Sztuka rozczarowywania innych

Czy trzy selfie dziennie to już zaburzenie?
16 lutego 2024
Przypadek Krystyny
28 lutego 2024

Transkrypcja tekstu:
Gdybyśmy mieli zrobić nasz osobisty ranking zdań, których nie lubimy słyszeć od innych i takich, których usłyszenia najlepiej było by w życiu uniknąć, to najprawdopodobniej solidne miejsce na tej liście zapewniło by sobie zdanie: „jestem tobą rozczarowany, rozczarowana” lub w krótszej formie: „och, jakżesz mnie rozczarowałeś, czy rozczarowałaś”. Kiedy bowiem słyszymy takie zdanie wypowiadane przez osobę, na relacji z którą nam zależy, czujemy się nieswojo, jakbyśmy nie tylko nie spełnili oczekiwań, nie stanęli na wysokości zadania, ale w ogóle okazali się kimś innym niż wcześniej. Dodajmy o wiele gorszym, mniej relacyjnie atrakcyjnym, czy wręcz kimś kogo się informuje, że właśnie stracił twarz, zainteresowanie czy nawet zaufanie. I oczywiście taka świadomość związana jest nie tylko z dyskomfortem, ale nawet z rodzajem bezsilnego bólu, w którym mamy wrażenie, jakbyśmy zaprzepaścili coś cennego, co będzie bardzo trudno odzyskać lub czego odzyskanie może nawet nie być możliwe. Stąd właśnie – z odczuwania rodzaju straty, którą zafundowaliśmy innym, i którą w konsekwencji zaczynamy odczuwać również sami czujemy się ze sobą gorzej. Czujemy się pozbawieni energii i spada nam motywacja, któremu to zjawisku towarzyszy również spadek dobrego samopoczucia. Nic więc dziwnego, że nie lubimy się mierzyć z tym uczuciem i najchętniej byśmy go uniknęli układając sobie relacje z wszystkimi dookoła w taki sposób, by nigdy nikogo nie rozczarować. A teraz przysłuchajmy się ostatniemu zdaniu jeszcze raz zwracając uwagę jak reagujemy na słowa: „żyć tak, by nigdy nikogo nie rozczarować”. Gdzieś pod skórą czujemy, że to zdaje się nie jest możliwe. Zawsze przecież znajdzie się na naszej drodze ktoś kogo zupełnie nieświadomie i bez najmniejszej premedytacji uda nam się rozczarować. I tutaj pojawia się okrutna prawda: rozczarowanie innych jest nieuniknione. I to nie tylko jedno w skali całego naszego życia ale niestety całkiem spora tych rozczarowań ilość. Podpowiedź że tak się dzieje znajdziemy w lingwistyce samego słowa rozczarowanie. Jeśli przyjrzymy mu się bliżej to zobaczymy, że składa się trzonu opartego na słowie „czarowanie”. Lub też w pełnej wersji „oczarowanie”, czyli rodzaju magi roztaczanej w umyśle jednej osoby i przypisywanej przez nią do cech, zachowań czy nadzieji związanej z drugą osobą, czyli w tym wypadku z nami. Czyż zatem samo słowo „rozczarowanie” nie oznacza, że ten który się nami rozczarował, właśnie pozbywa się z umysłu magii na nasz temat, którą w tym umyśle sam sobie stworzył na podstawie własnych oczekiwań co do tego, kim jego zdaniem powinniśmy być i jakie jego kryteria relacyjnej atrakcyjności spełniać. I oczywiście nie chodzi tu wyłącznie o relacje romantyczne ale wszystkie inne. Dr. Steven Stosny, autor m. in książki „Miłość pozbawiona bólu” postanowił rozebrać tę magię, czy też czar które ludzie budują sobie w głowach na temat innych ludzi na czynniki pierwsze by pokazać, jak zazwyczaj niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, a jak wiele z życzeniami, wyciągania z tej relacyjnej rzeczywistości królika z kapelusza z pełną wiarą, że królik pojawia się w kapeluszu wyłącznie w efekcie czarów. Stosny wylicza osiem takich królików ubierając je w znaczeniowe pary ufności i wyboru opcji, którą uznajemy za najbardziej wygodną dla siebie, w kontakcie z innymi. Pierwsza para odnotowuje, że ufamy że nasi bliscy nigdy nie skrzywdzą nas celowo i wolimy by nigdy tak się nie stało nawet nieumyślnie. Druga wskazuje nasze zaufanie co do tego, że możemy być w naszej relacji bezpieczni pod względem zainteresowania, współczucia czy wierności i wolimy by nasi bliscy nie interesowali się czy nie czuli przyciągania pod tym względem do nikogo innego, co podważyło by nasze poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa. W trzeciej ufamy, że nasi bliscy akceptują nas za to, kim jesteśmy i wolimy aby bliscy podzielali wszystkie nasze wartości, gusta i preferencje. W czwartej ufamy, że nasi bliscy będą zawsze działać zgodnie z naszym najlepszym interesem i wolimy by stawiali nasz interes na pierwszym miejscu we wszystkich możliwych sytuacjach i obszarach. Piąta wiąże się z naszą ufnością co do tego, że nasi bliscy zawsze nas szanują i wolimy aby bliscy nas idealizowali i nigdy nie demonstrowali niezadowolenia z tego co robimy i kim jesteśmy oraz by nigdy nie byli nami rozczarowani. Szósta to ufność, że bliscy wesprą nas w potrzebie. Wolimy, aby bliscy myśleli – i często mówili – że jesteśmy inteligentni, atrakcyjni, utalentowani, że jesteśmy dobrzy w tym co robimy i że odnosimy sukcesy. W siódmej ufamy, że bliscy dbają o nasz komfort, wrażliwość i strzegą nas przed niepokojem i bólem a w razie czego zawsze oferują pomoc. Wolimy, aby bliscy eliminowali nasze negatywne emocje. I w końcu ósmy królik z kapelusza to ten, w którym ufamy, że nasi bliscy chcą, abyśmy byli szczęśliwi i wolimy, aby bliscy nas uszczęśliwiali.
Jak widać z powyższej wyliczanki, z każdą kolejną wypowiedzianą na głos parą zaczynamy zdawać sobie sprawę, że bardzo często od naszych najbliższych oczekujemy niemożliwego, bo niestety egocentrycznie budujemy model relacji jak przedkopernikowski model układu słonecznego, w którym nasi najbliżsi otaczają nas jako punkt centralny wokół którego wszystko zawsze się kręci. Co więcej, ten centralny punkt zainteresowania wszechświata dysponuje w tym przekonaniu najsilniejszą grawitacją co oznacza, że przyciąga nie tylko obiekty bliskie ale również te znajdujące się znacznie dalej od jego centrum. O to z kolei oznacza że często nieświadomie przenosimy oczekiwania wobec bliskich również na tych, którzy nie są nam aż tak bliscy, ale z którymi wchodzimy w społeczne interakcje. I kiedy to czynimy nieuniknione prawdopodobieństwo, że kiedyś nas rozczarują przenosimy również na nich. Teraz kiedy odwrócimy perspektywę z pierwszej osoby liczby mnogiej, czyli „my”, na trzecią osobę liczby mnogiej czyli „oni” zorientujemy się, że ludzie którzy nas otaczają i to zarówno w bliskich relacjach, jak i ci których znamy słabiej, ale z którymi się kontaktujemy, również wierzą w relacyjne króliki wyciągane z magicznego kapelusza. Oni również ufają że będziemy krążyć wokół nich jak słońce wokół ziemi zanim Kopernik nie odwrócił tego układu, bo przecież z ich perspektywy to oni są grawitacyjnym centrum każdej relacji. To oni budują pary oczekiwań złożone z konstruktów „ufam” i „wolę” tyle, że tym razem skierowanych w naszym kierunku, z których nigdy nie będziemy w stanie stuprocentowo się wywiązać, chociażby z tego powodu, że, nawet jeśli w to najsilniej wierzą, to przecież oni nie są centrum naszego wszechświata. Skoro zaś oni ufają i wolą byśmy byli tym, kim oni sobie wyobrażają a nie tym, kim naprawdę jesteśmy i wolą byśmy zachowywali się w sposób, który ich umieszcza zawsze w centrum zainteresowania, emocjonalnej opieki i wsparcia oraz docenienia i relacyjnego bezpieczeństwa to oznacza to, że to, że mogą być nami rozczarowani jest nie do uniknięcia.
Jeśli tak to musimy zaakceptować to, że na różnych etapach relacyjnych układów i w najprzeróżniejszych relacyjnych konfiguracjach istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ktoś będzie nami rozczarowany i że po prostu stanowi to stałą składową naszego społecznego życia i przejście przez życie naszych kontaktów społecznych w taki sposób, by nigdy nikogo nie rozczarować po prostu nie jest możliwe. Jeśli zaakceptujemy ten fakt, to w końcu przestajemy się łudzić, że zawsze wszyscy będą nas lubili i zawsze myśleli o nas wyłącznie pozytywnie. Czasem ktoś pomyśli o nas okropne rzeczy nie tylko dlatego, że mu w czymś odmówiliśmy czy też nie zachowaliśmy się po jego myśli. Pomyśli tak, bo zorientował się, że nie pasujemy do jego wcześniejszych wyobrażeń na nasz temat. Jak z tym żyć? Jak przetrwać kiedy nie otaczają nas sami sprzymierzeńcy? Jak sobie z tym poradzić? Otóż jedynym wyjściem jest po prostu zaakceptować ten fakt. To że ludzie wokół czasem będą tobą rozczarowani niezależnie od tego jakich starań dołożysz by tak się nie stało. Bo to nie zależy od ciebie, ale wyłącznie od siły konstruktu „oczarowania”, który najpierw w sobie budują wierząc że króliki są zawsze prawdziwe, a potem który w sobie dekonstruują, „rozczarowując” magię, którą sami stworzyli, kiedy orientują się że z tymi królikami to jednak może być ściema. I tak już jest. Po prostu. Oni robią to wobec nas, jak i my wobec nich. Bo tak jest skonstruowany mechanizm relacyjnej integracji bez którego dużo trudniej było by nam poznawać nowych ludzi, zakochiwać się w nich czy w ogóle rozpoczynać interakcje. Sarah Epstein, psychoterapeutka i autorka książki „Love in the time of medical school” przekonuje, że akceptacja rozczarowywania innych jest cenną umiejętnością. Daje innym swobodę noszenia własnych uczuć i ostatecznie prowadzi do bardziej uczciwych relacji, w których każdy oferuje tyle, ile może.
Pozdrawiam