Transkrypcja tekstu:
Badanie przeprowadzone w 2017 na sporej, bo aż 50 tys. grupie osób wykazało, że skrywanych przez nas tajemnic jest tak wiele, że żeby je badawczo ogarnąć trzeba było je zebrać w konkretnych kategoriach, których stworzono aż 38. Co więcej z pośród wszystkich badanych aż 96% osób deklarowało posiadanie w momencie badania przynajmniej jednej tajemnicy, a rekordziści deklarowali ich aż 13. Czy to oznacza, że praktycznie wszyscy mamy jakieś tajemnice – bardziej lub mniej mroczne?
Oczywiście „mroczne tajemnice” brzmią na tyle sensacyjnie, że budowanie wokół tego zjawiska medialnego szumu ma się całkiem nieźle, w czym oczywiście królują telewizje śniadaniowe. W jednej z nich usłyszeliśmy, że 10% ojców nieświadomie wychowuje nie swoje dzieci, co by oznaczało, że 10% kobiet, z którymi ci ojcowie dzielą to wychowanie musi skrywać mroczną tajemnicę. W rzeczywistości mediana badań z wielu państw wskazuje, że ten procent jest sporo niższy i waha się od 0,8 do 3,7 procenta. Jednak wyniki te uwzględniają tylko te przypadki, w których na skutek odpowiedniego podejrzenia zostały zlecone badania DNA. A przecież skoro istnieje zjawisko nieświadomego ojcostwa, to musi istnieć wiele takich przypadków, które nigdy nie zostaną wykryte, co oznacza, że tę akurat mroczną tajemnicą udaje się utrzymać w ukryciu przez wiele lat. Zresztą nieświadome ojcostwo to tylko jeden mały wycinek ludzkiej aktywności, a obszarów w których nasze tajemnice się pojawiają – niezależnie od intensywności ich mroku jest przecież o wiele więcej. To zdarzenia z przeszłości związane z wyborami, decyzjami czy zachowaniami, których się wstydzimy, których żałujemy i których ujawnienie mogło by zburzyć w miarę składny obrazek, który z takim mozołem udaje się tworzyć. To zaangażowanie w niewłaściwe relacje, sięganie po niezbyt chlubne używki, z których wielu nawet nie da się pomylić z oranżadą w proszku, czym można by się jeszcze jakoś wytłumaczyć. To też tajemnice zawodowe, dotyczące tych zawiłości kariery, które nie zawsze stawiały nas na podium lojalności, uczciwości czy rycerskiej konkurencji. Sporo tego, prawda? A gdzie tam reszta…
Jednak niezależnie od tego jaka to tajemnica, czego dotyczy i jak bardzo nie chcemy by ujrzała światło dzienne zawsze stanowi ciężar. A im więcej tajemnic, tym większy ciężar. Kiedy w 2017 r. naukowcy z Uniwersytetu Columbia przeprowadzili serię dziesięciu badań doświadczenia tajemnicy, którymi objęto aż 50 tys osób namierzono wśród badanych aż 13 tys. sekretów. I to zarówno tych błahych i zupełnie nie mrocznych w stylu: „nie chcę żeby się wydało, że tę nową bluzkę poplamiłam rano kawą i muszę jakoś ukryć tę plamę do końca dnia”, jak i tych w stylu „ci ludzie uważają mnie za eksperta i nie mogą się dowiedzieć, że moja edukacja w tym obszarze skończyła się dużo wcześniej niż zakładają”. Jednak to co było przedmiotem koncentracji badaczy to ilość wysiłku, którego zazwyczaj potrzebujemy do pilnowania tego, by dana tajemnica się nie wydała. Okazało się, że posiadanie tajemnicy i koncentracja na jej nie ujawnieniu stanowi dla systemu emocjonalnego olbrzymie obciążenie. I ten efekt zachodzi również w sytuacji, w której osoby, przed którymi dana tajemnica jest skrywana nie są w danym momencie obecne. To oznacza, że systemowe obciążenie tajemnicą nie staje się mniejsze tylko dlatego, że ci, przed którymi chce się ją zachować akurat znajdują się gdzieś indziej i są zajęci innymi sprawami. Sam akt posiadania tajemnicy i potrzeba jej utrzymania wywołuje systemową reakcję przez cały czas. A dzieje się tak dlatego, że – tutaj zacytujmy badaczy – posiadający tajemnicę „przyłapują swoje umysły na wędrowaniu po własnych tajemnicach i ich ustawieniach ukrywania znacznie częściej niż napotykają interakcje społeczne, które wymagają ich ukrywania”. Co więcej w badaniach tych ustalono, że te ruminacje tajemnic w sytuacji, w której nie istnieje bezpośrednie zagrożenie ich ujawnienia są bardziej szkodliwe niż utrzymywanie tajemnicy w interakcji z drugim człowiekiem. Oznacza to, że tak naprawdę utrzymujący tajemnicę stają się własnymi oprawcami, nękając samych siebie natrętnymi myślami o możliwości ujawnienia tajemnicy niezależnie od interakcji z innymi. To mechanizm robala, który zżera naszą koncentrację, bo wymaga nieustannej czujności, której dana osoba wymaga od samej siebie, w czego efekcie powstaje wiele negatywnych konsekwencji. Tutaj naukowcy wyliczają poczucie winy, wstyd, tendencje do izolacji społecznej, poczucie braku autentyczności, niezadowolenie z życia, obniżony poziom dobrego samopoczucia a nawet pojawienie się stałego niepokoju.
Spróbujmy teraz porównać dwa aspekty psychicznego obciążenia wynikającego z posiadania tajemnicy. Jednym z nich jest wszystko to co negatywnie wiążemy z jej ujawnieniem, a drugim jest to, co będziemy sami sobie robić zachowując czujność i troskę o to, by nigdy nie została ujawniona. Z badań wynika niezbicie, że ten drugi aspekt jest o wiele bardziej systemowo wyniszczający niż pierwszy. Samo ujawnienie może przynieść (ale nie musi) te negatywne konsekwencje, których się obawiamy, ale też wraz z nim pojawia się systemowa ulga zwalniająca nas z obowiązku czujności i zamartwiania się o efekt ujawnienia. W tym drugim aspekcie taka ulga nie pojawia się nigdy, co skazuje posiadacza tajemnicy na doświadczanie wszystkich negatywnych efektów, które zgodnie z odkryciami badaczy wymieniłem wcześniej niestety już do końca życia. Wychodzi więc na to, że z dwojga złego lepiej jest ujawnić tajemnicę, niż się z nią borykać. Ale to niestety nie jest takie proste, chociaż znane są przykłady takich ujawnień, które miały na celu zdjąć z siebie odium zamartwiania się o wynik ujawnienia. Ten mechanizm czasem się pojawia w kontekście politycznych wyborów (niestety nie u nas), w którym to mechanizmie kandydat na dany urząd sam ujawnia na przykład swój wcześniejszy kontakt z narkotykami, z jednej strony dlatego, by tą tajemnicą z przeszłości nikt już nie mógł go szantażować, ale z drugiej strony dlatego, by pozbyć się zamartwiania się tym sekretem i wreszcie się porządnie wyspać. Jednak naczęściej strach przed konsekwencjami ujawnienia tajemnicy wygrywa z chęcią spokojnego śnienia i tajemnice pozostają w ukryciu przez wiele lat, a czasem przez całe życie. Czy zatem nie ma z tej raczej beznadziejnej sytuacji żadnego wyjścia? Otóż jest i podpowiada je – również sprawdzone badawczo – stopniowanie tajemnicy, które w skrócie można by sprowadzić do trzech podstawowych poziomów. Pierwszy poziom jest jednocześnie najbardziej wyniszczający i oznacza posiadanie takiej tajemnicy, której nie tylko nie chcemy nikomu wyjawić, ale którą też próbujemy ukryć przed samymi sobą. To tajemnica, o której najchętniej byśmy zapomnieli, bo samo jej przypomnienie sobie już tworzy spory dyskomfort, którego chcemy uniknąć. Ale im bardziej usiłujemy to zrobić tym de facto częściej o tym myślimy, więc tym częściej tenże dyskomfort serwujemy samym sobie. Na tym poziomie tajemnica toczy swojego nosiciela jak nie dający się przegonić pasożyt, którego obecność tak naprawdę kontroluje system. To poziom, który moglibyśmy określić słowami „nie mówię o tym nikomu, celowo to ukrywam przed innymi i staram się też samemu sobie o tym nie przypominać, więc tak naprawdę celowo ukrywam to również przed samym sobą”. Kolejny poziom tajemnicy to ten, w którym zmienia się tylko jeden element. Na tym poziomie pozostaje więc troska o to, by nikt danej tajemnicy nie przejrzał, ale nie jest to poziom, na którym samemu chce się za wszelką cenę zapomnieć, zakopać, czy zamieść własnej tajemnicy pod dywan. Po prostu dana osoba jest świadoma tego, że ma tajemnicę, nie chce żeby się wydała, ale też nie stara się oszukiwać samej siebie, że to co się wydarzyło się nie wydarzyło, czy też to co stanowi tajemnicę nie istnieje. Ten poziom mogło by więc opisywać zdanie: „nie mówię o tym nikomu i celowo to ukrywam przed innymi, ale jednocześnie nie staram się tego odrzucić czy też ukrywać przed samym sobą”. Trzeci poziom wprowadza korektę do kolejnego elementu, a mianowicie do celowości ukrywania. To poziom na którym w dalszym ciągu dana osoba nie ogłasza wszem i wobec swojej tajemnicy, nie dąży do jej ujawnienia, ale też celowo jej nie ukrywa. To więc poziom który możemy ubrać w zdanie: „nie mówię o tym nikomu, ale też celowo tego nie ukrywam. Jeśli to ktoś wyniucha to oczywiście nie będę zaprzeczał, ale sam z siebie ujawniać tego nie zamierzam”.
Zwróćmy uwagę jak z poziomu na poziom zmienia się intensywność negatywnych doświadczeń, którymi system atakuje sam siebie. Na pierwszym poziomie ruminacje wydają się największe, bo są wzmacniane nie tylko przez myśli oscylujące wokół tajemnicy i lęku przed jej ujawnieniem, ale również przez próby zablokowania czy odrzucenia takiego myślenia. Na drugim poziomie dyskomfort staje się mniejszy, bo nie ma już prób blokowania świadomości tajemnicy przed samym sobą, a występuje jedynie czujność przed jej zewnętrznym wyjawieniem. Trzeci poziom zdaje się otwierać furtkę do ujawnienia, bo skoro zakłada się na nim, że ktoś może daną tajemnicę przejrzeć, to siłą rzeczy przygotowuje się system na możliwość jej ujawnienia i wszelkie konsekwencje, które z tego mogłyby wyniknąć. Ten trzeci poziom więc jest najmniej wyniszczający i dyskomfortowy. Wprawdzie wciąż daleko mu do emocjonalnej nirwany, ale na bezrybiu i rak ryba, prawda? Zatem operatywny indywidualny sposób na odciążenie zmasakrowanego tajemnicą sytemu polega na tym, by w swoje głowie spróbować po pierwsze odkryć na jakim poziomie tajemnic się obecnie znajdujemy i z odkrytego poziomu wskoczyć zaledwie oczko wyżej. To wprawdzie nie rozwiąże problemu, ale przynajmniej uczyni go bardziej strawnym i może nawet polepszyć nie tylko jakość snu, ale też całego samopoczucia.
Pozdrawiam