Transkrypcja tekstu:
W jednym z ostatnich mini-wykładów pojawił się problem wciąż malejącej naszej odporności psychicznej i stale pogarszającego się psychicznego dobrostanu społeczeństwa. Pojawiła się tam teza o myleniu skutków z przyczyną, a dokładniej mówiąc o nieskutecznych interwencjach w ten stan rzeczy koncentrujących się na skutkach, zamiast koncentrować się na źródłach problemu. Kiedy zaś umykają nam możliwe źródła, to praca nad opanowaniem skutków jest pracą syzyfową, a pamiętajmy że według tego greckiego mitu kolega Syzyf wciąż pcha pod górę swój głaz, a przecież mamy już solidny początek trzeciego tysiąclecia. Jednak mylenie skutku z przyczyną wpycha nas w taki sam fałszywy zaułek, jak błędna diagnoza przyczyn. Pokażmy to na krótkim przykładzie: oto grasz w grę platformową. Biegasz swoją postacią po konkretnej platformie i nagle na drodze wyrasta ci przeszkoda, rodzaj płotka który musisz jakoś pokonać. Jednak za każdym razem, kiedy twój ludzik dokonuje próby pokonania przeszkody sromotnie ginie i musisz zaczynać tę część gry od nowa. Znowu więc podbiegasz do płotka, wykonujesz skok i giniesz. I tak na okrągło niezależnie od metody pokonania przeszkody, której próbujesz. W końcu zrezygnowany odpalasz internety i szukasz solucji przejścia tego poziomu, na którym właśnie utknąłeś. Tam zaś dowiadujesz się, że problem nie tym, że nieumiejętnie skaczesz przez płotek, ale w tym, że twoja postać nie zgromadziła wcześniej odpowiedniej ilości zielonych kryształków. Zatem nie ma innego wyjścia – na razie odkładasz przeskakiwanie przez płotek i wracasz po kryształki. Czy to wydaje się rozsądnym rozwiązaniem w grze? No a jakże. Tymczasem w prawdziwym życiu robimy dokładnie odwrotnie – walimy głową w płotek pod nazwą „pogarszający się stan psychiczny” i jesteśmy zdziwieni, że problem nie znika, a wręcz się nasila. A dzieje się tak wtedy, kiedy możliwe źródła problemu nie tylko nie są uświadomione ale w ogóle nie brane pod uwagę czy też zamiatane pod dywan. Czy zatem źródło problemu może być tam gdzie się go nie spodziewamy? A przynajmniej gdzie się go nie spodziewają lub nie chcą dostrzec ci, od których najwięcej zależy? Spróbujmy zatem znaleźć to źródło w kilku przykładach. Przenieśmy się więc do sali sądowej w Los Angeles i prześledźmy obrady przysięgłych, którzy mają ustalić winę lub niewinność oskarżonego o morderstwo. W tej sprawie połowa dowodów zdaje się wskazywać jego winę, zaś druga połowa tej winie przeczyć. Za chwilę ma się zacząć dyskusja, więc obsługa sali proszona jest o zamknięcie okien z uwagi na dość duże tego dnia zanieczyszczenie powietrza, przez której nawet już nie widać pobliskich wieżowców. O dziwo jednak tym razem dyskusja nie jest zbyt długa. Ława przysięgłych zdecydowaną większością głosów uznaje winę oskarżonego, co oznacza wyrok dwudziestu lat więzienia. Drugi przykład – oto znajdujemy się w jednej z sal konferencyjnych pewnej informatycznej firmy z Rybnika. Właśnie jesteśmy świadkami rozmowy rekrutacyjnej, w której o pracę w tej firmie ubiega się młody, zdolny programista. Za kilka dni święta Bożego Narodzenie – dobrze by było wrócić do żony i dzieci z dobrą nowiną o nowej pracy oraz dużo wyższych niż dotychczas zarobkach, co pozwoliłoby rodzinie szybciej ogarnąć zobowiązania, spłacić kredyt i pomyśleć o lepszym samochodzie zamiast tego wiecznie psującego się rzęcha. Jednak finał rozmowy jest zgoła inny. „Jakoś nie mam zaufania do Pańskich umiejętności” mówi rekruter beznamiętnie wskazując programiście drzwi. Nadzieja na lepsze życie właśnie prysła. Teraz przenieśmy się do włoskiego Bergamo, gdzie przed ekranem komputera zastajemy startującą youtuberkę. Właśnie opublikowała swój dziesiąty film i z przerażeniem śledzi komentarze. „Skąd w ludziach tyle pogardy, nienawiści i złej energii” – myśli – „przecież ja tylko w tym filmie powiedziałam, że na wakacjach nie potrafiłam rozstrzygnąć czy zbierając grzyby trzeba je wykręcać czy odcinać”. Taka burza z takiej pierdoły? Przecież miesiąc temu powiedziałam dokładnie to samo i nie wywołało to tak negatywnej sieciowej reakcji. O co tu chodzi?”
No właśnie – o co tu może chodzić? Na to pytanie odpowiadają badania przeprowadzone przez zespół badaczy z Uniwersytetu Pekińskiego, których wyniki opublikowano 25 maja 2021 roku, czyli przed niespełna ośmioma tygodniami. W badaniach tych wykazano trzy do tej pory nie brane pod uwagę połączenia analizując związek pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza a naszym systemem emocjonalnym, a w szczególności tym, jak w okolicznościach smogu obniżone zostaje zaufanie interpersonalne, czyli mówiąc inaczej jak smog buduje w nas wzajemną wrogość. Wyniki nie pozostawiają złudzeń – nawet nie musimy przebywać w smogu. Różnica w działaniu emocjonalnego systemu pojawiła się już w przypadku oglądania zdjęć przejrzystego oraz zasmogowanego krajobrazu. W drugiej części badania przeanalizowano dane sieci społecznościowych siedmiu miast w dniach zwiększonego smogu oraz w dniach o dużo mniejszym zanieczyszczeniu. Okazało się, że w dniach, w których w danych miastach pojawiał się wzrost zanieczyszczenia powietrza jednocześnie w sieciach społecznościowych rosła ilość informacji nacechowanych negatywnymi emocjami. Im więcej smogu, tym więcej hejtu, nieprzyjaznych komentarzy oraz postów prezentujących negatywne stany emocjonalne ich twórców. W trzecim badaniu sprawdzano jak w laboratoryjnych warunkach przebiega współpraca i dogadywanie się między sobą w grupie kontrolnej w stosunku do grupy, która przed badaniem zmuszona była do zapoznania się z postami i informacjami o zanieczyszczonym powietrzu. Sam fakt czytania takich informacji spowodował, że ludzie zaczęli być do siebie wrogo nastawieni i nie byli zdolni do tak efektywnej współpracy jak to miało miejsce w grupie kontrolnej.
Wnioski są dosyć oczywiste i jednocześnie dosyć kluczowe – otóż nasze dotychczasowe myślenie oraz wiedza na temat wpływu smogu na zdrowie powinny zostać zweryfikowane. Bo ten wpływ nie ma wyłącznie konotacji fizycznej. Smog nie tylko prowadzi do chorób i zwiększa społeczne wskaźniki śmiertelności o czym na przykład mówią wyniki innych badań – tym razem naukowców z kilku europejskich uniwersytetów. Ustalili oni, że obecność w powietrzu pyłu zawieszonego PM2.5 zwiększa ryzyko śmierci z powodu koronawirusa. Dla Polski szacuje się ten efekt na poziomie 28% – tyle z pośród wszystkich covidowych zgonów moglibyśmy uniknąć, gdybyśmy wcześniej poradzili sobie ze smogiem. Jednak jak się okazuje smog to nie tylko i wyłącznie cichy niszczyciel naszego zdrowia, ale również psychiki. Wyniki badań o związku smogu z naszymi reakcjami emocjonalnymi oraz pogorszeniem zdrowia psychicznego są na tyle alarmujące, że poddają pod wątpliwość na przykład bezstronność i rzetelność naszych decyzji. I przykład z ławą przysięgłych nie jest wyłącznie wynikiem mojej harcującej wyobraźni ale został wskazany przez Macleana Stanleya – prawnika z Harwardu jako problem wymiaru sprawiedliwości w najbardziej zanieczyszczonych miastach Ameryki, w tym właśnie Los Angeles. A jakie mogą być dodatkowe konsekwencje związków zanieczyszczenia powietrza z naszym wzajemnym nastawieniem, brakiem zaufania czy wrogością? A jakie w ogóle z tym, że obserwujemy tak drastyczny spadek naszego psychicznego dobrostanu? I tutaj warto zwrócić uwagę, że efekt ten dotyczy nie tylko i wyłącznie osób bezpośrednio narażonych na wdychanie zanieczyszczonego powietrza ale również tych, którzy oglądają w telewizji smogowe raporty czy są odbiorcami takich informacji. Więc rozwiązaniem nie jest zamknięcie się w domu i włączenie filtrowania powietrza. Smog niszczy nas wszystkich i nie da się przed nim ukryć. Problem w tym, byśmy zechcieli zauważyć to połączenie. Tkwiące pomiędzy rozpalającym właśnie kominek wujkiem Staszkiem, który przy miło tlących się drwach będzie się z ciotką Elwirą zastanawiał, co się teraz dzieje z tą młodzieżą, że taka psychicznie nieodporna. Pomiędzy warsztatem Zdziśka reanimującego w nim stare kopcące diesle, a tym, kiedy odkrywa że leki na depresję jego żony kosztują go miesięcznie coraz więcej. Czy wreszcie tym, że mieszkańcy kraju, który króluje w rankingach najbardziej zanieczyszczonych miast świata są dla siebie często tacy wredni. Może więc pora wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy aby na pewno chcemy dalej wierzyć, że jakoś jednak uda nam się rozbić głową płotek stojący na platformowej drodze naszego sterowanego gamingowym padem ludzika? Czy jednak nie warto rozważyć zawrócenie z drogi by odbudować zapas zielonych kryształków?
Pozdrawiam