Kiedy możemy uznać nasze życie za udane?

Komplementy odwrotne
10 grudnia 2020
Mantra ciszy
24 grudnia 2020

Transkrypcja tekstu:

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację – wychodzimy na ulicę by przeprowadzić uliczną sondę, do której wybieramy sto pierwszych napotkanych na ulicy dorosłych osób, którym zadajemy tylko jedno pytanie. „Czym jest zamożność?”. Jakiej definicji tego słowa możemy się w większości przypadków spodziewać? Otóż najprawdopodobniej wśród opinii respondentów naszego badania usłyszymy, że zamożność oznacza dostatek, dostatnie życie, opływanie w dobra, czy wręcz bogactwo. A to oznacza, że dla większości ludzi zamożność wiąże się ze stanem posiadania. Skoro to już wiemy to teraz przeprowadźmy kolejną sondę, ale tym razem wyłącznie w naszej wyobraźni. Wyobraźmy sobie, że dysponujemy jakąś magiczną mocą przenoszenia się w czasie, dzięki której możemy się przenieść w przyszłość, tak by ponownie spotkać tych sto osób. Dodajmy do tego kolejną zmienną i wyobraźmy sobie, że wszystkie te sto osób stały się zamożne. Dokładnie tak jak definiowały w swoich odpowiedziach w naszej pierwszej sondzie. Tę drugą zaś sondę, tę w wyobrażeniowej przyszłości, przeprowadzamy z nimi u kresu ich życia. Tym razem tym stu zamożnym i jednocześnie żegnającym się z tym światem osobom zadajmy dwa krótkie pytania. Pierwsze brzmi: „czy jesteś szczęśliwy?”, drugie brzmi: „czy twoje życie było udane?”. Jakie odpowiedzi byśmy usłyszeli? Ile wśród tych stu osób odpowiedziałoby twierdząco na obydwa pytania? Oczywiście nie możemy tego z całą pewnością wiedzieć, bo to wyłącznie gra naszej wyobraźni. Jednak jedno jest pewne: przeprowadzając to ćwiczenie w naszej wyobraźni orientujemy się, że zamożność w jej potocznie rozumianej definicji nie musi mieć wiele wspólnego ze szczęściem czy spełnieniem. I to również pokazują na przykład badania przeprowadzone w 2016 roku w Korei Południowej, czyli w społeczeństwie o olbrzymim skoku technologicznym a w efekcie również dużym współczynniku klasowego wzrostu, z których wynika, że najszczęśliwszą klasą społeczną jest klasa średnia. Im zaś współczynnik wzrostu klasowego zwany operatem perspektywy mobilności w górę jest wyższy, czyli im na wyższe klasowe poziomy ludzie wskakują, tym współczynnik deklarowanego szczęścia i spełnienia spada. A zatem nasze wątpliwości czy aby na pewno zamożność wiąże się z życiowym szczęściem zdają się być potwierdzone. Jeśli zaś to nie zamożność odpowiada za życiowe spełnienie i szczęście, to co? Co jest tym magicznym eliksirem szczęścia? Warto by było go poznać już teraz, a nie dopiero na łożu śmierci, bo wówczas może być już nieco za późno, żeby z tej wiedzy skorzystać, prawda? Otóż okazuje się, że istnieje pewien trop, którym możemy spróbować podążać, by ten magiczny pierwiastek odkryć. Zaś pierwszy okruszek tego tropu znajdziemy w Słowniku Języka Polskiego PWN, kiedy sprawdzimy definicję słowa „zamożność”. Czytamy tam, że termin ten posiada dwa znaczenia. Pierwszym jest „posiadanie dużego majątku”, zaś drugie znaczenie mówi o tym, że zamożny ktoś to (tu cytuję): „taki, w którym panuje dostatek”. To zaś drugie znaczenie jest niezwykle istotne, bo odwraca wektor zamożności z zewnątrz do wnętrza. Oznacza to, że – zgodnie z tym drugim znaczeniem – zamożność, nie jest zależna od tego co na zewnątrz nas, czyli na przykład od ilości i wartości posiadanych przedmiotów, od udanych romantycznych związków, sukcesu finansowego czy statusu. Zamożność rozumiana w ten sposób jest więc cechą wewnętrzną i nie da się jej zdobyć, przez gromadzenie dóbr czy sukcesów. Ale w naszych poszukiwaniach spróbujmy odnaleźć drugi okruszek. Jest nim idea forsowana przez dr. Mary Lamia, klinicznego psychologa z Uniwersytetu Kalifornii i dotycząca tzw. zamożności emocjonalnej. Termin ten wiąże się z sumą pozytywnych lub negatywnych emocjonalnych doznań w naszym życiu. To zaś jaką statystyką dysponujemy, czyli które z emocji w naszym życiu będą przeważały i to niezależnie od okoliczności, będzie decydowało o tym, czy doświadczamy emocjonalnej zamożności lub emocjonalnego ubóstwa. Pokażmy to na przykładach. Oto Ewa, której – jak moglibyśmy potocznie powiedzieć – wiecznie się gęba śmieje. Jest ciekawa świata i ludzi. Lubi się zachwycać nawet największymi pierdołami. Kiedy widzi piękny widok, czy kiedy czuje zapach przyrządzanych w kuchni pierogów wydaje się kwitnąć. Kiedy pije poranną kawę to zamiast kombinować jak przetrwać to co ją dziś czeka po prostu rozkoszuje się zapachem i smakiem porannej kawy. Kiedy zostawił ją chłopak skomentowała to jedynie: „w sumie to mu się nie dziwię, przecież jestem fiśnięta”. Kiedyś prowadziła firmową prezentację i z przejęcia całą twarz sobie popisała markerem. Po czym, kiedy odkryła, że występuję przed publicznością z mazami na twarzy, wzięła do ręki czerwony marker, narysowała sobie na twarzy uśmiech Jokera i prowadziła prezentację dalej. Za co oczywiście dostała oklaski. Nie da się jej nie lubić.
Oto Iza. Tutaj jest niestety dokładnie odwrotnie. Gęba skwaszona nawet bez specjalnego powodu. Generalnie ludzie ją wkurzają i gdyby ogłoszono referendum dotyczące wprowadzenia publicznej chłosty, to złożyła by swoje c.v. kandydując do roli kata. Mało co ją cieszy, a kiedy widzi jak Ewa cieszy się na pierogi to ma ochotę dosypać do nich czegoś na przeczyszczenie. Jest miła tylko kiedy czegoś potrzebuje, a przynajmniej wydaje jej się, że te epizody bycia miłym udaje się jej dobrze aktorsko odgrywać. Generalnie lubi się czepić byle czego, a jak nie ma czego to sama to coś stworzy. Taka z niej przyjemniara.
Wg definicji emocjonalnej zamożności dr Lamii Ewa to przykład osoby emocjonalnie zamożnej, zaś Iza to jej przeciwieństwo, czyli ktoś kogo uznajemy za emocjonalnie ubogiego. Jak pisze dr Lamia: „Osobowości przepojone dostatkiem ożywiają dusze napotkanych ludzi. Ich radość z wyjątkowości innych jest autentyczna i są zainteresowani dalszą nauką, gdy spotykają innych, którzy mają odmienne doświadczenia i punkty widzenia. Zdolność odnalezienia drogi do człowieczeństwa każdego człowieka umożliwia zamożnym emocjonalnie ludziom poruszanie się w kierunku innych i swobodne współbrzmienie z nimi. Znaczny procent ich przestrzeni życiowej może obejmować pozytywne wewnętrzne nagrody wynikające z pięknych scen związanych z naturą, muzyką lub nauką.”
I tutaj również pojawia się definicja emocjonalnego ubóstwa i co ciekawe – pewnie już wielu z was się zdążyło domyśleć – dr Lamia jako przykład środowiska takich osób wskazuje politykę. Mówi ona, że ubóstwo pozytywnych emocji jest zauważalne u osób, które mają ograniczone zainteresowanie innymi, których przekonania, ideały lub tożsamość odbiegają od ich własnych. Zacytujmy: „Możemy to zjawisko emocjonalnego ubóstwa zaobserwować w politycznie spolaryzowanych negatywnych stanach emocjonalnych: tych, którzy są zatwardziale uparci przy swoim i czekają na okazję, by uderzyć w innych, którzy nie podzielają ich poglądów.”
Pora na trzeci okruszek naszej układanki. Jest nim teoria skryptu amerykańskiego psychologa i filozofa Silvana Tomkinsa, który badał to w jaki sposób emocje wpływają na nasze życiowe postawy. W teorii skryptów przekonuje on, że tak naprawdę żyjemy według określonych skryptów – rodzaju scenariuszy, które piszemy dla nas samych i za pomocą których interpretujemy to, co się wydarza na scenie naszego życia. To tak, jakbyśmy obserwowali nasze życie i wraz z wydarzeniami, które w nim mają miejsce spisywali scenariusz interpretujący dane wydarzenia, za pomocą którego w późniejszym czasie będziemy funkcjonować posługując się właśnie tymi stworzonymi wcześniej interpretacjami. Ten nasz skrypt zatem tworzy rodzaj zbioru reguł, dzięki którym interpretujemy to co się z nami dzieje oraz uznajemy że nasze losy są w jakiś sposób przewidywalne, bo przecież rzeczywistość nie raz przekonywała nas do określonych efektów i rezultatów naszych działań. To ten właśnie skrypt jest zatem odpowiedzialny za to w jaki sposób odnosimy się do innych oraz jakie relacje i interakcje tworzymy z otaczającym nas światem. Dokładnie ten sam rodzaj skryptu opisywałem w mini-wykładzie 146. Tam jednak kluczem było rozróżnienie tego, czy jesteśmy świadomi jak wielką część naszego skryptu mogli napisać za nas inni ludzie i to na ile nasze reakcje na innych i podejmowanie życiowych decyzji są tak naprawdę nasze. Tym razem jednak mówimy o naszym własnym skrypcie. Tym, którego autorami jesteśmy wyłącznie my sami na podstawie doświadczeń i wspomnień z naszego dotychczasowego życia. A dokładniej mówiąc to, jaki w tym naszym skrypcie dominuje priorytet. Czy to na przykład priorytet zogniskowania uwagi na negatywnych, czy pozytywnych doznaniach emocjonalnych, za którym to priorytetem stoi na przykład to, jak długo i intensywnie będziemy roztrząsać cierpienie, a jak długo i intensywnie zamierzamy cieszyć się szczęściem. To czy nasza uwaga bardziej ogniskuje się na negatywnych przejawach naszego życia, czy też to czy potrafimy docenić to co w nim pozytywne. Podobnie ma się rzecz z priorytetem skryptu dotyczącym innych ludzi. Czy będziemy widzieć w nich ciekawe możliwości naszego rozwoju, doświadczania życia i relacji, czy jedynie będziemy w innych widzieć przeszkodę na drodze do osiągnięcia naszego celu? Tomkins wyróżnia na przykład takie skrypty jak skrypt angażujący, w którym w aktywności danej osoby przeważają tendencje do chęci przeżywania emocji pozytywnych oraz wciągający skrypt nuklearny, w którym pojawia się wzmocnienie negatywnych faktorów przy powtórzonej negatywnej scenie. Mówiąc zaś językiem bardziej czytelnym – w tym rodzaju skryptu kiedy przydarza nam się coś nieprzyjemnego zwiększamy swoje negatywne doznania ponieważ do bieżącej negatywnej reakcji na konkretne wydarzenie dodajemy reakcje skryptowe pochodzące z podobnych wydarzeń z przeszłości, przez co nasze negatywne reakcje stają się bardziej intensywne, niż powinny. To tak jakbyśmy spotkali kiedyś w życiu kogoś, kto zrobił na nas złe wrażenie i teraz przy każdym kolejnym kontakcie z podobną osobą nasze złe wrażenie zostaje spotęgowane do takiego stopnia, na który oczywiście ta nowo poznana osoba nie zasłużyła. Można to też pokazać na innym przykładzie – oto ktoś w ciągu roku ma powiedzmy pięć razy katar. Za pierwszym razem czuje się niezbyt dobrze ale nie na tyle żeby się z tego powodu kłaść do łóżka. Jednak z każdym kolejnym razem jego reakcje są coraz to silniejsze i w końcu przy piątym katarze leży pokotem w łóżku i przekonuje swoich domowników że jest umierający. A przyczyną wciąż jest ten sam, tak samo intensywny katar.
Teraz pora byśmy wszystkie okruszki zebrali razem – po pierwsze nasza życiowa emocjonalna zamożność jest wyłącznie naszą cechą wewnętrzną i nie ma związku z czymkolwiek co nas otacza – przedmiotami, dobrami czy relacjami. Po drugie emocjonalna zamożność ma związek z tym w jaki sposób przeżywamy najdrobniejsze wydarzenia, jak jesteśmy nastawieni do innych i do świata. Oraz z tym na jakim rodzaju przeżyć ogniskujemy swoją uwagę, jak intensywnie doświadczamy tego co negatywne i tego co pozytywne. Po trzecie zamożność ta zależy też od priorytetów naszych skryptów. Od tego jakie przejawy naszego istnienia będą w nich z biegiem lat wzmacniane a jakie osłabiane. Czy w związku tym z biegiem lat potrafimy się coraz bardziej cieszyć, czy też z biegiem lat potrafimy się jedynie bardziej frustrować i cierpieć.
Jaki zaś ma związek nasza emocjonalna zamożność z tym, byśmy mogli uznać nasze życie za udane? Odpowiedź na to pytanie pozostawmy już do rozstrzygnięcia każdemu z nas z osobna. Pozdrawiam