Niewidzialny żal

Pretensja: ślepa i oślepiająca
30 lipca 2021
Pożądanie: paradoks kontrastu
12 sierpnia 2021

Transkrypcja tekstu:

Tym razem zacznijmy od przykładu. Oto podsłuchujemy sześć osób siedzących przy kawiarnianych stolikach. Na początek przysłuchujemy się rozmowie Aśki z Beatą. „Wiesz – mówi Aśka – tyle sobie po nim obiecywałam. Wydawało się że oferował tyle przyszłych pięknych chwil, a potem wykręcił się sianem i zostałam sama z własnymi marzeniami. Nawet nie wiesz jak to potrafi boleć”. „Życie nie jest sprawiedliwe – odpowiada Beata – jedni opływają w szczęście, a inni muszą się zmierzyć wyłącznie z marzeniami o normalności. Czasem jak dopada mnie wyczerpanie zadaję sobie pytanie czy to tak wiele wychować się w normalnej rodzinie, mieć normalne dzieciństwo, a nie tylko i wyłącznie tęsknić do czegoś, co mają inni a my nigdy nie otrzymujemy” Teraz przenosimy nasze urządzenia podsłuchowe do stolika Andrzeja i Bogdana i słyszymy jak Andrzej mówi: „Gdybym wtedy się zgodził na tę pracę, dzisiaj nie musiałbym liczyć każdego grosza i samemu się oszukiwać, że stać mnie na ten mieszkaniowy kredyt”. „Eh, nawet mi nie mów – wzdycha Bogdan – co wieczór patrzę na tę mapę świata co mam nad biurkiem z tymi pinezkami nieodbytych wypraw. Miałem zwiedzać świat, a najdalej dojechałem bracie do Bobolina. Nic nie mam do Bobolina, ale wiesz – Marakesz to jednak nie jest”. Przy trzecim stoliku Alina mówi do Bartka: „To już moja szósta wydana książka. Co z tego że to tylko kryminalne romanse. Gdybym żyła w normalnym kraju, to będąc autorką sześciu wydanych książek raczej martwiłabym się o to jak podgrzać wodę w basenie, a nie o to jak podgrzać chińską zupkę, nie?” „Ja tam lubię czytać o prawdziwej miłości – odpowiada Bartek – gdyby nie twoje romansidła, to nawet bym nie wiedział, czy takie coś jest możliwe, wiesz?”.
Oto żal w swojej najbardziej ukrytej i jednocześnie trochę dziwnej formie. Ta emocja przez specjalistów nazywana jest niewidzialnym żalem i przejawia się w dwóch formach. Pierwsza dotyczy żałowania czegoś, co nigdy nie miało miejsca. Tę formę żalu uprawiają nasi podsłuchiwani bohaterowie tej historii z imionami na literę B. Druga forma, uprawiana przez osoby z imionami na literę A, dotyczy żalu za utraconym potencjałem. Czyli również tego co nie istnieje i nigdy nie istniało, ale co pojawiło się jako forma możliwego pozytywnego scenariusza rozwoju zdarzeń, który nigdy nie doczekał się realizacji. Przyjrzyjmy się najpierw tej pierwszej formie. Tutaj żal dotyczy jakiegoś braku. Czegoś co się nigdy nie wydarzyło, czy też nie zmaterializowało. To na przykład żal po dzieciństwie, w którym jakiś element historii odebrał temu dzieciństwu domniemaną normalność. Często wymienia się tutaj poczucie bezpieczeństwa, które było nieustannie nieobecne wobec nieoczekiwanych zachowań np. ojca alkoholika, czy matki furiatki. Przedmiotem żalu jest więc spokój, poczucie więzi, czy emocjonalna stabilność i przewidywalność. Innym przykładem może być żal za brakiem posiadania czegoś co mieli inni – na przykład lepszego statusu materialnego, a więc otoczenia wypełnionego pożądanymi przedmiotami. To ten rodzaj żalu stoi często za rodzicielską postawą „muszę zagwarantować dziecku to, czego sam nigdy nie miałem”. Pierwsza forma niewidzialnego żalu może dotyczyć również braku jakiegoś życiowego doświadczenia i to zarówno w wymiarze jakiegoś rodzaju aktywności, jak i relacji – czyli świata uczuć, uniesień, czy głębokiej przyjaźni.
Druga forma żalu jest nieco bardziej skomplikowana, bo oddajemy się jej wraz ze świadomością utraty czegoś, co było przedmiotem naszych oczekiwań w przyszłości, ale do czego z różnych powodów nie doszło. Stąd ten rodzaj niewidzialnego żalu nazywany jest żalem utraconego potencjału. To wszystkie te przypadki, kiedy podstawą żalu jest myślenie co by było gdyby wydarzyło się coś oczekiwanie pozytywnego w konfrontacji z zawiedzionym rozczarowaniem, kiedy rzeczywistość potoczyła się inaczej, niż w założonym scenariuszu. Ten żal często pojawia się w sytuacjach, kiedy z zaplanowanego życia w danej relacji nic nie wychodzi lub kiedy założona zawodowa kariera nie toczy się zgodnie z początkowym huraoptymistycznym planem albo też kiedy orientujemy się, że zakładany poziom sukcesu, stanu posiadania, osiągniętej pozycji – mimo iż były na wyciągnięcie ręki, prawie namacalne i uznawane za pewne – jednak z każdym rokiem coraz to bardziej się od nas oddalają.
Jednak we wszystkich tych wypadkach, często zupełnie nieświadomie, podpięty pod niewidzialny żal smutek infekuje system emocjonalny, zaś wraz z upływem czasu nie tylko staje się stałym bywalcem systemu, ale też zaczyna się obudowywać kolejnymi destrukcyjnymi emocjami. Pojawia się rozczarowanie, gorycz i dosyć często narracja pretensyjna o której opowiadałem w poprzednim odcinku. Do tego dochodzą tendencja do zrzędliwości, poczucie niespełnienia i niedocenienia oraz pogłębiająca się świadomość niesprawiedliwości. A to wszystko razem przypomina makabryczną emocjonalną kolejkę górską, która im dłużej zjeżdża z pochylni tym większej szybkości nabiera. Im zaś szybciej zaiwania, tym trudniej jest zebrać myśli oraz racjonalnie rozejrzeć się dookoła by przyjrzeć swemu życiu z odpowiednio zdrowego dystansu. I trudno się dziwić, bo kiedy znajdujemy się w pędzącym na złamanie karku wagoniku, to ostatnią rzeczą, która nam przyjdzie do głowy jest wzięcie relaksującej kąpieli w różanym olejku. Im więc dalej w las zwany życiem, im dalej w czas wypełniony niewidzialnym żalem, tym mniejsza zdolność do dystansu, harmonii i odpuszczenia. Ale to nie jedyny problem towarzyszący niewidzialnym żalom. Otóż wbrew wspomnianym wcześniej przykładom najczęściej z doświadczania tego rodzaju żalu nie zwierzamy się innym. Wolimy dusić go w sobie, bo uznajemy, że w tych naszych niewidzialnych żalach doświadczamy jakiegoś rodzaju wyjątkowości, bo przecież w standardowej ocenie życiowej społecznej aktywności uznajemy, że inni mają się od nas lepiej. To oczywiście iluzja wynikająca z faktu, że nasz wzrok, a więc i ocenną uwagę przyciąga to co uznajemy za lepsze i tym samym atrakcyjniejsze od naszego położenia i statusu, niż to co gorsze i tym samym mniej atrakcyjne. W ocenie wyjątkowości naszego niewidzialnego żalu niestety bardzo się mylimy, bo jak wskazuje Sarah Epstein, autorka wielu artykułów oraz książki z obszaru psychologii relacji, gdybyśmy tylko o naszych niewidzialnych żalach opowiedzieli innym, to okazało by się, że doświadcza tego typu emocji zdecydowana większość ludzi. A zatem problem nie leży w tym, że tak wielu z nas doskonale zna uczucie niewidzialnego żalu dotyczącego albo tego czego nam w życiu zabrakło albo jakiegoś rodzaju utraconego potencjału. Problem leży w tym, jaki jest efekt niewidzialnego żalu w naszym życiu. A mówiąc precyzyjniej w tym, jak z takim żalem sobie radzimy, czyli którą z możliwości wybierzemy. Rozwiązanie tego problemu trochę przypomina życiową wycieczkę, w której stajemy na rozdrożu widząc przed sobą rozwidlającą się ścieżkę i dwa drogowskazy. Na jednym z nich widnieje napis „akceptacja i zrozumienie” na drugim „poczucie krzywdy”. Kiedy zdecydujemy się na wybranie życiowej drogi zgodnie z tym drugim drogowskazem musimy być świadomi konsekwencji, które się z tym wiążą. A są nie najciekawsze. Jeśli pofolgujemy swojemu poczuciu krzywdy, to musimy być świadomi, że działa ono jak noga wepchnięta między lekko uchylone drzwi. Wykorzysta każdy ruch, każde życiowe zawirowanie, najmniejszy nawet podmuch wiatru porażki, by wetknąć stopę głębiej. Im bardziej więc nieprzyjemne życiowe wiatry będą poruszały drzwiami, tym poczucie krzywdy będzie coraz nachalniej wtryniało się do systemu, aż w końcu przyjdzie taki moment, w którym rozgości się w nim na dobre konstruując modelową wręcz rolę ofiary, w której narracji wieczne oskarżenia i pretensje będą konkurowały z użalaniem się nad sobą i jednocześnie powodowały, że życiowe problemy zaczną się piętrzyć, energetyzować nawzajem i jedynie, z każdym kolejnym doświadczeniem, potwierdzać poczucie krzywdy. Tu koło się zamyka. I rozpędzone metalowe kółko w którym popyla wyczynowy chomik to za słaba metafora, żeby oddać grozę tej sytuacji. Wybranie ścieżki z drogowskazem „akceptacja i zrozumienie” nie jest łatwe, bo trzeba olać utyskiwanie ego, ale z drugiej strony to jedyna droga by się uwolnić od destrukcyjnego żalu. Wówczas niewidzialny żal jest wyłącznie stwierdzeniem faktu: „tak, tego nie doświadczyłem, tego nie miałam, to się nie powiodło, tamto nie wyszło” i niczym ponad to. To jak zaakceptowanie że posiada się nos. No tak, mam nos. Wszyscy mają. Ani to powód do smutku, ani do radości, no chyba że uświadomimy sobie, że posiadanie nosa we właściwym miejscu nie jest takie złe, bo przecież równie dobrze mógł wyrosnąć na czubku głowy albo w jakimś innym – naprawdę obciachowym miejscu.
Jak jednak wybrać ścieżkę akceptacji i zrozumienia, skoro tak wiele osób nie potrafiło tego dokonać i dało się skusić poczuciu krzywdy? Otóż istnieje pewien sposób, na który zwrócili już uwagę Tybetańczycy w swojej sławnej „Księdze umarłych”, w której instruują żegnających się z tym światem delikwentów w jaki sposób mają przejść tajemniczą krainę Bardo, pełną przerażających potworów raczej nieskorych do współpracy. Otóż jedynym sposobem na ich pokonanie, jak naucza ta starożytna księga, jest uświadomienie sobie, że wszystkie te potwory pochodzą wyłącznie z naszej głowy. Bo niewidzialny żal nie powstaje dlatego, że coś się nie wydarzyło, czy też nie spełniło. On powstaje wyłącznie na skutek naszej emocjonalnej reakcji na ten brak. Kiedy zaś ta reakcja staje się silniejsza, niż sam doświadczany brak na to zasługuje, to staje się to prostą drogą do poczucia krzywdy. I paradoksalnie to nie sam brak nas krzywdzi, ale wyłącznie to za jak krzywdzący go uznajemy. A to wyłącznie potwór stworzony w naszej głowie. Jak chcemy mu odebrać energię, wystarczy go przestać karmić.
Pozdrawiam