Jak przetrwać 2021?

Stąpanie po skorupkach jaj
25 grudnia 2020
Święty spokój
1 stycznia 2021

Transkrypcja tekstu:

Oto Grażyna i Stefan zorganizowali wczoraj wspólnego Sylwestra dla znajomych. To pierwsza ich impreza zorganizowana na tajnych kompletach, ale oglądali ostatnio kilka filmów wojennych, więc wiedzą co i jak. Pozasłaniali okna kocami i napożyczali słuchawek bezprzewodowych – akurat zaprzyjaźniona i lockdownowo zamknięta pobliska cicha dyskoteka miała ich pod dostatkiem, więc nie było problemu. Ustalili hasło „żyrafy wchodzą do szafy” – to przynajmniej wszyscy znają, więc poco wymyślać nowe. I siedzą ze swoimi tajnymi współtowarzyszami niedoli, jak Hary Poter z Hermioną w opustoszałym świątecznym Hogwarcie. No, nie wszyscy siedzą, bo szwagier Stefana stoi, a raczej dość dziwnie podryguje. Nawet przez chwilę wszyscy myśleli, że ma agonalne drgawki, ale okazało się że tańczy. Tyle że w słuchawkach ktoś mu złośliwie zapodał techno. Na szczęście jest prąd, a jak jest prąd, to jest też zimna wódka i nocne rodaków rozmowy. Siedzą więc i knują, jak spiskowcy w Biesach Dostojewskiego. Zaś na główny plan wybija się rozmowa o nadchodzącym 2021 roku, czyli nie jest dobrze. Anka mówi, że jakby nawet szczepili po dwa miliony na miesiąc, to akcja osiągnięcia odporności społecznej, zaraz zaraz – tu Anka liczy na palcach i popija winem, gdyż jest elegancka – to wychodzi jakieś półtorej roku. „Jeszcze półtorej roku w maskach?” – wkurza się tym razem szwagier Grażyny – „a mówiłem, żeby emigrować do Francji!”. „Do Francji? – tu nie wytrzymuje Stefan – tęskno ci za godziną policyjną?”. „To gdzie emigrować?” – mruga oczkami szwagier Grażyny. „No właśnie, tak to wszystko popsuli, że już nie ma gdzie” – smutno kończy Stefan i łapie za kieliszek. „Ale wiecie – wtrąca się Grażyna – podobno już jest Era Wodnika i świat się zmieni. My się zmienimy. Ja, ty i szwagier. Będzie inna świadomość.” „A potem se włączymy telewizor i świadomość szlag trafi” – dopowiada Stefan. No cóż – zostawmy tę imprezową gromadkę i pozwólmy się im wyspać, a póki nie odeśpią my możemy się zastanowić co tak naprawdę zadziało się w głowach naszych ulubieńców. Zresztą nie tylko ich, prawda? Otóż cała nasza otaczająca rzeczywistość, wszystkie komunikaty, które do nas spływają: osądy, przewidywania, wnioski tak naprawdę inkorporują nam jeden kluczowy schemat często podświadomego lęku o brak możliwości uniknięcia jakiegoś rodzaju negatywnych przejawów rzeczywistości, w efekcie których pojawia się nieznośny dyskomfort. Ten złożony lęk – gdyby Carl Gustav Jung dożył naszych czasów – zostałby przez niego osadzony w obszarze świadomości zbiorowej, bo nie jest on dzisiaj domeną jedynie indywidualną, czy też nie jest związany za jakąś konkretną grupą zawodową, etniczną, czy społeczną. Gdybyśmy zaś użyli perspektywy Hawkinsa to powiedzielibyśmy że ten lęk obniża społeczny poziom świadomości na ten moment (lub właśnie blokuje możliwość jej wzrostu). Zaś w perspektywie energetycznej – na przykład takich ostatnio modnych autorów jak Łazariew czy Melchidezek – że mamy do czynienia ze spadkiem zbiorowej energii. Jeśli zaś chcemy zdobyć umiejętność radzenia sobie z tym lękiem, to najpierw trzeba przyjrzeć mu się nieco bliżej. Tak naprawdę źródło tego lęku skrywa się w jednym z atawizmów, czyli systemów percepcji emocjonalnej, który odziedziczyliśmy po naszych jaskiniowych praprzodkach. U jego podstaw stoi atawizm, który ogniskuje naszą uwagę na ekstremalnych faktorach osi – przyjemnej versus niebezpiecznej. W tej strategii postrzegania rzeczywistości poświęcamy dużo większą uwagę na unikanie niebezpieczeństw i dążenie do przyjemności, czyli na skrajne wartości osi, niż na jej pełne spektrum, czyli na przykład na te aspekty, które nie są ani zagrożeniem, ani też przyjemnością i z których tak naprawdę w większości składa się nasze życie. Oczywiście, jeśli udaje nam się żyć tak by unikać zagrożeń, niebezpieczeństw, czy jakiegokolwiek dyskomfortu to wspaniale. Jednak problem zaczyna się wówczas, kiedy te negatywne przejawy życia pojawiają się mimo naszych uników i na ich pojawianie się nie mamy wpływu. I tutaj są dwie wiadomości – jak zwykle dobra i zła. Zacznę od złej. Otóż ta perspektywa unikania tego co nieprzyjemne jest nie tylko zakodowana w naszych emocjonalnych genach, ale też podsycana przez całe nasze życie. Dzieje się tak wówczas kiedy doświadczamy gloryfikacji szczęścia, jako stanu idealnego, który jest równoznaczny z brakiem konieczności mierzenia się czymkolwiek co jest nieprzyjemne. Taką gloryfikację otrzymujemy w socjalizacyjnym prezencie od naszych rodziców, nauczycieli, mediów tradycyjnych i społecznościowych oraz niestety również w trakcie zorganizowanego na tajnych kompletach Sylwestra. Jak pisze dr Michelle Maidenberf – adiunkt na Wydziele Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu Nowego Jorku: „Presja unikania dyskomfortu tworzy oczekiwanie, że istnieje szybkie rozwiązanie większości problemów, które stanowią dla nas wyzwanie i wywołują negatywne uczucia. Jeśli zaś nie możemy w szybki sposób naprawić tego, co sprawia że czujemy się źle, to uznajemy, że zawiedliśmy i że to z nami jest coś zasadniczo nie tak”. I tutaj warto zwrócić uwagę, że gro rozwiązań, które uznajemy w sytuacji naszego lęku przed brakiem możliwości uniknięcia kłopotów osadzamy w przeszłości. A dokładniej mówiąc uznajemy że rozwiązanie to powrót do tego co było. I to jest ta zła wiadomość – ponieważ na co wskazuje logika – nie da się wrócić do tego co było, bo tego co było już nie ma. Jest to co jest. Kiedy więc posiłkujemy się wizją możliwości przywrócenia poprzedniego porządku zawsze będziemy rozczarowani i de facto nasz spadek energii nie tylko nie rozstanie powstrzymany, ale znacznie pogłębiony. Pora jednak na dobrą wiadomość, a jest ona taka, że ten lęk nie jest po prostu nasz. Jak każdy atawizm został jedynie przez nas zinternalizowany, w którym to procesie uznaliśmy go za nasz własny, jednak kiedy odwrócimy ten proces okazuje się, że tak naprawdę to jedynie lęk, który dostaliśmy od naszych poprzedników i który dodatkowo został wzmocniony przez wszystkich tych, którzy nas otaczają i którzy zgodnie z tą fatalną tradycją również z tym lękiem nie potrafią sobie poradzić. A nasi poprzednicy – czy byli to rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, czy też jaskiniowcy wcale nie byli nie omylni. A to m.in. oznacza, że ich wyuczone reakcje na rzeczywistość wcale nie muszą być dla nas wzorem, bo po pierwsze nie jesteśmy nimi, a po drugie rzeczywistość się od ich czasów znacznie zmieniła. To trochę tak, jakbyśmy dostali testament, w którym okazuje się, że jesteśmy spadkobiercami jakiegoś krewnego, który sprezentował nam zadłużony dom. Z jednej strony cieszymy się, bo zyskaliśmy akt własności, ale z drugiej strony trzeba teraz spłacić długi. Więc zanim się nie okaże, czy czasem zadłużenie nie przewyższa wartości domu niespecjalnie jest się z czego cieszyć, prawda? Istnieje więc inne rozwiązanie – zawsze możesz zrezygnować z przyjęcia spadku. Problem w tym, że wówczas trzeba by pokonać kolejny atawizm, w którym strata jest dla nas na skali emocji dużo bardziej negatywnie angażującym doświadczeniem, niż pozytywnie angażujący zysk o tej samej wartości. I niestety ta kaskada atawizmów potrafi nie mieć końca – oczywiście dopóki nie uświadomimy sobie, że każdy kolejny również tak naprawdę nie jest nasz.
Co zatem zrobić u progu 2021 roku, który nie zapowiada się niestety jako lepszy niż jego, chyba w ostatnich dekadach najbardziej fatalny, poprzednik? Czy można się pozbyć tego lęku, którego podstawą jest świadomość braku możliwości uniknięcia tego, co negatywne? Otóż tak, ale to stopniowy i dość wymagający proces. Prześledźmy zatem jego główne punkty.

  1. Zorganizuj spotkanie sam ze sobą.
    To wydaje się dziwne i niepotrzebne, ale jak się okazuje wielu z nas komunikuje się głównie z własnym wyobrażeniem siebie dyktowanym z jednej strony oczekiwaniami kolektywnymi, a z drugiej właśnie pierwszym atawizmem. Tymczasem spotkanie ze sobą może przewartościować najważniejszą składową wszystkich lęków – nasze reakcje na te doznania. Bo w rzeczywistości siła negatywnego impaktu zdarzeń może zostać wzmocniona lub osłabiona wyłącznie za pomocą regulacji reakcji na to co się wydarza. Warto więc na spotkaniu z samym sobą uważnie się przyjrzeć naszym reakcjom i zastanowić, czy czasem wiele z nich nie pochodzi ze społecznego wzorca reagowania, który nie zawsze jest adekwatny do rzeczywistej siły i konsekwencji tego, czego doświadczamy.
  2. Zmień perspektywę postrzegania zmiany.
    Tutaj chodzi o ważny aspekt rytuału przejścia, który szerzej omawiałem w odcinku 148. Kluczem jest przewartościowanie postrzegania procesu zmiany z przeszłości na przyszłość i pozbycie się uporczywego oczekiwania, że zmiana zadziała wstecz, czyli że w jej efekcie powróci to co było. To jedynie iluzja, której dostarcza nam wystraszone ego. W rzeczywistości zmiana – jakąkolwiek by nie była, jest zawsze zmianą wykonującą ruch na osi czasu w prawo, czyli w przyszłość, a nie w lewo, czyli w przeszłość. Jeśli udaje się tak przewartościować zmianę, to wraz z tym przewartościowaniem jesteśmy się w stanie pozbyć związań i kotwic, czyli tych faktorów które powodują ciąg odwrotny. To tak, jakbyśmy sobie wyobrazili kogoś, kto usiłuje się wydostać z lochu czy dziury w ziemi. Może to zrobić wyłącznie patrząc w górę – w kierunku, w którym prowadzi droga wyjścia. Za każdym razem, kiedy spojrzy w dół odzywają się dawne związania, które powodują, że droga w górę staje się coraz cięższa. W ten sposób fiksacja na chęci powrotu do tego co było jednocześnie zawiesza nas pomiędzy tym co było, a tym co nieuchronnie ma nadejść. W ten sposób już nie ma tego co było, a wciąż nie ma tego co ma być. Jedyne co jest to rosnący lęk towarzyszący temu zawieszeniu.
  3. Zaakceptuj negatywny aspekt jako stały element gry
    To właściwy moment na pozbycie się atawizmu unikania tego, co nieprzyjemne. Jedynym zaś sposobem jest akceptacja tego, że takie doświadczenia są stałym elementem naszej rzeczywistości. Droga prowadząca do uwolnienia się od tego atawizmu wiedzie nie przez dążenie do jakiegoś iluzorycznego raju, w którym takich neagtywnych przejawów nie doświadczamy, ale przez przewartościowanie naszych reakcji na negatywne aspekty rzeczywistości. Akceptacja ich istnienia nie oznacza nadawanie im siły przez walkę, ale osłabienie działania przez zmianę reaktywności. To fundamentalna zasada Wu Wei z Taoizmu, lub jak komuś daleko do Wschodu jedno z założeń stoicyzmu, w którym to założeniu zewnętrzne warunki nie są w stanie zburzyć wewnętrznego spokoju i szczęścia.
  4. Przestaw się na doświadczanie teraz.
    Tutaj warto posłuchać dr. Claya Drinko, autora książek często goszczącego na łamach Psychology Today. Pisze on w tekście z 26 grudnia, że niezbędnym warunkiem przetrwania 2021 roku jest uczynienie z uważności nawyku towarzyszącego nam w codziennym dniu najczęściej jak to tylko możliwe. To między innymi świetny sposób na pozbycie się atawizmów, bo przecież ich rdzeń zawsze leży poza teraźniejszością. Są zbudowane na bazie konceptów przeszłości i przyszłości a kiedy pojawia się uważny umysł, nie otrzymują potrzebnej do egzystencji karmy. Sam rodzaj praktyki jest tu drugorzędny – czy będzie to medytacja, czy praktyka nieformalna ma mniejsze znaczenie. Kluczem jest tu i teraz czyli osadzenie swojej głowy dokładnie w tym samym miejscu i czasie, w którym znajduje się nasze ciało.
  5. Naucz się tańczyć w deszczu
    Celowo używam tu słowa deszcz, bo jego angielski akronim jest doskonałym przykładem sekwencji, która powinna stać się naszą nową codziennością. Sekwencję rozpoczyna słowo recognize, które możemy przetłumaczyć jako rozpoznanie. To proces, w którym kiedy pojawia się w naszym życiu coś trudnego, czy negatywnego po prostu zatrzymujemy się na chwilę bez podejmowania żadnych działań, ale po to by dostrzec to, czego w obliczu tego wydarzenia doświadczamy. To zwrócenie się do własnego wnętrza, by zaobserwować jak reagujemy, co się dzieje w środku, czy jest tam jakaś emocja? A jeśli tak, to jaka to emocja? Jak diagnozujemy jej poziom i charakterystykę? Czego dotyczy? Co ją wywołało? Do jakich reakcji usiłuje nas popchnąć? Kiedy już to wiemy, dalej powstrzymując się od działania w tej emocji przechodzimy do drugiego kroku. To akceptacja, tak jak druga litera w angielskim „rain”. Teraz po prostu wciąż obserwując tę emocję po prostu przyzwalamy na to, by ją odczuwać. To jak przyznanie sobie prawa do odczuwania emocji z jednoczesnym nie podejmowaniem jakichkolwiek próby wpływania na nią. W tym drugim kroku ani nie chcesz się jej pozbyć, ani też w niej zanurzyć. Po prostu akceptujesz, że się w tobie pojawiła, bo wiesz że ma prawo się pojawić. Jeśli prawidłowo wykonasz dwa poprzednie kroki, to zauważysz że w odczuwaniu tej emocji nastąpiła zmiana. Że jej impet zaczyna wygasać, a jej poziom powili się obniża. Wówczas pora na trzecią literę słowa „rain”, to I w angielskim będące pierwszą literą słowa „investigate”. Tutaj jest miejsce na śledztwo, na naukową analizę, na proces badawczy, w którym z dystansu, chłodnym naukowym okiem, chcesz zobaczyć co się tak naprawdę wydarzyło, jakie jest prawdziwe źródło twojej reakcji emocjonalnej. To na tym etapie często odkrywamy, że to tak naprawdę nie nasze reakcje, ale wpojone nam przez atawizmy, albo, że nasze reakcje są nieadekwatne do realnego zagrożenia, a wówczas możemy znacznie przewartościować te reakcje na przyszłość. Bo po analizie dużo łatwiej nam będzie następnym razem powiedzieć: „O to lęk jest! Znam to. Mój dziadek to przywlókł. To nie moje!” I na koniec litera „N”, kończąca słowo „rain” Za nią skrywa się termin „not-identify” czyli brak identyfikacji. To po prostu proces, w którym nie podążamy za emocją, nie dajemy się jej związać. Proces w którym mamy świadomość, że tak jak się pojawiła, tak również odpłynie. Nic nie musimy robić. Wystarczy do niej nie lgnąć i pozwolić jej odejść.
    Czy powyższa pięcioelementowa sekwencja rozwiąże wszystkie nasze problemy w 2021 roku? Z pewnością nie. Ale jedno jest pewne – jej wdrożenie w naszą codzienność pozwoli nam dużo lepiej sobie z tym, co wszystkich nas czeka, poradzić.
    Pozdrawiam