej, rodzinnej czy towarzyskiej. Trudno temu zaprzeczyć, bo zostało to udowodnione w badaniach przeprowadzonych na potężnej grupie 9560 małżeństw w oparciu o Model Moderacji Współzależnej Aktor – Partner wykorzystywany do analizy tego, w jaki sposób zmienne tzw operatora, czyli osoby badanej w tym modelu wpływają na poziom satysfakcji małżeńskiej i w jaki sposób są skorelowane z tzw samooceną depresji. Dla naszych rozważań kluczowa jest hipoteza czwarta, którą chciano w tych badaniach sprawdzić. Założono w niej, że im wyższy neurotyzm u osób tworzących małżeństwo tym wystąpi silniejszy efekt tendencji depresyjnych oraz mniejsza satysfakcja małżeńska. W badaniach użyto tzw skróconej wersji skali osobowości z pięcio punktową oceną ”często się martwię” oraz „łatwo się denerwuję”. Przebadanie tych prawie dziesięciu tysięcy małżeństw nie pozostawiło złudzeń – im bardziej neurotyczny jest współmałżonek, tym związek z taką osobą oceniany jest jako mniej szczęśliwy czy spełniony. Przy czym – co badacze wyraźnie zaznaczyli we wnioskach – jeśli te dwie skłonności – pojedynczo lub razem – występowały u kobiet, to taka konfiguracja miała większy wpływ na niższą ocenę poziomu satysfakcji w związku niż w przypadku kiedy występowały one – również pojedynczo lub razem – u badanych mężczyzn.
Spróbujmy teraz ten mechanizm pokazać na – jak mi się wydaje – bardziej klarownym przykładzie. Wyobraźmy sobie zatem małą chatkę w górach, którą szykujemy na zimę i w której dysponujemy jedynym źródłem energii, czyli agregatorem prądotwórczym o określonej maksymalnej mocy. Według naszych obliczeń moc ta powinna nam wystarczyć, by w mroźną zimę dysponować taką ilością energii z naszego generatora, by starczyło na ogrzewanie, oświetlenie i funkcjonowanie wszystkich zasilanych elektrycznie sprzętów, w tym rownież lodówki, telewizora, czy naszej wypasionej wieży stereo. Przychodzi zima, włączamy generator i widzimy, że sufitowe lampy ledwie świecą, lodówka odmówiła posłuszeństwa, a w chałupie jest zimno, że trzeba siedzieć w kurtce. Coś tu jest nie tak. Generator zaiwania na całego, a wypluwa z siebie zaledwie małą część spodziewanej energii. Zaczynamy więc grzebać w systemie i idąc od generatora do gniazdka sprawdzamy, czy aby na pewno obwód jest w porządku. I nagle napotykamy na zaskakującą złośliwość elektryka, który ten system montował. Otóż okazuje się, że pod podłogą naszej chatki zamontował dwa dodatkowe odbiorniki prądu pod postacią teatralnych reflektorów. I owszem świecą potężnym światłem ale oświetlają jedynie podpodłogowy schowek, czyli tak naprawdę marnują energię w bezużyteczny sposób. Możemy te dwie lampy nazwać energetycznymi pasożytami, które pożerają część energii systemu, potrzebnej do tego, by nasze gniazdko było maksymalnie przytulne i zamieniają je w funkcjonalny koszmar: nic nie widać, zimno jak cholera i do tego nie ma co jeść, ani nie ma co robić z wyjątkiem wymyślania kolejnych wulgaryzmów by opisać tę okropną sytuację. Problem tym większy, że jak się okazuje bez odpowiednich narzędzi nie możemy tak po prostu odciąć dwóch reflektorów od systemu, by natychmiast przestały zakłócać jego pracę. Jedyne co możemy zrobić to siedzieć razem z nimi w tym schowku i przyglądać się napisom znajdującym się na ich obudowie. Na jednym jest napisane ”łatwo się denerwuję” na drugim „często się martwię”.
Neurotyczność jednego z partnerów jest zatem w naszych relacjach takim właśnie energetycznym pasożytem, który marnuje energię, którą można by z powodzeniem wykorzystać na to, by uczynić dany związek dużo bardziej spełnionym i satysfakcjonującym. Wprawdzie badania, o których wspominałem i które zostały przeprowadzone w 2018 roku obejmowały małżeństwa to jednak nie mam wątpliwości, że podobny wpływ możemy zaobserwować w pozostałych typach relacji – zawodowych, rodzinnych czy towarzyskich. Osoby, które wykazują tendencję do popadania w lęk, zamartwianie się, doświadczania zazdrości czy gniewu lub takie, które gorzej sobie radzą ze stresem i są generalnie rzecz ujmując niestabilne emocjonalnie, będą odbierały energię w relacjach i trwoniły ją na obsługę swojego neurotyzmu. To zaś spowoduje, że dla drugiej strony relacji takie energetyczne ustawienie zasilania z biegiem czasu będzie związane z coraz większym dyskomfortem i coraz mniejszą motywacją by taką relację kontynuować. To rozróżnienie płciowe, które wykryli badacze oczywiście nie sprawia, że to neurotyczne kobiety są największym problemem w relacjach, zaś relacja z neurotycznym facetem to cud, miód i orzeszki. Zgodnie z zarejestrowaną w badaniach różnicą oznacza to jedynie, że relacja z neurotyczną kobietą jedynie przyspieszy destrukcyjny proces niż będzie to miało miejsce w relacji z neurotycznym facetem, bo obydwie te płciowe konfiguracje po prostu relacji nie wróżą niczego dobrego.
Na pierwszy rzut oka przyglądając się na naszym wykresie odległości kropki ilustrującej neurotyczność od przecięcia się osi X i Y można by powiedzieć, że to przecież nic specjalnie odkrywczego, bo kiedy wyobrazimy sobie relację z osobą, która łatwo się denerwuje i często martwi to samo się nasuwa, że taka relacja jest daleka od szczęśliwej i spełnionej. Problem jednak nie w tym, że wynik badań wydaje nam się oczywisty, ale w tym, że rzadko kiedy w konfliktach w relacjach łączymy odpowiednio kropki i orientujemy się, że to właśnie neurotyczność jednej ze stron jest odpowiedzialna za relacyjną dysharmonię. Kiedy próbujemy rozwikłać istotę relacyjnego konfliktu najchętniej szukamy rozwiązań w tym, że partner nie zachowuje się po naszej myśli, nie spełnia oczekiwać, czy nie radzi sobie z konkretnymi wymaganiami lub też nie potrafi się skutecznie komunikować. Taką przynajmniej wstępną diagnozę problemu słyszymy, kiedy ktoś nam opowiada o tym, dlaczego swoją relację uważa za mniej udaną i z jakimi problemami się w niej zmaga. Dużo rzadziej usłyszmy diagnozę: „nie umiem w relację, bo gro energii marnuję na denerwowanie się i zamartwianie, czym zatruwam mojej partnerce, czy mojemu partnerowi życie spychając to co naprawdę ważne w relacjach i czemu naprawdę warto poświęcić energię na dalszy plan. I niestety jak świat długi i szeroki stwierdzenie: „ja już tak mam, czy on/ona już tak ma” jeszcze nigdy nie rozwiązało żadnego problemu.
Pozdrawiam