Transkrypcja tekstu:
Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Wybierasz się z osobą na której ci zależy na tzw miasto, by wspólnie zrobić to co zazwyczaj robi się na mieście – sprawunki, wspólna kawa z obowiązkowym maślanym croissantem, które na szczęście smakują prawie wszędzie tak samo, załatwianie kilku spraw, jakieś spotkanie i takie tam rozrywki. W centrum do którego docieracie znajduje się milusi skwerek z ławką na samym środku. Twój znajomy, czy też znajoma wskazuje ci tę uroczą ławeczkę z widokiem na wszystko co ważne i mówi: „Ty tu sobie posiedź chwilę, a ja tylko coś załatwię”. Zasiadasz więc na ławce, mimo że od razu masz ochotę na kawę i croissanta, ale przecież to nie może potrwać długo więc chwilę wytrzymasz. W tym czasie znajomy, czy znajoma rusza przed siebie, by coś załatwić. Chwilę to trwa, ale właśnie wrócił i już podnosisz się z ławki z nadzieją na wyczekiwaną kawę, gdy tymczasem znajomy mówi: „jeszcze tylko moment, bo muszę gdzieś skoczyć”. Więc znowu siedzisz na ławce, oglądasz widoczki i czekasz. Mija kolejny kwadrans i widzisz jak znajomy biegnie do ciebie i z uśmiechem i pyta: „no co tam u ciebie, jak się masz, ale tu fajnie wyglądasz wiesz. Normalnie pasujesz tu jak ulał” i kiedy chcesz coś powiedzieć, on ucisza cię gestem dłoni i mówi w pośpiechu: „jeszcze tylko jedna rzecz i już do ciebie idę”. I tak trwa ten cyrk – znajomy czy znajoma załatwia sprawy, spotyka się z innymi osobami, robi sprawunki, a ty siedzisz na ławce łudząc się nadzieją, że w końcu napijecie się wspólnie kawy. Ale jedyne co słyszysz, kiedy się przy tobie pojawia to pytanie co tam u ciebie słychać i kolejną prośbę, by poczekać jeszcze tylko jedną chwilę. I to nigdy się nie kończy, kawa się nie pojawia, a jedynie co się pojawia to coraz większa frustracja i zawód, w którym orientujesz się, że ta wspaniale zapowiadająca się relacja, tak naprawdę nigdy się rozpoczyna niejako utykając na progu. Ten rodzaj relacyjnej interakcji przypomina sytuację, w której ktoś zaprasza nas do domu ale zostawia przed otwartymi drzwiami nigdy jednak nie wpuszczając do środka. Drzwi wprawdzie stoją otwarte na oścież i co do tego, że można przez nie wejść nie ma wątpliwości, ale sam akt wejścia nie następuje nigdy, mimo, iż ten który takie zaproszenie wystosował pojawia się w drzwiach co chwila z autentycznym zainteresowaniem co u nas słychać z przyjacielskim i niezwykle czułym poklepywaniem po ramieniu. Niestety na tym się jednak kończy.
Opisana sytuacja – oczywiście celowo przejaskrawiona i sprowadzona do oczywistego relacyjnego przegięcia występuje w rzeczywistości i stanowi połączenie dwóch manipulacyjnych technik. Jedna to benching, a druga to paperclipping, którym spróbujemy się po kolei przyjrzeć, by zobaczyć, jakie są ich rzeczywiste konsekwencje i dlaczego po ich wykryciu najlepiej jest od razu uciekać. Pierwszy termin pochodzi od angielskiego słowa bench czyli ławka i dotyczy ławki rezerwowych na sportowych boiskach. Określa się nim sytuację, w której osoba A utrzymuje w rezerwie relacje z osobą B, ponieważ w rzeczywistości rozgląda się za kimś innym, w domyśle bardziej atrakcyjnym pod wieloma względami. Jednak w tym konkretnym momencie swojego życia nie potrafi nikogo takiego znaleźć, więc na wszelki wypadek utrzymuje właśnie w rezerwie potencjalną relację z osobą B, trochę na zasadzie którą znamy z powiedzenia „na bezrybiu i rak ryba”. Skoro bowiem na horyzoncie póki co nie pojawia się nikt odpowiedni, kto byłby w stanie spełniać wymagania osoby A, to uznaje ona że na wszelki wypadek warto zostawić sobie na podorędziu osobę B, po którą zawsze można sięgnąć. Jednak mimo, iż osoba B siedzi na ławce rezerwowych i moglibyśmy powiedzieć jest relacyjnie do wzięcia, to i tak nigdy się to nie dzieje, bo osoba A wciąż poszukuje kogoś lepszego. To rodzaj interakcyjnego klinczu, w którym z perspektywy osoby A, sam fakt umieszczenia osoby B na ławce rezerwowych wciąż przypomina o jej niewystarczającej atrakcyjności co oznacza, że jeśli osoba A sięga po relację z osobą B to z jej perspektywy było by to obniżenie atrakcyjności własnej. Pokażmy ten nieco skomplikowany system relacyjnej perspektywy z poziomu osoby A na osobnym przykładzie. Oto Agata szuka kogoś, kto jej zdaniem spełnił by oczekiwania w skali oceny atrakcyjności od zera do dziesięciu gdzie dziesięć to książe na białym koniu a zero to wiadomo dno. Ponieważ Agata od dłuższego czasu nie znajduje księcia sadza na ławce rezerwowych Bogdana, który w jej ocenie relacyjnej atrakcyjności plasuje się na mniej więcej poziomie trzecim. No nie jest to poziom zerowy, ale do dziesiątki księcia na białym koniu sporo mu brakuje. Agata więc chodzi tam i z powrotem wypatrując na horyzoncie białego rumaka i księcia a obok na ławce siedzi Bogdan. Ilekroć zaś Agata zaczyna być zniecierpliwiona brakiem widoku księcia tylekroć odwraca się w drugą stronę i widzi Bogdana. Po czym w głowie słyszy ostrzeżenie: „no nie, tylko nie to, związek z Bogdanem to byłby kompletny upadek, obniżenie lotów i przyznanie przed samą sobą, że żaden książe się mną nie zainteresuje, co stanowiło by potężny cios w poczucie wartości Agaty, z czym mogła by sobie nie poradzić. Z tej perspektywy więc Bogdan w jej systemie jest rodzajem wentyla bezpieczeństwa, który nigdy nie zostanie i nie może zostać użyty. Ma jedynie tam siedzieć, bo to w jakiś sposób uspokaja system, ale nie rozwiązuje żadnego problemu. Co więcej zawiązanie bliższej relacji z Bogdanem nie wchodzi tak naprawdę w grę, bo oznaczało by większą przegraną niż chwilowy brak księcia. Oznaczało by poddanie się z przyznaniem przed samą sobą, że oczekiwania dziesiątki są poza zasięgiem, a skoro zostaje tylko trójka, to samemu również się jest na tym poziomie. Przy czym Bogdan siedzi na ławce rezerwowych bo nie jest świadomy rzeczywistego dylematu w głowie Agaty – bo gdyby był tego świadomy już dawno by czmychnął z tej ławki by nie marnować czasu. Druga strategia manipulacyjna nazywana paperclipping od angielskiego spinacza a użycie jej nazwy – co przypomina profesor Bruce Y. Lee z uniwersytetu nowojorskiego – wzięło się od aplikacji spinacz we wczesnych Windowsach. To ten koleś w formie spinacza z oczami znajdujący w rogu ekranu, który co jakiś czas wyskakiwał jak Filip z konopii z pytaniem co u nas słychać i co było dosyć mocno irytujące. Ta strategia jest bardzo podobna do brenchingu, tyle że stosowana zazwyczaj na odległość i bez przytrzymywania ofiary stale przy sobie. Tutaj manipulator co jakiś czas uaktywnia się w życiu ofiary okazując jej zainteresowanie i przyjazne nastawienie, by w razie czego móc sięgnąć do tej znajomości jeśli jego dotychczasowe znajomości miały by się okazać nieudane. Moglibyśmy to zobrazować przykładem z Agatą i Bogdanem. W tym przypadku jednak Agata jest już w związku z księciem lub takiego związku poszukuje w co jest stale zaangażowana, ale jednocześnie co jakiś czas odzywa się do Bogdana – najczęściej przez media społecznościowe, by nie stracić z nim kontaktu i by w razie czego móc się w miarę szybko do niego zbliżyć. Co jakiś czas więc wysyła mu pytania w stylu „cześć, co u ciebie słychać?”, albo „co tam u ciebie, musimy się w końcu wybrać na tę kawę” itd przy czym to wybranie się na kawę nigdy nie następuje a jedynie zostaje niejako zawieszone w powietrzu jako bieżąca potencjalna możliwość, z której zawsze można będzie szybko skorzystać bez potrzeby przypominania Bogdanowi „cześć tu Agata, pamiętasz mnie, to ta która… itd”. Ja oczywiście w moim początkowym przykładzie połączyłem te dwie techniki manipulacyjne, bo w sumie w ofierze wywołują podobnie drastyczne skutki. Profesor Lee tę drugą technikę nazywa robieniem kopii zapasowej, co wydaje się dosyć dobrą metaforą, bo przecież do większości robionych przez nas kopii zapasowych sięgamy bardzo rzadko, a najczęściej w ogóle i stają się one przydatne dopiero wówczas, kiedy w systemie nie powiedzie się instalacja nowego oprogramowania. I to samo się dzieje w relacjach, kiedy Agacie nie uda się zainstalować oprogramowania spod znaku książe z bajki. Jednak co ważne – obydwie techniki, zarówno brenching, jak i paperclipping nie są stosowane jedynie w relacjach romantycznych czy randkowaniu ale też na przykład w relacjach zawodowych, kiedy szef trzyma swojego pracownika na ławce rezerwowej do awansu, podczas gdy tak naprawdę stale rozgląda się za kimś bardziej odpowiednim i nigdy nie awansuje tego z ławki rezerwowej, bo musiałby wówczas sam przed sobą przyznać, że obniża loty swoich oczekiwań, co zmuszało by go do zmierzenia się z przekonaniem, że awansował kogoś, kogo tak naprawdę nie chciał awansować i teraz musi się z nim borykać, spotykać, rozmawiać i współpracować, co za każdym razem będzie mu przypominało o rozczarowaniu, które w ten sposób sam sobie zafundował. Jednak niezależnie do tego, czy jest to silnie atakujący ofiarę brenching, czy jedynie przygotowujący ją do ataku paperclipping ich stosowanie ma druzgocący wpływ na poczucie własnej wartości. Sam fakt uświadomienia sobie zasiadania na ławce rezerwowych powoduje narastanie przekonania o tym, że jest się dla kogoś, do znajomości z kim aspirujemy, nie wystarczająco dobrym, niewystarczająco atrakcyjnym, kogo trzyma się wyłącznie po to przy sobie, by uspokoić swoje ego zawiedzione tym, że w chwili obecnej nie może nikogo lepszego znaleźć. To musi oznaczać pikowanie w dół własnego poczucia wartości, do którego dochodzi jeszcze destrukcyjna świadomość, że jeśli nawet zostanie się wybranym, to temu wyborowi będzie zawsze towarzyszyło przekonanie o przegranej, że nie udało się znaleźć nikogo lepszego. Jeśli nawet z brenchingu powstanie związek Agaty z Bogdanem, czy awans pracownika przez szefa, który tego awansu tak naprawdę nie chce, to zarówno Bogdanowi, jak i pracownikowi takiej przyszłej relacji wypada jedynie współczuć, bo nie raz i nie dwa manipulator da im dobitnie odczuć, jak bardzo odbiegają od jego oczekiwań. By się chronić należy uciąć taką relację w tej samej chwili, kiedy tylko zorientujemy się, że wplątaliśmy się w brenching, czy też jesteśmy urabiani paperclippingiem, bo z czasem będzie już tylko gorzej.
Pozdrawiam