Transkrypcja tekstu:
Tym razem zacznijmy od krótkiego testu. Za chwilę podam trzy różne podejścia do odczuwania emocji, a waszym zadaniem będzie wyobrażenie sobie osób z waszego otoczenia, które moglibyście przyporządkować do każdego z tych trzech konkretnych sposobów myślenia. Oto pierwsza osoba i jej wypowiedź: „uważam, że każdy ma prawo do szczęścia i cieszenia się życiem. Wszyscy zasługujemy na odczuwanie takich emocji, które pozytywnie wpływają na nasz nastrój. Uważam że zasługuję zarówno na szczęście, jak i na poczucie, że ktoś mnie kocha i że komuś na mnie zależy”. Teraz oddajmy głos drugiej osobie: „Nawet jeśli nic specjalnie złego się nie dzieje ludzie mają prawo czuć się źle, smutni, czy w ogóle negatywnie. Mam prawo czuć się źle przez cały czas i nikogo to nie powinno obchodzić. Jak się czuję źle, to widocznie tak mam i nie muszę od razu szukać do tego jakichś specjalnych powodów. Należy to uszanować.” Teraz przechodzimy do trzeciej osoby, która mówi: „Ja mam pretensję do tych, którzy mnie nie wspierają, kiedy czuję się źle. I w drugą stronę też to działa, bo trudno mi zaakceptować to, że ktoś nie cieszy się moją radością. Kiedy inni nie dzielą mojej radości to czuję że to jest niesprawiedliwe i trudno jest mi im to wybaczyć. Oni nie rozumieją że to mnie krzywdzi.” Teraz kiedy już znamy te trzy postawy to spróbujmy podporządkować do nich nasze rzeczywiste znajomości i na ich podstawie odpowiedzieć na dwa pytania: co je różni oraz którą z tych znajomosci cenimy sobie bardziej, a którą mniej?
Czyż to nie fascynujące, że to w jaki sposób ktoś uznaje się uprawniony do emocji wywiera silny wpływ na to, w jaki sposób chcemy, czy też nie chcemy budować relacji z taką osobą, towarzyszyć w jej życiowych zmaganiach i być świadkiem tego, w jaki sposób będzie od swojego otoczenia oczekiwała realizacji swoich domniemanych uprawnień? Koncepcja osobowości konstruowanej przez uprawnienia, czy też – jak by powiedzieli niektórzy badacze – syndromu uprawnień nie jest nowa. Fundamentu wielu z nich upatruje się w dzieciństwie, jak wskazuje Jeffrey Young, amerykański psycholog, twórca Instytutu Terapii Schematów i autor dwóch książek o jej założeniach, który mówi, że schemat uprawnień powstaje w konsekwencji zaburzonych relacji z naszymi opiekunami. Inni badacze mówią o uprawnienia powstałych na skutek potrzeby niejako wyrównania rachunków ze światem, który w przeszłości czegoś nam odmówił, a teraz domagamy się zadośćuczynienia tej straty. Ostatnio zaś koncepcja uprawnień została badawczo uzupełniona skalą uprawnień emocjonalnych, która w dosyć precyzyjny sposób wskazuje jakie konkretne uprawnienia mogą przewidywać, że w związku z osobą, która je posiada nie czeka nas nic dobrego. Powiedzmy wprost – koszty takiej toksycznej relacji będą dla nas druzgocące i możemy ich doświadczać jeszcze długo po tym jak sama relacja ustanie. I zostało to potwierdzone badaniami przeprowadzonymi już w 2024 r. przez naukowców z Peres Academic Center na próbie 1300 dorosłych osób z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych oraz Izraela. W badaniu tym sprawdzono poziom oraz częstotliwość występowania trzech form emocjonalnych uprawnień: uprawnienia do pozytywnych emocji (które w naszym przykładzie reprezentowała osoba pierwsza, czyli oczekiwanie, że w życiu powinna doświadczać wyłącznie pozytywnych emocji), uprawnienia do emocji negatywnych (to reprezentacja osoby drugiej, czyli oczekiwanie, że życiową emocjonalną dominantą są emocje negatywne) oraz bezkompromisowego uprawnienia emocjonalnego (reprezentowanego przez osobę trzecią, w którym niezależnie od charakteru emocji oczekuje się, że będą one podzielane przez innych). Zatem z całości badanych wyłoniono osoby o uprawnieniach emocjonalnych, które sklasyfikowano w trzech grupach. Osoby z grupy pierwszej wykazywały większą satysfakcję z życia od pozostałych i wykazywały też najmniejszy poziom współczynnika samotności odpowiadającego za jakość i trwałość relacji w ich życiu. Osoby z grupy drugiej, co wydaje się oczywiste, deklarowały niższą satysfakcję z życia i zostały określone jako znajdujące się w największym ryzyku wystąpienia depresji. Najciekawsze jednak wyniki pojawiły się w trzeciej grupie badanych. Okazało się, że priorytetyzowanie swoich potrzeb emocjonalnych oznaczało posługiwanie się nierealistycznymi oczekiwaniami wobec innych, co skutecznie tych innych odstraszało od nawiązywania trwałych relacji z tą grupą. Relacje zawiązywane przez te osoby były burzliwe, toksyczne i kończyły się zadziwiająco szybko pozostawiając tę grupę na pierwszym miejscu w rankingu samotności. To w tej grupie pojawiało się najwięcej oskarżeń wobec innych za niespełnianie oczekiwań, co wobec wszelkich miar toksyczności zdaje się przebijać sufit. Badacze uznali, że ta ostatnia skala emocjonalnych uprawnień, nazwana bezkompromisową stanowi istotny wgląd w patologiczną formę narcyzmu, a to oznacza, że taka postawa nie tylko diagnozuje narcystyczne zaburzenie osobowości, ale też może równie dobrze zapowiadać rozwinięcie się postawy narcystycznej w niedalekiej przyszłości. Co więcej – we wnioskach do badań czytamy, że osoby spod znaku bezkompromisowego uprawnienia emocjonalnego wykazują brak zdolności adaptacyjnych a to oznacza, że po raz kolejny możemy włożyć między bajki huraoptymistyczne przekonanie z gatunku „ja go zmienię”, czy „ona się przy mnie zmieni”. Przy czym – co należy uczciwie dodać – we wszystkich trzech grupach wyłowionych badawczo z uczestników badań znajdowało się więcej pań niż panów, co oznacza, że w zarówno w emocjonalnych uprawnieniach pozytywnych, negatywnych i bezkompromisowych kobiety wydają się wieść prym. Przy najmniej na ten moment, bo być może w kolejnych badaniach ta proporcja się wyrówna czy też odwróci.
Problem z ludźmi spod znaku bezkompromisowego uprawnienia emocjonalnego ma dwa aspekty – z jednej strony ich taktyka polega na oczekiwaniu, że inni będą podzielali ich emocje, a z drugiej strony nie chcą zaakceptować, że tego typu żądanie jest nie do spełnienia. Oto Balbina (żeby pasowało do słowa bezkompromisowa), która oczekuje od swojej koleżanki Oli, że ta będzie zawsze podzielała jej emocje niezależnie od ich znaku. To oznacza, że kiedy Balbina podskakuje z radości to oczekuje, że Ola będzie równie ochoczo wykonywała podskoki. Jeśli zaś – co zostanie skrupulatnie zmierzone suwmiarką podskoki okażą się o centymetr za niskie, czy też ich wykonywanie będzie budziło jakieś wątpliwości co do odpowiedniego poziomu entuzjazmu, to Balbina uzna, że to jest niewybaczalne. Czemu używam tego słowa – bo to termin wyjęty wprost z badań, w których emocjonalnie uprawnieni bezkompromisowcy podpisywali się pod stwierdzeniem: „Trudno mi wybaczyć tym, którzy nie czują się szczęśliwi widząc, że ja jestem szczęśliwy”. Ale nie dość tego, bo „niewybaczalność” u Balbiny to dopiero przedsionek piekła. Kolejny krok to doświadczenie głębokiego poczucia niesprawiedliwości i wejście w rolę skrzywdzonej ofiary. „Nie cieszysz się odpowiednio mocno i szczerze moim szczęściem, to oznacza, że mnie krzywdzisz i tego ci nie będę potrafiła wybaczyć”. Ale bezkompromisowość nie działa tylko w pozytywnie emocjonalną stronę. Takie osoby oczekują równie silnego podzielania emocji negatywnych. Kiedy Bogdan (znowu żeby pierwsza litera się zgadzała z typem osobowości) wraca z roboty do domu w totalnym przygnębieniu, bo właśnie odkrył, że życie nie spływa miodem i mlekiem, to od swojej żony Oliwii oczekuje, że i ona popadnie w smutek, przygnębienie i apatię. Kiedy więc Bogdan siedzi na zydelku w przedpokoju z jednym zdjętym butem w zastygłej postawie rzeźby Myśliciela Rodina i słyszy, jak Oliwia rozmawiając z kimś przez telefon nie prezentuje odpowiednio wisielczego humoru i pogrzebowego nastroju to zaczyna jej zarzucać brak zrozumienia, negowanie jego uczuć, brak szacunku i złośliwość. Bo ten jeden telefoniczny uśmiech pokazał mu jak strasznie jest właśnie krzywdzony przez osobę, która nie podziela jego przygnębienia. I oczywiście awantura gotowa, bo Bogdan oczekuje, że kiedy wraca smutny z roboty, to Oliwia powinna bez zastanowienia natychmiast się rozryczeć i w szale rozpaczy nabluzgać wszystkim, którzy w tak tragicznej chwili ośmielą się do niej zadzwonić. Przy czym zarówno Balbina, jak i Bogdan mają zupełnie za nic, że zarówno Ola, jak i Oliwia mogą mieć swoje sprawy, swoje życie i co najważniejsze swoje emocje. Bo bezkompromisowe uprawnienie emocjonalne nie tylko przyznaje prawo do odczuwania emocji samemu sobie i oczekiwanie ich podzielania przez swoje otoczenie, ale równocześnie odbiera innym możliwość posiadania emocji własnych. Tu obowiązuje więc zasada: ważne i wartościowe jest jedynie to co ja czuję i oczekuję sprawiedliwości społecznje polegającej na tym, że wszyscy wokół będą szczerze i głęboko podzielać mój emocjonalny stan. W takiej sytuacji, to co czują inni nie może być w żaden sposób istotne czy też choć odrobinę wartościowe.
Bezkompromisowcy, o ile nie wykształcą w sobie odpowiedniego poziomu manipulacji, zapewniającej im skuteczną kontrolę nad innymi, kończą jako osoby samotne, bo trudno znaleźć kogoś aż tak szalonego, kto z własnej nieprzymuszonej woli byłby w stanie znosić taką relację na dłuższą metę. Tym bardziej, że to relacja w stu procentach spełniająca kryteria relacji toksycznej, o której kosztach zarówno bieżących, jak o odroczonych opowiadałem już kilka razy. To jednak co warto zapamiętać to to, że bezkompromisowe uprawnienie emocjonalne to cecha, którą danej delikwentce czy delikwentowi strasznie trudno jest ukryć. Jak tu bowiem ukryć to, że oczekuje się od kogoś podzielania własnych emocji i ma się silne pretensję, jeśli to oczekiwanie nie zostanie w maksymalny możliwy sposób spełnione. Stąd taką osobowość po prostu widać, słychać i czuć z naprawdę daleka. A nie ma lepszej przestrogi przed toksycznym związkiem niż właśnie takie ostrzeżenie.
Pozdrawiam