Miejsca, które zatrzymują życie

Pożądanie kontra powściągliwość
13 września 2024
Wzorzec syntetycznego życia
27 września 2024

Transkrypcja tekstu:
Oto wyobraźmy sobie dwie osoby, które oferują swoją atrakcyjność na jakimś portalu randkowym. Wspominają o swoich zainteresowaniach, preferencjach, ulubionych zajęciach, czyli tworzą rodzaj mapy oferty swojej osobowości. Oczywiście czynią to w taki sposób, by przedstawić siebie w wystarczajaco korzystnym świetle. Do czego służy nie tylko Photoshop z wachlarzem filtrów wygładzania skóry twarzy i sprytną zamianą zwisających wałków brzusznych na rasowy sześciopak. Filtrowanie ma dużo szerszy zakres, bo podlega mu nie tylko opis swoich zalet, w którym siłą rzeczy pomijane są wady, bo jakoś trudno sobie wyobrazić kogoś, kto szczerze wyznaje że zwykł zaczynać dzień od potężnego beknięcia i puszczenia tak głośnych i dokuczliwych wiatrów, że na wyposażeniu mieszkania musi znajdować się obowiązkowy zestaw masek gazowych. Filtrowaniu również podlegają zalety. I tak jak wady filtrowane bywają w dół, tak zalety w górę, co powoduje, że jeden mały życiowy sukcesik urasta do całego pasma niezwykłych osiągnięć, których nie da się ogarnąć pamiątkowymi medalami, bo musiałyby zajmować całe ściany, a przecież trzeba zostawić na nich miejsce na zdjęcia dokumentujące były i obecny stan posiadania. Mamy zatem dwoje specjalistów od self PR-u – dwoje dlatego, byśmy nie musieli w tym przykładzie ograniczać się do charakterystyki płci. Teraz wyobraźmy sobie, że jesteś potencjalnie zainteresowana czy też zainteresowany wejściem w nieco bliższą relację z jedną z tych osób. Pora następnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy gdyby istniała taka możliwość to chciałbyś, czy też chciałabyś móc zobaczyć listę miejsc, w której obserwowana przez ciebie kandydatka czy kandydat na relacyjne partnerstwo przebywał w ciągu całego tygodnia. Nie chodzi o to co tam robił i po co tam był. Jedynie o listę konkretnych miejsc, w w których z własnej nie przymuszonej woli tych dwoje pojawiło się w ciągu całego tygodnia od poniedziałku do piątku? Widzę po minach sporej części widzów, że nie odmówiliby sobie takiej możliwości wglądu w historię lokalizacji obserwowanej osoby, co oznacza, że właśnie obudziła się w was perspektywa socjologiczna, w której uznaje się, że transakcje pomiędzy osobowością a miejscem przebiegają w obydwie strony – to osobowość człowieka wpływa na miejsca, w których przebywa, ale też miejsca te kształtują osobowość człowieka. A to oznacza, że po liście lokalizacji, w których ludzie dobrowolnie się pojawiają możemy dowiedzieć się o nich więcej, niż z dowolnego opisu cech osobowych, który nam dostarczą.
Potrafimy wnieść do miejsc naszą energię, ale jednocześnie niejako nasiąkamy energią, którą te miejsca są wypełnione. To trochę przypomina małe urządzenie, które jest jednocześnie transmiterem i odbiornikiem bluetooth. Tyle że tego typu urządzenia posiadają przełącznik, za pomocą którego możemy wybrać tryb transmisji lub tryb odbioru. My zaś o tyle się różnimy od tych urządzeń, że obydwa tryby – zarówno transmisji energii, jak i jej odbioru – mamy włączone jednocześnie. Potwierdziły to badania przeprowadzone przez zespoły badawcze Columbia Business School oraz Uniwersytetu Stanforda, których wyniki ujrzały światło dzienne w 2020 r. Dowiedziono w tych badaniach, że ludzie wybierają środowiska, w których się pojawiają w taki sposób, by dopasować je do swoich cech osobowości i jednocześnie środowiska, które wybierają wpływają na zmianę cech psychologicznych danej osoby i to na trzech poziomach – stabilnych cech osobowości, chwilowych stanów osobowości oraz krótkoterminowych ekspozycji cech osobowości. Okazało się, że konkretne stabilne cechy osobowości – na przykład te pochodzące z tzw Wielkiej Piątki, czyli ekstrawersja, neurotyczność, otwartość na doświadczenie, sumienność i ugodowość są ściśle związane z częstotliwością, z jaką ludzie w swoich codziennych aktywnościach odwiedzają konkretne miejsca. Jak czytamy w raporcie z badań na przykład ekstrawertycy spędzali mniej czasu w domu, a więcej w kawiarniach, barach czy domach przyjaciół. Co więcej konkretne miejsce miało też wpływ na krótkoterminowe ekspresje cech osobowych: badani o cechach introwertycznych po zwiększeniu czasu spędzonego w miejscach publicznych zgłaszali, że czują się dzięki temu bardziej ekstrawertyczni. I ten rodzaj transakcji pomiędzy człowiekiem a środowiskiem dotyczył wszystkich cech wielkiej piątki, a nie jedynie ekstrawersji. Spróbujmy ten efekt pokazać na przykładzie aktora, który każdego dnia wychodzi na scenę teatru, w którym pracuje by grać konkretne role w konkretnych sztukach. Teraz wyobraźmy sobie, że bohater tej opowieści od lat gra w tych samych spektaklach – w jednym siedzi z kumplami przy barze i słucha oraz opowiada właściwie wciąż te same historie. W drugim gra zięcia odwiedzającego z żoną dom jej rodziców, w których za każdym razem rozgrywa się ta sama intryga. W trzecim gra detektywa, który rozwiązuje wciąż te samą kryminalną zagadkę. I tak od kilkunastu, a może kilkudziesięciu lat. Teraz widzimy aktora na terapeutycznej kozetce, który zgłasza następujący problem – mam wrażenie że utknąłem, nie wiem co dalej, jakbym stał przed ścianą, jakbym nie był w stanie postąpić choć jednego kroku do przodu pozostając wciąż w tym samym miejscu. Czy dostrzegamy tutaj związek – pomiędzy problemem zgłaszanym przez aktora, a jego sceniczną aktywnością?
Dr Wendy Patrick, znana adwokat, mówca publiczny i autorka m. in, bestsellerowej książki „Czerwone flagi, jak rozpoznać przyjacielo-wrogów, podkopywaczy i innych bezwględnych ludzi” w jednym ze swych artykułów dowodzi, że sceny, na które wchodzimy jako aktorzy naszego życia ujawniają kim jesteśmy. To gdzie przebywamy, gdzie nas można spotkać, jakie środowiska wybieramy nie tylko do aktywności, ale też do relaksu mówi o nas więcej niż najbardziej drobiazgowe opisy w c.v. czy na randkowych portalach. I trudno tę opinię podważyć, kiedy uświadomimy sobie, że niektóre sceny wymagają od nas intelektualnej aktywności, a więc stymulują rozwój, a inne kumulują i odsuwają w czasie jedynie efekt stagnacji. Na jednych scenach nasz aparat poznawczy jest prowokowany do aktywności, a na drugich jedynie czujemy się fajnie wśród swoich, tacy sami wśród takich samych, którzy niczego od nas nie oczekują ponadto, byśmy uzupełniali swoją energią tą już tam zastaną. Ale jednocześnie te same sceny powodują, że nasze życia wydaje się najpierw wytracać impet, potem wyhamowywać bieg, aż w końcu zatrzymywać się w oscylacji wokół tych samych rozgrywek, tych samych intryg i tych samych znaczeń. I oczywiście nie chodzi tutaj o to, by nagle zrezygnować ze swojego ulubionego towarzystwa i zacząć katować się operą (przy całym szacunku dla tej wspaniałej sztuki). Tak jak nie chodzi o to, byśmy w tym względzie zdawali się wyłącznie na opinię innych – bo to co dla mnie jest stymulujące poznawczo, niekoniecznie takie samo musi być dla ciebie. Z tego powodu nie da się stworzyć odgórnej listy miejsc, w których należy bywać, oraz takich od których należałoby stronić, bo taka lista musi być zawsze tworzona indywidualnie, według konkretnych predyspozycji każdego i każdej z nas z osobna. Chodzi o to, byśmy na tyle świadomie dobierali sceny do naszej codziennej życiowej aktywności, by zmniejszyć udział tych, które pracują na nasze przyszłe utknięcie i zwiększyć udział tych, które będą kreowały ruch do przodu i to w maksymalnie wielu obszarach naszego życia. Stąd przewijanie propozycji relacyjnych na Tinderze, czyli de facto wchodzenie nieustannie do tego samego baru, w którym otrzymujemy tę samą energię, będzie miało skutek w poczuciu reacyjnego utknięcia. Dokładnie takiego samego, jakiego doświadczy aktor, który od lat gra tę samą rolę w tej samej sztuce. Co z tego że intryga jest ciekawa, skoro znamy ją już na wskroś, od pierwszego po ostatni akt. Żeby nasze życie się nie zatrzymywało, najpierw my sami musimy przestać się zatrzymywać. By nie pojawiała się w nim ściana, sami najpierw musimy przestać się o nią wygodnie opierać. By nie doświadczyć utknięcia warto poszukać swoich miejsc stymulujących rozwój naszego aparatu poznawczego, a nie tych, w których i owszem jest rozpoznawalnie swojsko, ale jednocześnie dramatycznie przewidywalnie i nudno. Tak jak sceny muszą tętnić życiem i okazjami do zmiany, tak życie musi tętnić scenami prowokującymi pozytywne zmiany. Gramy bowiem w grę transakcyjną pomiędzy nami a środowiskiem, która zawsze rozgrywa się w obydwie strony. Transmitujemy nasz życiowy bluetooth i jednocześnie odbieramy ten, który wysyłają do nas miejsca naszej aktywności. A pamiętajmy, że chodzi tu o miejsca – jak wskazują badania – wybierane przez nas z własnej, nieprzymuszonej woli, co oznacza, że kwestia zatrzymania się życia pozostaje wyłącznie w naszych rękach.
Pozdrawiam