Transkrypcja tekstu:
Pamiętacie termin ruminacja? Oznacza on dokładnie myślowe „przeżuwanie” tego samego problemu. Najłatwiej go zaobserwować – o czym już kiedyś wspominałem – kiedy siedzimy w pracy i próbujemy walczyć z dręczącą myślą: „czy ja na pewno zamknąłem drzwi?”. Ponieważ zaś nie zapamiętaliśmy samego momentu zamykania drzwi, bo wówczas przez naszą głowę przewalała się cała biegunka myśli związanych z wszystkim tylko nie z zamykaniem drzwi, po jakimś czasie ta dręcząca wątpliwość wraca jak bumerang. Obniża się wówczas nasza efektywność, bo jak tu się czymś zająć, kiedy na pewno zostawiliśmy mieszkanie z drzwiami otwartymi na oścież. Kiedy zaś napięcie wywołane tą niepewnością sięga zenitu wracamy do domu by sprawdzić i tu czeka nas zazwyczaj ta sama niespodzianka: otóż drzwi są zamknięte. Jednak ruminacja to nie tylko nieustannie wałkowana myśl o niezamkniętych drzwiach. To ogólny mechanizm, w którym zbytnio, czy wręcz kompulsywnie skupiamy uwagę na przejawach negatywnych zdarzeń, symptomach cierpienia oraz niepowodzeniach i porażkach. Po prostu wałkujemy to, co nam się zdarzyło negatywnego, a to co jest wałkowane zazwyczaj zaczyna nabierać rumieńców i zmienia swój rozmiar. Dzieje się tak dlatego, ponieważ nasza percepcja negatywnych zdarzeń ma zawsze ten sam sekwencyjny scenariusz. Najpierw musi zaistnieć jakieś zdarzenie, które stanowi bodziec do jego negatywnej oceny. Skoro mamy już negatywną ocenę to tutaj ścieżki sekwencji zaczynają się rozdzielać. Pierwsza z nich to ścieżka akonstruktywna, w której po prostu coraz to wracamy do iluzorycznego analizowania danego wydarzenia. Używam słowa iluzorycznego, bo z prawdziwą i rzetelną analizą nie ma to wiele wspólnego. Bardziej przypomina to nieustanne wracanie do samego faktu zaistnienia zdarzenia. Wałkujemy więc ten fakt myśląc: „że też mnie to spotkało?”, „czemu mi się to wiecznie przytrafia!”, „och, jakże okropne to było dla mnie!”. Druga ścieżka jest konstruktywna – tutaj analizujemy wydarzenie ale nie po to by wałkować sam fakt jego zaistnienia, ale po to by odkryć rzeczywiste źródło tej sytuacji i wykorzystać tę wiedzę, do stworzenia planu na przyszłość zakładającego strategię unikania lub radzenia sobie z podobnymi zdarzeniami. I tenże powyższy model dokładnie ilustruje czym różni się ruminacja od rzetelnej analizy. W tej pierwszej skupiamy się na różnicy pomiędzy tym co się stało a tym, jak chcielibyśmy by się stało. Pomiędzy tym co zaszło, a tym co naszym zdaniem powinno zajść. W ruminacji jako takiej nie ma celu, nie ma planowania ani tworzenia strategii. Jest wyłącznie nieustanne wracanie do odkrytej rozbieżności pomiędzy rzeczywistym zdarzeniem, a naszym oczekiwaniem.
Ruminacja według wielu badaczy ma swoje bardzo negatywne skutki. Po pierwsze tego typu schematy myślowe zaburzają naszą zdolność do koncentracji na rozwiązaniu problemów. Im bardziej ruminujemy, tym bardziej stajemy się niezdolni do pokonania problemów, które stanowią przedmiot naszej ruminacji. Co więcej – regularna ruminacja wprowadza dysproporcję pomiędzy pozytywnymi a negatywnymi myślami i to na znaczną korzyść tych ostatnich. Po prostu zaczynamy przyzwyczajać nasz mózg do tego, że negatywne myślenie jest dla nas normą i zabiera nam o wiele więcej czasu, niż myślenie pozytywne. Badania przeprowadzone w 2003 roku przez naukowców Departamentu Psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego wykazały, że ruminacja nie tylko wpływa na nasze nadmierne skupienie na kolejnych negatywnych bodźcach, ale też obniża nasze możliwości koncentracji, wydajność w pracy a nawet rozumienie tekstu czytanego. Jednak prawdziwy pogrom dla naszej psychologicznej kondycji stanowi nie tyle sama ruminacja, ale jej jakże niebezpieczna odmiana znana jako koruminacja. Cóż to takiego? Posłużmy się przykładem. Młoda, dwudziestoparoletnia kobieta umawia się na kawę i ciacho ze swoją czterdziestoparoletnią matką. Wydawało by się, że trudno by było znaleźć bardziej dobrane towarzystwo, bardziej się nawzajem rozumiejące i potrafiące pomiędzy sobą znaleźć nić nie tylko rodzinnego, ale też kobiecego wsparcia. Wyobraźmy sobie zaś teraz, że siedzimy ukryci za rosłym filodendronem i przysłuchujemy się ich rozmowie. Już po chwili odkrywamy, że cała ich konwersacja dotyczy wyłącznie życiowych problemów. Począwszy od problemów matki, a skończywszy na problemach córki. Panie całą swoją rozmowę koncentrują na tym, by opowiadać o swoich problemach i wyrażać zrozumienie dla problemów drugiej strony. Padają więc zwroty klucze: „to okropne co mi się ostatnio przydarzyło!”, „nie uwierzysz jak ci opowiem jakiego miałam pecha!”, „ten spod czwórki znowu się upił i awanturował, nie mogłam zasnąć przez całą noc!”, „wiem co przeżywasz, to nie do zniesienia!” i tak dalej i tym podobnie. Kiedy tak słuchamy tej dwójki dochodzimy do wniosku, że gdyby nie problemy, to obie panie nie miały by o czym ze sobą rozmawiać. Że nieustanne przeżuwanie problemów następujące dokładnie i równomiernie po obu stronach, tworzy pomiędzy nimi nić porozumienia. To tak, jakby potrzebowały problemów by móc ze sobą rozmawiać, by znaleźć wspólny temat takiej rozmowy. Na pozór wygląda to niewinnie – przecież obie sobie nawzajem współczują, obie się tak doskonale rozumieją. Są pełne empatii, wyrozumiałości i wspólnie z mozołem na swych barkach dźwigają swój los. Przecież taka wzajemna spowiedź powinna przynieść olbrzymie wsparcie, prawda? Otóż nic bardziej mylnego. Miast wsparcia mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem koruminacji, czyli, co odkryła w swoich badaniach Amanda Rose z Uniwersytetu Columbia, zjawiskiem relacji zbudowanej na nadmiernym omawianiu osobistych problemów. Czym grozi taka relacja? Tutaj naukowcy nie mają wątpliwości. To nie tylko zapowiedź niechybnej depresji, której pierwsze objawy nastąpią w ciągu kilku najbliższych lat, ale też prosta droga do pojawienia się permanentnego niepokoju i lęku. Wprawdzie koruminacja powoduje, że relacja na niej oparta staje się bliższa, ale zaburzenia emocjonalne, które następują w jej efekcie na skali czynników destrukcyjnych dla naszego systemu nie mają sobie równych: uwalniane są na przykład hormony stresu i to w olbrzymich ilościach. Niestety koruminacja ma jeszcze jeden niebezpieczny impakt, co wykazały badania tym razem przeprowadzone na Uniwersytecie Rehampton w Wielkiej Brytanii w 2010 r. Otóż w jej efekcie pojawia się niebezpieczna tendencja do nadużywania alkoholu. Osoby stale koruminujące po prostu uciekają w alkohol, by zredukować napięcie, które w konsekwencji długotrwałej koruminacji równie długotrwale utrzymuje się w organizmie.
Dlaczego użyłem przykładu matki i córki? Ponieważ ten problem dotyczy w dużo większym stopniu kobiet niż mężczyzn. Jak podaje wspomniana wcześniej Amanda Rose dziewczęta częściej niż chłopcy tworzą bliższe relacje ze swymi rówieśnicami, częściej zawierają przyjaźnie oparte na bardzo bliskich relacjach. Kiedy zaś w okresie dojrzewania ich społeczne światy stają się dla nich dużo bardziej skomplikowane, złożone i stresujące o wiele chętniej dzielą się swymi osobistymi problemami ze swymi najbliższymi przyjaciółkami. Te oczywiście odpowiadają tym samym i w ten sposób powstają nawykowe zachowania ruminacyjne. Kiedy zaś dziewczęta wchodzą w dorosłość, bardzo często w tym względzie rolę przyjaciółki przejmuje matka i nawykowa koruminacja znajduje swoją kontynuację. Co zatem zrobić by odkrywszy u samego siebie skłonności do koruminacji zacząć się przed tym zjawiskiem bronić?
Najlepszym moim zdaniem sposobem jest wykorzystanie do pokonania koruminacji tej samej broni, za pomocą której jest tworzona, a mianowicie nawyku. Skoro bowiem koruminujemy w następstwie zachowań nawykowych, to trzeba przeformatować nawyk, zamieniając wspomniane wcześniej ścieżki sekwencyjne swoimi miejscami. Ilekroć zatem wracamy do problemów za każdym razem taki powrót powinien być zwieńczony rozwiązaniem, planem, czy stworzeniem konkretnej strategii. To zmiana sposobu myślenia z „przydarzyło mi się coś negatywnego”, na myślenie „przydarzyło mi się coś negatywnego, chcę wiedzieć dlaczego tak się stało i jaką z tego czerpię naukę na przyszłość, by zaplanować konkretne działanie biorąc pod uwagę to, czego się nauczyłem”. To zmiana myślenia z konceptu „wydarzyło się” na koncept „wydarzyło się i co z tego wynika na przyszłość, do jakich działań mnie to prowokuje, co zamierzam z tym zrobić, jakie wnioski z tego wyciągam”.
Oczywiście tego typu nawyk trzeba wyćwiczyć by wszedł nam w krew, a samo jego formatowanie zajmie sporo czasu. Co więcej, po drodze możemy się spotkać ze sporym rozczarowaniem osoby koruminującej, z którą do tej pory podawaliśmy się wałkowaniu problemów, bo przecież szukanie rozwiązań nie jest łatwe i niestety nie jest również tak towarzysko atrakcyjne jak wspólne biadolenie. Przez co możemy stać się już nie tak pożądanym rozmówcą, jak do tej pory, Jednak warto to zrobić, dla przyszłości własnego systemu psychicznego. Żeby zaś sobie w tym formatowaniu nowego nawyku pomóc dobrze jest zapisywać każdy wniosek, każdy plan i rozwiązanie, które uda nam się stworzyć. Ta lista rozwiązań nie tylko ułatwi nam życie, ale będzie też stanowiła potężne wsparcie w trakcie takiej kolejnej koruminującej rozmowy. Trzymam zatem mocno kciuki i pozdrawiam.