Rozproszenie: nasz największy oprawca

Zaśmierdła kanapka zwrotna
3 listopada 2023
„Ty nie chcesz mnie zrozumieć”
22 listopada 2023

Transkrypcja tekstu:

Na początek wyobraźmy sobie spory ogrodzony teren, po którym właśnie biega przesympatyczny kudłaty owczarek w oczekiwaniu, aż pojawią się na tym terenie owce, którymi trzeba się będzie zająć. Niech to będzie owczarek podhalański, żeby było bardziej swojsko. My zaś stoimy za płotem i przypatrujemy się wyczynom obserwowanego psiska. To zaś co obserwujemy generalnie bardziej nazwalibyśmy chaotycznym miotaniem się po wybiegu, niż jakąś zorganizowaną strategią. Podhalan bowiem to podbiegnie do ogrodzenia i szczeknie. Ale tylko raz, by już po chwili postanowić biec w dokładnie przeciwną stroną. Ale ledwie po kilku metrach nagle psisko rzuca się w bok, bo dojrzało coś w trawie. Jego zainteresowanie trwa tylko chwilę, bo znowu coś go zaniepokoiło przy płocie więc leci by szczeknąć. Jednak już w połowie drogi przypomniało mu się, że dobrze by się było czegoś napić. I tak dalej i tak bez końca. Z pozycji bezstronnego obserwatora zaczynamy powoli odkrywać kilka charakterystycznych efektów takiego zachowania. Widzimy więc, że z każdą minutą tego szaleństwa owczarkowy język zaczyna coraz to bardziej zwisać, co jest precyzyjnym sygnałem rosnącego wyczerpania. Widzimy również, że mimo tak wielkiego wkładu energetycznego owczarek nie ukończył żadnej czynności, za którą się zabierał. Czasem rezygnował z niej tuż po jej rozpoczęciu, a czasem nawet nie zdążył rozpocząć realizacji zamierzonego planu, bo zanim dotarł do miejsca jego rozpoczęcia jego uwagę zwróciło coś innego, w kierunku czego się rzucał rezygnując z wcześniejszych planów. A to oznacza, że nasz pies w swoich działaniach nie tylko jest wysoce nieskuteczny, ale też coraz bardziej zmęczony co niweluje szanse na to, by w kolejnych zamierzeniach mógł osiągnąć choć najmniejszą sprawczość. A przecież czekamy na pojawienie się owiec, czyli czynności właściwej – tej dla której w ogóle owczarek się na obserwowanej przez nas łące znalazł. Teraz opuśćmy w naszej wyobraźni ten teren i pozostawiwszy sobie w tyle głowy obrazek rozbieganego owczarka przyjrzyjmy się już konkretnym przykładom. „Nigdzie nie potrafię sobie znaleźć miejsca – mówi Anka – nie wiem za co się zabrać, a przecież termin oddania raportu zbliża się nieuchronnie.” „Jakiś taki jestem rozkojarzony, że wszystko mi leci z rąk – narzeka Robert – wchodzę do łazienki i nagle sobie uświadamiam, że nie wiem po co”. „Przygniata mnie to wszystko, nie wiem za co się zabrać – narzeka Karolina – jeszcze się dzień nie zaczął a ja już jestem zmęczona”. Jaki energetyczno emocjonalny stan próbują nam właśnie zdefiniować podsłuchiwane przez nas postacie? Oczywiście, każda z nich doświadcza go na swój indywidualny sposób, ale w ogólnym ujęciu moglibyśmy to nazwać doświadczeniem rozproszenia. Czasem w materiałach dotyczących rozumienia mindfulness pojawia się informacja, że przeciwieństwem uważności, czyli stanu pełnej obecności w tu i teraz, w którym swoją uwagą obejmujemy wszystko to co się w okół nas dzieje i jesteśmy w pełni świadomi naszej obecności w tym miejscu – i to zarówno fizycznej, jak i mentalnej – jest skupiona koncentracja na jakiejś jednej pojedynczej czynności, jednym wycinku rzeczywistości. Tymczasem tym co tak naprawdę znajduje się na drugim biegunie uważności jest właśnie rozproszenie. Jedną z definicji tego stanu podaje Nir Eyal, wykładowca marketingu w Stanford School of Business, autor kilku książek specjalizujący się w psychologii zarządzania. W swojej książce „Nierozłączny. Jak kontrolować uwagę” z 2019 roku wskazuje, że najprostszą definicją rozproszenia, jest stan nieustannego działania, które odciąga nas od tego co zamierzamy zrobić. Brzmi trochę dziwacznie, ale jak się przyjrzymy temu zjawisku głębiej to rzeczywiście pojawiają się w nim nieustanne działania, które odciągają naszą uwagę od tego co zaplanowaliśmy i to działania funkcjonujące w nieustannej sekwencyjnej pętli. Najpierw więc pojawia się impuls do zrealizowania planu A, ale zanim dochodzi do jego realizacji naszą uwagę odciąga impuls do podjęcia realizacji planu B. Plan B jednak nigdy nie zostaje zrealizowany, bo na drodze staje impuls uwagi, skłaniający nas do realizacji zamierzenia C. I tak bez końca. Przy czym najczęściej nie chodzi tutaj o jakieś duże zamierzenia, olbrzymie plany czy skomplikowane zestawy czynności. Rozproszenie bowiem zazwyczaj operuje na małych planach, prostych czynnościach i nieskomplikowanych łatwych zamierzeniach. Takich, które wydają się łatwe i szybkie w realizacji, więc przyciągają naszą uwagę nęcąc nas wizją sprawnego wykonania. Najczęściej więc nie chodzi tu o czynności w stylu: „zrób raport”, „wyremontuj samochód”, czy „napisz książkę”. Ale o czynności spod znaku zrób herbatę, podlej kwiatek, odpisz na sms Stefana, wstań, usiądź, umyj okulary. I nie dość tego, że rozproszenie najczęściej pojawia się w kontekście małych czynności, to – zgodnie z obserwacją Nira Eyala poprzedza rzeczy duże, które mają się wydarzyć w bezpośredniej przyszłości – na przykład wieczorem tego samego dnia, czy też w dniu następnym.
Wydawałoby się, że te epizody rozproszeń nie przynoszą nam jakiejś specjalnie dużej szkody, poza stratą czasu i energii, a co za tym idzie chwilową utratą sprawczości oraz energetycznym wyczerpaniem. Jednak jak się okazuje ich rzeczywisty wpływ na nasze funkcjonowanie jest daleko większy i niestety groźniejszy. Udowodniono to w badaniach – na przykład tych z 2006 roku, w których zespół naukowców z Wydziału Anestezjologii i Medycyny Okołooperacyjnej, New Jersey Medical School sprawdzał wpływ rozproszenia poznawczego w okresie przedoperacyjnym. W badaniu wzięło udział 112 dzieci w wieku od 4 do 12 lat, które oczekiwały na operację i którym zmierzono najpierw skalę lęku. Następnie badanych podzielono na trzy grupy: kontrolną, w której nie zastosowano żadnych ingerencji oraz grupę, w której podano lek przeciwlękowy i grupę, w której uczestnicy przed operacją grali w grę video, koncentrującą ich uwagę na konkretnych zadaniach. Okazało się, że dzieci z trzeciej grupy były jedynymi, które w drugich badaniach lęku tuż przed operacją wykazały jego najniższy poziom. Co więcej anestezjolodzy odkryli, że w ich przypadku dawka znieczulenia podczas zabiegu mogła być mniejsza by osiągnąć ten sam efekt. We wnioskach z badań czytamy, że odpowiednio dobrana gra video może być łatwą do wdrożenia i skuteczną metodą zmniejszania lęku przedoperacyjnego oraz w kontekście indukcji znieczulenia, bo zamienia rozproszenie uwagi w jej zogniskowanie na przyjemnej i znanej aktywności. A to oznacza, że w stanie rozproszenia uwagi nasz organizm funkcjonuje zupełnie inaczej – na przykład pod względem radzenia sobie ze stresem czy lękiem. Można by się oczywiście doczepić, że zacytowane badanie nie może być w pełni miarodajne bo przecież brały w nim udział wyłącznie dzieci. Jednak w 2011 roku podobne badania przeprowadzono na dorosłych. Naukowcy z Centrum Badań Rzeczywistości Wirtualnej z Uniwersytetu Waszyngtońskiego zaprojektowali specjalną grę video, której zadaniem było odwrócenie uwagi pacjentów od swojego obecnego stanu i skupienie jej na (tutaj cytuję) „innym zestawie okoliczności”. Chodziło zaś o sprawdzenie, czy taka manipulacja uwagą będzie miała wpływ na poziom odczuwania bólu w trakcie zabiegów czyszczenia ran. Okazało się, że ci pacjenci, którzy w trakcie zabiegu grali w grę odczuwali o 50% mniej bólu od pozostałych. W przypadkach obydwu opisanych wcześniej badań zadaniem gry było pokonanie rozproszenia, co przyniosło niezwykły efekt w funkcjonowaniu organizmu. A to przecież jedynie badania związane z bólem doświadczanym w trakcie zabiegu medycznego, czy lękiem przed takim zabiegiem. Jak dotąd nie wiemy gdzie jeszcze nasze rozproszenie uwagi zbiera swoje negatywne żniwo i w jaki sposób jego pokonanie może ułatwić i polepszyć nasze życie. Ja stawiałbym tutaj na takie obszary jak deficyty w zarządzaniu emocjami, natłoki myśli, czy zamartwianie się. We wszystkich tych mechanizmach, a podejrzewam, że również w niezliczonej ilości innych, zmniejszenie, ograniczenie czy w ogóle wyeliminowanie rozproszenia mogło by się okazać celnym strzałem ułatwiającym radzenie sobie z wieloma problemami. Rozproszenie jest dla nas stanem, w którym jest nam sobie najtrudniej poradzić z tymi destrukcyjnymi mechanizmami, z którymi bez rozproszenia moglibyśmy się uporać w dużo łatwiejszy i szybszy sposób. Jeśli użylibyśmy tutaj metafory pływania. To różnicę można by zobrazować porównując pływanie w basenie z czystą wodą o idealnej temperaturze z pływaniem w podgrzanym kisielu.
Wspomniany wcześniej Nir Eyal przekonuje, że to właśnie w umiejętnościach radzenia sobie z rozproszeniem tkwi klucz do zdobycia umiejętności radzenia sobie z tym, z czym do tej pory mamy kłopot by sobie poradzić. Bo nasz mózg w rozproszeniu zachowuje się dokładnie tak jak owczarek z początkowego przykładu. Jest nieustannie prowokowany do działania, które porzuca przed jego ukończeniem, bo ulega pokusie kolejnych prowokacji do działania. To właśnie zajmowanie się wszystkim i niczym, niepotrafienie sobie znaleźć miejsca, rozkojarzenie czy przygniecenie wyborem, w którym nie wiadomo za co się zabrać. Czyli stan, w którym jesteśmy drastycznie nieskuteczni i stajemy się szybko wyczerpani zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Zamiast więc rozpaczliwie poszukiwać tego, za co tu się teraz zabrać proponuję w pierwszej kolejności zabrać się za… opanowanie rozproszenia, do czego – jak pokazują badania pierwszym krokiem nie musi być od razu zanurzenie się w pełnej uważności. Wystarczy przekierować swoją uwagę na wyłącznie jedną rzecz i konsekwentnie ją na tej rzeczy utrzymać. A wtedy okazuje się, że rozproszenie pryska i przestaje mieć władzę nad naszym umysłem.
Pozdrawiam