Stąpanie po skorupkach jaj

Mantra ciszy
24 grudnia 2020
Jak przetrwać 2021?
1 stycznia 2021

Transkrypcja tekstu:

Istnieje pewien system zachowań relacyjnych, który znamy pewnie wszyscy, bo wymusza go z jednej strony nasz instynkt samozachowawczy, a z drugiej po prostu uprzejmość czy też empatia. Działa on jak przyprawa w zupie. Do pewnego momentu podkreśla jej smak, ale kiedy z nią przesadzimy zupa przestaje być zjadliwa. I dokładnie tak samo dzieje się w relacjach, które tworzymy z innymi ludźmi i to nie zależnie od tego czy są to relacje związkowe, romantyczne, rodzinne, towarzyskie czy zawodowe. Te zachowania zaś najlepiej opisuje metafora stąpania po skorupkach jaj. Przyjrzyjmy się temu na przykładach. Są lata dziewięćdziesiąte. Oto mały Jasio, który nie lubi zbyt wcześnie wracać ze szkoły do domu. A nie lubi, bo kiedy jego powrót ma miejsce przed godziną dwunastą w południe, to musi w domu respektować żelazną zasadę: trzeba zachowywać się bardzo cicho i nie wolno rozmawiać. A to dlatego, że ojciec Jasia chodzi do pracy na nocną zmianę i po powrocie z pracy musi się wyspać, więc śpi co najmniej do południa. A wówczas nie należy mu w tym odsypianiu przeszkadzać, bo kiedy się obudzi – na przykład dlatego, że Jasiowi wypadł z ręki kubek z herbatą – to strasznie się wścieka i zawsze w takich sytuacjach sięga po pasek do spodni, co wiadomo czym się kończy. A Jasio jednak woli w szkole siedzieć w ławce bez bólu czterech liter. Mija dwadzieścia kilka lat. Teraz miejsce małego Jasia w tej historii zajmuje duży Janek. Jakoś to życie udało się w miarę ułożyć – Janek ma żonę, pracę i psa. I wszystko właściwie nawet nieźle funkcjonuje. No może z wyjątkiem małego szczegółu. Chodzi o pracę, w której Janek naprawdę daje z siebie wszystko, bo po prostu lubi tę robotę i lubi w niej osiągać dobre wyniki. Problem w tym, że już od dwóch lat powinien dostać awans i podwyżkę, ale jakoś nie może się tego doczekać. Jego szef, od którego wszystko zależy jest trochę nerwowy i właśnie zostawiła go żona. Kiedy Janek postanawia upomnieć się o swoje, to zawsze gdzieś z tyłu głowy pojawia się rodzaj blokady. E… lepiej mu dziś o tym nie przypominać. Po co z tym wyskakiwać właśnie teraz? Przecież jak szef ma swoje problemy to lepiej mu nie dokładać kolejnego, nie? Janek więc wybiera siedzenie cicho. A kiedy wybiera się do firmowej kuchni po kawę i przechodzi obok przeszklonego gabinetu szefa to stara się stąpać najciszej, jak tylko się da. Tak jakby chodził po skorupkach jaj i nie chciał, by jakakolwiek skorupka na tym ucierpiała.
Drugi przykład. Oto Iwona. Ma męża, pracę i kota. Wieczorem lubi siedzieć ze swym facetem na kanapie przed telewizorem. Pić herbatę i popijać winem lub odwrotnie. Jej mąż jest fanem wyścigów samochodowych, więc w kablówce mają wykupiony złoty sportowy pakiet i generalnie w ich telewizorze jeżdżą wyłącznie samochody. To w sumie jej nie przeszkadza, bo telewizora generalnie nie lubi, więc nie ma znaczenia co w nim leci. Tak naprawdę woli rozmawiać niż oglądać film. O czym? O książkach, o planach na przyszłość, o smaku herbaty i garbnikach w winie, czy odwrotnie. Jednak za każdym razem kiedy próbuje wciągnąć swojego faceta w rozmowę słyszy tylko magiczne słowo: „Cicho, przecież oglądam”, więc od jakiegoś czasu przestała już podejmować jakiekolwiek próby. Po prostu jest cicho. Jak stoi, siedzi, a nawet jak chodzi. Bo wie, że zagłuszanie komuś zajętemu czymś innym grozi awanturą. Wie to od zawsze, bo kiedy jako mała dziewczynka kiedyś ojcu przerwała oglądanie meczu to skończyło się odwołanymi wakacjami i brakiem prezentu pod choinką. Więc teraz jest cicho. Jak stoi, jak siedzi i jak chodzi. Czasem ma wrażenie, że jej relacyjne życie odbywa się na skorupkach jaj.
Powyższe przykłady oczywiście celowo przekoloryzowałem, żeby pokazać, jakie mogą być konsekwencje stąpania po skorupkach jaj, kiedy uznamy takie zachowanie za normę i na tyle je zinternalizujemy, że w jego efekcie następuje zaburzenie energetycznej równowagi w relacji. Samo zjawisko stąpania po skorupkach jaj w naszych relacjach – prywatnych, rodzinnych czy zawodowych jeszcze nie jest niczym złym. Bo przecież sami przeżywamy takie chwile, w których nie specjalnie byśmy sobie życzyli, by nam ktoś w nich jeszcze dokładał problemów czy też zmuszał do zajmowania się sobą. To wszystkie te sytuacje, w których po prostu chcemy być sami ze sobą, z własnym problemem czy też z ulubionym zajęciem, dzięki któremu odpoczywamy od trudów życia. Skoro zaś my sami czasem potrzebujemy, by ktoś koło nas stąpał tak ostrożnie jak po skorupkach jaj, to również – niejako w empatycznym zrozumieniu i odwzajemnieniu – rozumiemy, że i my czasem również powinniśmy się drugiej stronie relacji w ten sposób zrewanżować. Więc staramy się uszanować cudze prawo do świętego spokoju i również, z pełnym zrozumieniem wskakujemy na jajeczne skorupki. Kiedy zaś taki skorupkowy taniec ma miejsce okazjonalnie, zaś skorupkowe piruety są mniej więcej w relacji równo rozłożone możemy uznać, że istnieje w takiej relacji zdrowa energetyczna równowaga wartości wymiany. Ty mi zapewniasz czasem skorupkowy taniec, więc w zamian ja dla ciebie też czasem na tych skorupkach zatańczę. Bo wymiana energii powinna być zawsze w równowadze. Tyle ile daję, tyle dostaję, niezależnie od tego czy przedmiotem wymiany jest wsparcie, przyjaźń, lojalność, szacunek czy właśnie stąpanie po skorupkach. Jednak problem zaczyna się wówczas, kiedy ten bilans wymiany traci równowagę i okazuje się po jakimś czasie, że stąpasz po skorupkach częściej niż druga strona lub kiedy robisz to w danej relacji wyłącznie ty. Zaś najciekawsze w tym mechanizmie jest to, że proces jego narastania zazwyczaj umyka naszej świadomości. Ludzie zaczynają się orientować, że byli w danej relacji jedynymi „skorupkowymi tancerzami” o wiele za późno. Na przykład już po rozwodzie, po usamodzielnieniu i opuszczeniu rodzinnego domu, czy po porzuceniu pracy. Albo po latach w trakcie terapii, kiedy w pracy nad opanowaniem konkretnego problemu dopiero pojawia się świadomość: „Przecież ja przez cały czas obok mojego wspólnika w naszej firmie chodziłem jak po skorupkach”, „Skorupki towarzyszyły każdemu właściwie kontaktowi z moją matką” albo „Moja żona tolerowała mnie wyłącznie kiedy stąpałem po skorupkach, a każda próba zejścia na twardy ląd kończyła się jakimś fochem”. Dlaczego tak się dzieje, że taka świadomość pojawia się dopiero po jakimś czasie, a często dopiero po latach od zakończenia danej relacji? Wyjaśnienie może być zaskakująco proste. Otóż kiedy w danej relacji wskakujemy na skorupki nie chcąc przeszkadzać, nie chcąc się naprzykrzać czy też szanując czyjeś prawo do autonomii, jednocześnie samym aktem wejścia na skorupki dajemy temu komuś określony rodzaj komfortu lub powiedzmy sobie szczerze jakąś formę luksusu. Jednak ofiarowanie luksusu za każdym razem jest obosiecznym mieczem. Bo z drugiej strony natura ludzka – i to niekoniecznie osoby chcącej nas wykorzystać – jest tak skonstruowana, że do luksusu czy komfortu błyskawicznie się przyzwyczaja. Kiedy zaś ten strumień ofiarowywanego luksusu zaczyna być zjawiskiem powszednim, to natura ludzka zaczyna szybko kalkulować, że można go otrzymywać mimo zaburzonej równowagi wymiany. A to oznacza, że wystarczy, że ktoś się zorientuje, że może otrzymywać luksus bez konieczności jego odwzajemniania, a gotów będzie uznać, że taki luksus mu się po prostu należy, a więc jego dostarczanie przez drugą stronę jest po prostu normą. I to wystarczy, by szala tej nierównowagi coraz częściej była przechylona tylko w jedną stronę, a docelowo by była tak przechylona już trwale. Ten mechanizm działa tym precyzyjniej i szybciej im w większym stopniu trafi na podatny relacyjny grunt. Zaś tym gruntem jest bardzo często jakaś strategia zaimplementowana w system w naszym dzieciństwie. I dlatego przytoczone wcześnie przykłady skonstruowałem właśnie w ten sposób. Cały zaś proces ma związek z dość specyficzną cechą funkcjonowania naszego mózgu. Otóż w procesie swojego rozwoju nasz mózg wytworzył pewne połączenia neuronalne w reakcji na określone bodźce sytuacyjne, w efekcie których zostały wypracowane określone reakcje. Posłużmy się tu moją ulubioną metaforą motocyklową. Otóż kiedy jedziesz ulicą z wyraźnymi koleinami, to oczywiście motocyklowe koło będzie co rusz, uciekało w koleinę, bo profil jezdni je po prostu do tego zachęca. I dokładnie tak samo się dzieje w naszym mózgu: kiedy w dorosłym życiu konfrontujemy się z sytuacjami podobnymi do sytuacji przeszłych i jednocześnie takich, do obsługi których w dzieciństwie nasz mózg stworzył neuronalne połączenia, to będziemy wykazywali tendencję do skorzystania z już istniejących połączeń. Bo to pozwala nam zaoszczędzić energię i czas, które musielibyśmy poświęcić na wytworzenie nowych. Jeśli więc w dzieciństwie stworzyliśmy sobie w określonych okolicznościach strategię obsługi jakichś naszych relacji polegającą na stąpaniu po skorupkach jajek, to tym większą tendencję będziemy wykazywali już w dorosłym życiu do korzystania z takiej strategii w naszych obecnych relacjach. I nie ma to znaczenia, że w dzieciństwie była to strategia wypracowana na przykład w relacji z ojcem, a obecnie stosujemy tę strategię w relacji ze wspólnikiem. Bo fundament strategii jest taki sam, a stanowią go te wcześnie wytworzone połączenia neuronalne, czy wracając do motocyklowej metafory koleiny na drodze. Problem jednak z koleinami jest taki – co motocykliści wiedzą doskonale – że dużo łatwiej i niespodziewanie można do nich wjechać i jednocześnie naprawdę trudno z nich wyjechać. Jednak jakichkolwiek technik byśmy nie stosowali, żeby wyjechać z koleiny i tak musimy zacząć od niezbędnego warunku. A jest w nim uświadomienie sobie, że w takiej koleinie się właśnie znajdujemy. Jak to zrobić? Wyłącznie przez zdystansowaną perspektywę. Kiedy patrzysz wyłącznie przed siebie, to nie zauważysz koleiny. Musisz się rozejrzeć na boki, żeby mieć porównanie, czy czasem nie jedziesz nieco niżej od pozostałych użytkowników drogi. W ten sposób dopiero możesz odkryć, że ta równowaga została zaburzona poprzez twoją niższą pozycję. Dokładnie taka sama zdystansowana perspektywa potrzebna jest w relacji – dowolnej: romantycznej, rodzinnej czy zawodowej – żeby uświadomić sobie, czy aby na pewno balans wymiany komfortu pozostaje w równowadze. A świadomość, co przecież podkreślam za każdym razem jak ulubioną mantrę – stanowi zawsze pierwszy i niezbędny krok do odzyskania równowagi. Bo wszyscy potrzebujemy dokładnie takiej samej ilości skorupek.
Pozdrawiam