Transkrypcja tekstu:
Zacznijmy od przykładu. Oto Stefan, który dziarskim krokiem udaje się na wesele znajomych. Pachnie i wygląda jak milion dolców. Tak się akurat składa, że by skrócić sobie drogę przechodzi tuż obok boiska, na którym jest właśnie rozgrywany mecz żeńskich drużyn piłki nożnej. Grające panie mają zdaje się jakąś przerwę, gdyż zupełnie niespodziewanie jedna z nich, jak się okazuje stara Stefanowa kumpela, chwyta go silnie i zdecydowanie za nadgarstek i wciąga na boisko. Zanim się nasz Stefan zorientował co się dzieje, stoi oto po środku pola gry z wlepionymi weń rozbawionymi oczyma zawodniczek obydwu drużyn. Teraz autorka całego zamieszania puszcza Stefanową rękę i krzyczy na całe gardło: „No, gościu, kop ten balon, zaiwaniaj odnóżami, teleportuj futbolówkę do bramki.” Stefan zaczyna wymiękać. „No, jak to, kop – myśli sobie – przecież ja mam trzewiczki lakierowane weselne”. „No, jak wywijaj nogami – przecież ja pod kamizelką nie mam paska, gdyż mi się w brzuch wrzynał, a spodnie przyszczypnąłem agrafkami do gaci, żeby mi w tańcu nie spadały. A tańczę wyłącznie wolne, bo jak szybko grają, to nie ogarniam. A jak się trzeba teraz szybciej ruszać, to na bank spodnie mi z gaciami zjadą i trzeba będzie przed ludźmi nie tylko oczami świecić”. Cóż Stefan ma zrobić? Otóż ma dwie możliwości. Może zostać na boisku i ku uciesze rozbawionych zawodniczek usiłować w swoim pięknym garniaku ganiać za futbolówką. Może też, przytrzymując garścią gacie, w podskokach z boiska zejść w niesławie i dodajmy, przy aplauzie tarzających się ze śmiechu zawodniczek. Żadne z tych wyjść nie jest dla Stefana zbyt komfortowe, prawda? Teraz inny przykład. Oto Grażyna na przyjęciu u Gosi, która właśnie odciągają ją na bok, częstuje margaritą, po czym zniża tajemniczo i znacząco głos i mówi: „Muszę ci coś powiedzieć, to naprawdę czad, zaraz zobaczysz. Tylko wiesz, gdyby się Anka dowiedziała, że ci powiedziałam, to by mnie zabiła. Mówię ci, to jest taki super news, że ci gały wyjdą na wierzch. W sumie Anka to mnie za to dojedzie, ale co tam. No więc słuchaj…”
Dwa powyższe przykłady wyglądają na skrajnie różne. W pierwszym Stefan został wciągnięty w grę, wbrew swej woli. I to w grę, której zasad nie znał. I nie chodzi tu o zasady futbolu, ale o to, co tak naprawdę kierowało jego znajomą, która go w tę grę wciągnęła. Po co on jej tam na środku boiska był potrzebny. Może po to, by jakiejś innej uczestniczce pokazać, że wcale z niego nie jest taki chojrak? A może po to by, w najbliższej przyszłości wykorzystać to zdarzenie do jakichś swoich celów. A może jeszcze po coś innego. Zresztą powód takiego wmanewrowania Stefana nie jest równie istotny jak to, że Stefan nie jest w stanie odnaleźć się w grze, dopóki nie pozna jej reguł. Bo to tak, jakby zaprosić kogoś na warcaby i już po pierwszych ruchu na szachownicy oznajmić mu, że to jednak są szachy, a po kilku kolejnych ruchach wyjawić, że to jednak zupełnie inna gra. Kiedy nie znamy reguł, a stajemy się uczestnikami gry, pojawia się zjawisko, w którym to nie my gramy w grę, ale to gra gra nami. Dopiero po poznaniu reguł możliwe staje się odwrócenie tej sytuacji. Zaś obydwa przypadki różnią się przede wszystkim sprawczością, której źródłem jest kontrola. Kiedy „gra gra nami” jedno jest pewne – to na pewno nie my kontrolujemy sytuację.
A teraz przyjrzyjmy się bliżej drugiemu przykładowi. Mamy tu do czynienia z identycznym mechanizmem, w którym Grażyna jest przez Gosię wciągana do gry. Jeśli na to przystanie, to sam akt aprobaty uczestnictwa w tej grze powoduje, że jednocześnie Grażynie jest odbierana kontrola nad własnym uczestnictwem. Jest bowiem wciągana do gry, której – zupełnie podobnie jak wcześniej Stefan – nie zna zasad. A nie może znać, gdy w grze pojawia się trzeci element układanki, którego zarówno reakcje, jak i motywacje są nieprzewidywalne. Bo gra z drugiego przykładu może się przecież równie kompromitująco skończyć dla Grażyny. Na przykład wówczas, kiedy usłyszy od Gosi to coś, od czego gały wychodzą na wierzch, i to coś okaże się nie do końca prawdą. Albo wówczas, kiedy na przykład za kilka dni okaże się, o czym wcześniej Grażyna nie wiedziała, że Gosia i Anka są ze sobą w konflikcie. Jeśli tak, to sam fakt wejścia Grażyny do gry na zasadach, których ona nie zna, a które zna Gosia spowoduje, że siłą rzeczy w sporze pomiędzy Gosią a Anką, Grażyna zostanie ustawiona po stronie Gosi. A wcale nie musi tego chcieć – na przykład kiedy okaże się, że niechcąco stanęła po ciemnej stronie mocy. Zresztą konfiguracji zdarzeń oraz scenariuszy takich rozgrywek mogą być setki, jak nie tysiące. Kiedy jesteśmy przez kogoś rozgrywani szanse na to, że uda nam się wyjść z gry obronną ręką maleją z minuty na minutę.
Niestety mechanizm wciągania w grę jest częściej obecny w naszym życiu, niż nam się wydaje, a to z tej przyczyny, że tak już do niego przywykliśmy, że wykazujemy tendencję do uznawania, że jest czymś normalnym, więc nie zwracamy nań uwagi, dopóki oczywiście nie przyjdzie nam się zmierzyć ze skutkami takiego rozgrywkowego uwikłania. Nie dalej jak wczoraj dostałem maila od jednej z firm, która świadczy usługi, z których korzystam, płacąc za tę możliwość miesięczny abonament. W mailu tym, podpisany pod spodem konkretny pracownik firmy, proponuje mi rozszerzony pakiet usług w konkretnej cenie. Po czym, w następnym zdaniu, pisze do mnie, że może mi ten pakiet zaoferować jeszcze taniej narażając się przy tym, na pretensje swojego przełożonego. Dokładne sformułowanie brzmiało – tutaj cytuję: „oj, będę się z tego tłumaczyć szefowi”. Przecieram oczy ze zdumienia, przyglądam się temu mailowi jeszcze raz i wtedy odkrywam tytuł maila, który brzmi: „Szef mnie chyba wyrzuci!”. To klasyczny, by nie powiedzieć nawet przejaskrawiony przykład wciągania w grę. Oczywiście mail ten również spełnia zasady manipulacyjnej reguły wdzięczności, ale kwintesencją jest zawarte w nim wciągnięcie w uwikłanie. Przystanie na taką propozycję, jest przecież wejściem do gry, której reguł nie znamy. Zaś wśród tych reguł może się pojawić i taka – teraz oczywiście wymyślam, żeby pokazać możliwe konfiguracje, które taka komunikacja może otworzyć – jak scenariusz „proszę pana, ten pracownik już u nas nie pracuje, bo proponował klientom zawarcie umów, które są niezgodne z wewnętrznymi przepisami firmy. Skoro pan podpisał taką umowę, to….” I tutaj może się pojawić szereg opcji, do których niejako zostaję przymuszony, by jakoś wyjść z sytuacji, w której zgodziłem się na coś w tajemnicy przed przełożonym autora maila. To tylko jeden z możliwych scenariuszy i nie trzeba się nagłówkować, by wymyślić ich jeszcze naprawdę bardzo wiele. Inna konfiguracja tej samej mechaniki to na przykład spotkanie biznesowe, na którym już prawie wynegocjowałeś, czy wynegocjowałaś warunki kontraktu i tuż przed jego podpisaniem druga strona informuje cię, że teraz pojawi się prezes firmy, a on już nie jest tak ugodowy. To przecież sytuacja wciągnięcia w grę, poprzez wprowadzanie do gry trzeciego elementu, którego zachowanie, a zatem nowe reguły gry pozostają zupełnie poza twoją kontrolą. Wówczas to nie ty grasz w grę, ale gra zaczyna grać tobą. To mechanika obecna na przykład w relacjach, w których – czy ten przykład kogoś zirytuje, czy też nie – dwoje młodych ludzi wiąże się ze sobą, dogadują się, pojawia się gorące uczucie i plany na przyszłość i nagle jedna strona relacji mówi: „No, wiesz z tymi planami na przyszłość to się tak nie śpiesz, bo najpierw musisz poznać moich rodziców, a nimi to nigdy nic nie wiadomo”. Czyż to nie ten sam element, co pojawienie się wkurzonej Anki w rozmowie Gosi z Grażyną, czy zapowiedź prezesa wybierającego się na negocjacje?
Czy powyższe przykłady ilustrują konieczność unikania gier, uciekania od nich jak najdalej, czy też takiej egzystencji, by nigdy w żadnej nie uczestniczyć? Nie. One jedynie pokazują różnicę dla gracza pomiędzy sytuacją, w której zna on reguły, a więc uczestnictwo w grze jest jego autonomiczną decyzją, a sytuacją, w której do tej gry jest wciągany ze świadomością braku wiedzy o jej zasadach lub świadomością tego, że reguły mogą się w każdej chwili zmienić i na te zmiany nie ma on żadnego wpływu. Gry mogą być przecież fascynującą atrakcją naszego społecznego życia, jednak pod tym warunkiem, że precyzyjnie znamy ich zasady, a to powoduje, że możemy się do danej gry – o ile chcemy w niej wziąć udział – solidnie przygotować. Bo kiedy ktoś lata koło ciebie raz z piłką do koszykówki, raz z rakietą do tenisa, a raz tasując karty do brydża, to nie jest gra, tylko życiowy koszmar. Kiedy zaś wchodzisz tylko do tych gier, których reguły znasz i w których twój sposób grania czy obierana strategia są wyłącznie pod twoją kontrolą, to uczysz się nawet, kiedy przegrasz. A kiedy się uczysz, to w końcu zwycięstwa też zaczną się prędzej czy później pojawiać. Pozdrawiam