Wzorzec syntetycznego życia

Miejsca, które zatrzymują życie
27 września 2024
Manipulacyjna instalacja fałszywych wspomnień
4 października 2024

Transkrypcja tekstu:
„Ale laska” – westchnął Stefan zapatrzony w ekran komputera i kompletnie nieświadomy tego, że z nad jego ramienia Grażyna również widzi przedmiot jego westchnień. „Ty naprawdę, ćwoku jeden – mówi rozbawiona Grażyna – nie widzisz, że ta panna jest wygenerowana przez sztuczną inteligencję?”. „No coś ty – oburzył się Stefan, a po czym to poznajesz?”. „Po tym gamoniu, że w prawej ręce ma siedem palców a w lewej sześć” – zaśmiała się Grażyna – „Tylko żeby to zauważyć to trzeba było by patrzeć na ręce, a nie na dekolt”. „Ty też nie jesteś lepsza – odciął się Stefan – weźmy pierwszy z brzegi przykład tej twojej influencerki Fiony, co się mizdrzy do obiektywu po siedemdziesiąt razy dziennie. To jest dopiero syntetyczny wytwór Instagrama. Sztuczność level master”. „Co ty wygadujesz – oburzyła się Grażyna – przecież to prawdziwa osoba. Tydzień temu w Empiku podpisała mi swoją książkę o szczęściu!” „Prawdziwe osoby – odburknął Stefan – czasem mają zły humor, czasem się przewrócą i przeklną, czasem wyglądają koszmarnie i czasem robią kupę!”.
We wrześniu tego roku magazyn Rolling Stone poświęcił potężny artykuł nowej popowej super gwieździe Chappel Roan, który jest tak naprawdę niezwykle ciekawym socjologicznym studium relacji paraspołecznych. W relacjach tych potrzeba bliskości, bezpieczeństwa czy zrozumienia jest realizowana jednostronnie, kiedy na przykład fanka śledzi w mediach społecznościowych swoją ulubioną celebrytkę, otrzymując wirtualny zastępczy pakiet emocjonalny, którego nie doświadcza i jednocześnie pragnie we własnym szaroburym życiu. W relacji paraspołecznej dana osoba poświęca swoją energię, uwagę i czas osobie znanej – influencerom czy celebrytom, by w ten sposób na przykład skompensować sobie jakiś rodzaj niedojrzałości, zagłuszyć trudne własne doświadczenia – najczęściej z dzieciństwa – które spowodowały deficyty kompetencji budowania rzeczywistych relacji. Zresztą przyczyn może być wiele, ale najistotniejsze jest to, że fan zaczyna żyć życiem gwiazdy, stawia jej określone oczekiwania i idealizuje jej postać nie przyjmując do wiadomości, że to co widzi i chce widzieć to iluzja życia a nie samo życie. Chappel Roan w Rolling Stone przyznała, że jednym z największych wyzwań, z którym się mierzy jest sprostanie temu, jaką jej fani chcą by była. Tutaj pojawia się efekt iluzji tworzącej syntetyczne życie – z jednej strony to wyznaczane przez pułap oczekiwań fanów, a z drugiej to, które jest efektem starań gwiazdy by tym oczekiwaniom sprostać. Łatwo się domyśleć, że z biegiem czasu oczekiwania staną się coraz większe, a kreowany sztuczny, czyli syntetyczny obraz życia coraz bardziej będzie odbiegał od rzeczywistości, bo tylko takiemu można wirtualnie sprostać. To zjawisko zresztą nie dotyczy tylko tych gwiazd i celebrytów, których popularność została wywindowana jakąś umiejętnością czy osiągnięciami. Dotyczy to również, a może przede wszystkim tych, których jedynym tak naprawdę osiągnięciem, jest kreowanie syntetycznego obrazu życia, wirtualnego awatara osoby, która tak naprawdę w rzeczywistości nie istnieje, bo kiedy zedrzeć zeń wirtualny make up, nie moglibyśmy uwierzyć, że to ta sama osoba. Jednak to, co znajduje się pod tymże wirtualnym make-upem jest najczęściej skrzętnie skrywaną tajemnicą, bo jej odkrycie mogło by obniżyć zyski z sieciowej sprzedaży awatara i w ten sposób to syntetyczne koło samo się nakręca. Fani więc oczekują idealnego awatara, celebryta spełnia te oczekiwania, więc fani podkręceni tym spełnieniem oczekują więcej. I wszystko wydaje się idealnie układać, dopóki nie pojawi się rysa na szkle, która narusza strukturę oczekiwań i przestrzega fanów przed czymś, przed czym uciekają w normalnym życiu: przed świadomością że relacja paraspołeczna z ich idolką czy idolem może być obarczona takim samym rozczarowaniem, jak te relacje, których doświadczyli w swoim życiu i od których tak bardzo właśnie probują uciec. Niestety ten balet fanów i gwiazd ma również swoje mroczne strony, a nawet moglibyśmy powiedzieć, że tych mrocznych jest znacznie więcej. Jednak największy demon gnieździ się w naszym naturalnym wyposażeniu genetycznym, czyli impulsie imitacyjnym. Jeszcze do niedawna sądziliśmy, że aktywność tzw neuronów lustrzanych wspomaga wzajemną sympatię i służy budowaniu więzi społecznych. Kiedy obserwujemy czyjeś zachowania i zaczynamy zachowywać się w podobny sposób, to jednocześnie pomiędzy nami a obiektem wzorcowym powinien się pojawić jakiś rodzaj bliskości. Co jednak, kiedy naśladowany obiekt po pierwsze jest wirtualny, a po drugie nie chce uczestniczyć w tej naśladowniczej grze? Badania przeprowadzone w 2023 roku przez zespół połączonych sił naukowców z uniwersytetów Drew, Ohio oraz Duke wykazały, że tzw. Efekt kameleona występuje również jako czynność nieświadoma i niezwiązana z zamiarem naśladowania, a więc taka na którą nie ma wpływu to, czy ktoś chce z nami wchodzić w taką interakcję czy też nie. I właśnie ta zasada obowiązuje w przypadku relacji paraspołecznych, które z definicji są jednostronne. Co więcej w przypadku takich relacji – które zachodzą pomiędzy obserwatorem czyjegoś życia eksponowanego w mediach społecznościowych – występuje dodatkowy, dominujący w takim układzie efekt porównywania się oraz własnego życia z obiektem obserwacji. W 2011 roku naukowcy z Uniwersytetu Utah przeprowadzili badania zatytułowane „Są szczęśliwsi i mają lepsze życie niż ja”: wpływ korzystania z Facebooka na postrzeganie życia innych, w których okazało się, że ci którzy obserwują innych – w tym celebrytów – w mediach społecznościowych popełniają masowy błąd polegający na przypisywaniu tego co widzą – zdarzeń, sytuacji, czy doświadczeń cechom charakteru obserwowanej osoby a nie okolicznościom, w których dana osoba się znalazła. Można by to ubrać w następującą sekwencję postrzegania wirtualnych przygód swoich idoli: „Te wszystkie fajne rzeczy, które im się zdarzają, zdarzają im się bo są tacy fajni i wspaniali i właśnie dzięki temu że tacy są mają takie wspaniałe i szczęśliwe życie. Życie o wiele lepsze niż moje własne”. Zauważmy że w tej koncepcji ukryta jest istotna idea, w której jeśli uznaje się, że ktoś kogo się obserwuje i podziwia ma lepsze i szczęśliwsze życie, co jest efektem tego jaki jest a nie tego co go spotkało, to musi oznaczać, że obserwujący i podziwiający ma życie gorsze i mniej szczęśliwe, nie dlatego co go spotkało ale dlatego że jest gorszy. W ten sposób wracamy do Chappel Roan i jej obaw o sprostanie oczekiwaniom fanów, którzy w jej karierze i stawianym jej wymaganiom kompensują sobie deficyty własnego poczucia wartości. Stąd każde uchybienie ich oczekiwaniom jest natychmiast krytykowane i hejtowane. Oczywiście zarówno z odpalanymi nieświadomie neuronami lustrzanymi, jak i samym porównywaniem można by było sobie poradzić gdyby nie pewna dosyć istotna zmienia, której działanie pokażmy na samym porównywaniu. Otóż istnieją dwa podstawowe typy porównań, którymi ludzie są najbardziej zainteresowani – to porównywanie w górę, czyli porównywanie swojego życia i siebie z osobami, których życie uznajemy za lepsze a ich samych za fajniejszych od nas. Drugim typem jest porównywanie w dół, czyli do osób, których życie uznajemy za gorsze, a ich samych za mniej uzdolnionych, inteligentnych, zaradnych itd. Oczywiście istnieje jeszcze porównywanie równolegle, ale wydaje się być dla ludzi mniej interesujące. W każdym z tych dwóch głównych typów porównań możemy dostrzec dwa wektory efektowe – negatywny, którego skutki są dla nas finalnie destrukcyjne oraz pozytywny, ze skutkami, które nas motywują. Tutaj oddajmy głos dr Donowi Bale, specjaliście w dziedzinie doradztwa rozwojowego z Uniwersytetu Stanowego Trumana. Jeśli porównujemy się w dół, czyli z kimś kogo uznajemy za gorszego od nas, to oczywiście system otrzymuje temporalną ulgę przypominającą nam, że z naszym życiem nie jest najgorzej, ale jednocześnie stawia nas wyżej od osoby, z którą się porównujemy i korzysta w tej ocenie z tego samego modelu kognitywnego odkrytego w badaniach nad facebookiem, w którym uznajemy że nasza wyższość jest efektem naszych cech, a nie okoliczności. Co oczywiście pozbawia nas empatii, współczucia i raczej nakłania do czerpania satysfakcji z bycia lepszym, niż empatycznego spojrzenia na innych. Istnieje jednak jeszcze pozytywny wymiar porównywania w dół, do którego możemy świadomie sięgnąć, w którym samo porównanie w dół możemy wykorzystać do budowania empatii, zrozumienia, współczucia i prawidłowego współistnienia na planie społecznym, o ile jesteśmy w stanie odwrócić domyślny efekt porównań i zaakceptować, że czyjeś gorsze od naszego życie nie jest winą tego, jaki ten ktoś jest, ale tego że okoliczności, w których przyszło mu funkcjonować nie dały mu takiej szansy na zbudowanie siebie, jaką otrzymaliśmy my sami. W porównywaniu w górę zachodzi ten sam model – możemy uznać że ktoś ma lepsze życie bo jest lepszy, przez co bardziej na to życie zasługuje, a wtedy pojawia się oczywiste poczucie niesprawiedliwości i zazdrość, że mu nie dorównujemy. Możemy też uczynić z przedmiotu naszych porównań cel naszych aspiracji i zacząć się motywować tym, byśmy sami stawali się lepsi i sięgali po realizację coraz większych zamierzeń, które to sięganie inspirowane osiągnięciami osoby, do której się porównujemy może nasze życie i nas samych w znacznym stopniu poprawić. Tyle, że w tym całym modelu jest jeden haczyk, który rozwala to chlubne założenie u samych podstaw. Otóż ten system ma szanse rzeczywiście działać i bylibyśmy zdolni przemodelować nasz sposób myślenia, gdyby porównywanie się z innymi dotyczyło ich rzeczywistego życia, a nie życia syntetycznego, prezentowanego nam w mediach społecznościowych za pomocą zmyślnie opracowanych awatarów, które z rzeczywistością nie mają wiele wspólnego. Bo jeśli porównujemy się do supermana, to i owszem możemy przywdziać jak on niebieskie rajty, a na nie – co zawsze mnie zadziwiało – czerwone majtki i namalowawszy sobie duże stylizowane S na klacie popylać po ulicy w podskokach. Tyle, że kiedy przyjdzie co do czego okaże się, że – w przeciwieństwie do Supermana – że nie potrafimy latać. A okaże się tak, bo życie Supermana jest syntetyczną bajką wymyśloną po tobyśmy kupowali bilety do kina i popcorn. Podobnie jak życie tych setek syntetycznych sieciowych awatarów, którymi staramy się leczyć własne niezagojone rany i poczucie wartości. Czego tak naprawdę nie da się zrobić.
Pozdrawiam