Transkrypcja tekstu:
Scena numer jeden. Przychodnia lekarska. Jan Kowalski potrzebuje konkretnego zaświadczenia i siedzi grzecznie w poczekalni na wezwanie lekarki. W końcu wchodzi do gabinetu, siada i opowiada jakie jest mu potrzebne zaświadczenie i po co. Oczywiście pani doktor może je wystawić, ma do tego odpowiednie uprawnienia i bardzo ważną pieczątkę, tyle że wcale jej się do tego nie śpieszy. Zaczyna się potok słów, gęsta egocentryczna narracja, żeby Kowalski sobie w ogóle nie myślał, że to tak łatwo takie zaświadczenie się dostaje. Przecież to trzeba trochę powałkować temat, przynajmniej tak długo, żeby zrozumiał swą małość petenta i wielkość pani doktor. W końcu po grzecznym wysłuchaniu kilkunastominutowej przemowy Kowalski równie grzecznie zadaje proste, ale jakże dla niego istotne pytanie. Czy otrzyma to zaświadczenie czy też nie? I w odpowiedzi pani doktor zwraca się do znajdującej się w gabinecie pielęgniarki: „niech siostra przyniesie te blankiety zaświadczeń, bo ten pan jest bardzo nerwowy!”.
Scena numer dwa. Zosia Nowak pracuje w swej firmie nad projektem jakiegoś przedsięwzięcia, w którym istotną część stanowi opracowanie graficzne. Kiedy projekt jest na ukończeniu i Zosia zatwierdza ostateczną wersję grafiki zwraca się z prośbą do działu graficznego, by przesłano jej plik źródłowy z grafikami, by mogła na jego bazie przygotować pozostałą ważną dokumentację. W odpowiedzi otrzymuje maila od nowej dyrektor kreatywnej, że ta nie ma w zwyczaju przesyłania plików źródłowych. Na co Zosia asertywnie odpowiada, że przyzwyczajenia nowej pani dyrektor raczej jej nie interesują, a pliki źródłowe są po prostu bardzo potrzebne – dokładnie tak samo jak to miało miejsce przy wielu poprzednich projektach. Jaką odpowiedź otrzymuje? „Co ty się tak denerwujesz?”
Scena numer trzy. Mały Jaś stoi przy szkolnej tablicy. Nauczycielka przy całej klasie odpytuje go z domowego zadania i widać po niej, że jej chytry plan przyłapania Jasia na nieprzygotowaniu nie wypalił, bo o dziwo Jasiu tym razem wyjątkowo rzeczywiście odrobił zadanie. W końcu nauczycielka zadaje Jasiowi pytanie, które nie stanowiło części zadania. Jasiu zastanawia się przez chwilę, po czym odpowiada, że to o co pani nauczycielka pyta nie było zadane. Na co słyszy odpowiedź: „Ja sobie nie pozwolę, żebyś ty się do mnie zwracał takim tonem!” po czym wpisuje do jasiowego dzienniczka uwagę przeznaczoną dla jego rodziców: „Państwa syn kompletnie nie radzi sobie z emocjami”.
Miałeś lub miałaś kiedyś do czynienia z podobnym mechanizmem? Raczej tak, bo jest niestety powszechny. To mechanizm, który imputuje drugiej stronie zachowania emocjonalne w sytuacji, w której zostaje zaburzony dotychczasowy układ definiowany przez kogoś, kto samozwańczo przyjmuje wyższą pozycję stratyfikacyjną. W pierwszym przykładzie była to pani doktor z przychodni, która w taki sposób zdefiniowała sytuację, by Jan Kowalski wiedział, gdzie jest jego miejsce w szeregu i by jednocześnie jej autorytet osoby decydującej o wszystkim w tejże przychodni został ponownie odnotowany przez pozostały personel. Jan Kowalski pytając o to czy otrzyma zaświadczenie nie popełnił żadnego błędu. Jednak jego pytanie zredefiniowało sytuację, czyli odwróciło wektory wartości. Zadając to proste pytanie Kowalski przerwał sekwencję udowadniania wszechwładzy pani doktor, a zatem naruszył fundament jej ego. I teraz to samo ego dokonuje sprytnej sztuczki – projektuje na Kowalskiego zachowania emocjonalne, bo to najlepszy sposób żeby po pierwsze odwrócić uwagę personelu od zachwiania własnego autorytetu, a po drugie spowodować, że Kowalski po pierwsze poczuje się gorzej i zacznie unikać jak ognia wszelkich zachowań, które by mogły potwierdzić że się zirytował, a po drugie takie uderzenie w emocje w większości wypadków przynosi – dokładnie emocjonalny skutek. Jeśli spotkamy kogoś kto nie jest zdenerwowany i powiemy do niego: „co ty się tak denerwujesz” to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten ktoś teraz rzeczywiście się zdenerwuje. Do tego momentu Kowalski nie był zdenerwowany, czym wygrywał tę sytuację. Kiedy jednak sprowokowany przez lekarkę by się zdenerwował natychmiast tę sytuację przegra, bo przecież zaraz usłyszy sakramentalne: „a nie mówiłam, że się denerwuje!”. W drugiej sytuacji – z przykładem wykorzystania grafik w projekcie mamy podobny mechanizm. Ktoś definiuje sytuację w interesie swojej pozycji firmowej nie bacząc na to, że utrudnia w ten sposób innym życie. Kiedy ci inni – w tym wypadku Zosia – asertywnie upominają się o swoje prawa – natychmiast zostają zaatakowani emocjonalną diagnozą. Ile razy w takich sytuacjach słyszymy: „po co te nerwy?”, „nie podnoś głosu!”, „ty sobie zupełnie nie radzisz z nerwami!”. W rzeczywistości jednak nie ma żadnych nerwów, ale ich pojawienie się jest w interesie tego, kto nam te nerwy zarzuca, bo wówczas energia uwagi zostaje przekierowana na emocje, a więc podstawowe źródło sporu odchodzi w zapomnienie. Jedynym zaś problemem staje się stan emocjonalny Zosi i na niej będzie ciążył obowiązek udowodnienia, że nie działa w emocjach. Dodajmy – bardzo trudny obowiązek, bo strona przeciwna wypracowała sobie całą masę technik dewaluujących w stylu: „no jasne, ty tylko tak mówisz, przecież widziałam, że się denerwujesz, nie próbuj tego ukryć” itd itp. W trzecim przypadku dokładnie to samo robi nauczycielka wobec Jasia. Kiedy nie epotrafi go przyłapać na słabości, którą sobie wcześniej założyła, a więc jej scenariusz nie jest realizowany, więc posądza Jasia o niegrzeczność, odpyskowywanie czy brak szacunku mimo, iż tak naprawdę w zachowaniu Jasia nie było żadnej z tych rzeczy. Mimo jednak iż źródeł zarzutów nie było, same zarzuty są już jak najbardziej rzeczywiste i teraz to Jasiu ma problem, bo to na niego został nałożony obowiązek udowodnienia że nie był niegrzeczny.
Wszystkie powyższe przykłady łączy ta sama sekwencja. Najpierw więc mamy do czynienia z układem, któremu ktoś narzuca własną definicję sytuacji. Z reguły definiując pozycję zależności. Lekarka pokazuje że jest ważniejsza niż pacjent, dyrektorka kreatywna niż projektantka, zaś nauczycielka jest ważniejsza od Jasia. Oczywiście ta definicja jest sztuczna głównie dlatego że jest jednostronna, a zatem druga strona staje w niej przed aktem dokonanym. Kolejny krok tej sekwencji wynika właśnie z powyższego. Ktoś, kto spotyka się z taką jednostronną, narzuconą definicją sytuacji w naturalny sposób zmierza do jej zredefiniowania i zazwyczaj nie czyni tego z pobudek urażonego ego, ale z naturalnej konieczności zbalansowania układu praw, oczekiwań, szacunku i obowiązków. Z perspektywy Kowalskiego to on powinien być szanowany przez lekarkę, której pensja płacona jest z jego podatków lub z opłat pacjentów za wizyty. Z perspektywy projektanta przynoszącego zyski firmie dyrektor kreatywna powinna go darzyć odpowiednim szacunkiem bo między innymi dzięki jego pracy ona otrzymuje swoją pensję, zaś Jasiu chce być szanowany przez nauczycielkę, bo spędził wcześniejszego popołudnia wiele godzin, żeby rzetelnie opanować zadany materiał. Wszyscy ci powyżej opisani delikwenci będą więc redefiniować sytuację w obronie swojej autonomii i tak naprawdę w obronie szacunku do samego siebie. Przecież nikt nie lubi być traktowany w ten sposób. I teraz następuję trzecia część sekwencji – kontratak. Pierwsza strona (lekarka, dyrektora, nauczycielka) z jednej strony nie jest w stanie obronić dawnej definicji sytuacji, a za żadne skarby nie jest też w stanie zaakceptować nowej, dokonuje wolty przerzucenia ciężaru sporu na taki obszar, z którym druga strona będzie miała największy problem. Emocje do tego nadają się przecież znakomicie, bo wymaga to wielkiej wprawy, doświadczenia i naprawdę wielkiego spokoju ducha, żeby w ten sposób nie dać się sprowokować.
Jak się zatem przed taką sytuacją bronić? Istnieje kilka strategii – bardziej lub mniej efektywnych, których dobór jednak powinien być bardzo przemyślany, bo rodzi to wiele konsekwencji i nie wszystkie z nich da się w prosty i oczywisty sposób przewidzieć.
Strategia pierwsza: zwarcie. W tej strategii po prostu idziemy na wojnę. Z jednej strony nie dajemy się sprowokować, ale asertywnie i stanowczo obstajemy przy swoim. Wymaga silnej wolni i żelaznych nerwów, bo po drugiej stronie nastąpi cała masa prób prowokacji i oskarżeń. A im bardziej po drugiej stronie będzie tracony grunt pod nogami, tym próby postawienia na swoim będą coraz bardziej irracjonalne i rozpaczliwe. W końcu w ten sposób burzymy czyjś misternie skonstruowany świat, a to zawsze jest bardzo bolesny proces. Niestety nie jest to najlepsza strategia, bo nawet jest uda się wygrać bitwę, to przed nami zostaje jeszcze cała wojna. Przecież właśnie wyhodowaliśmy sobie pamiętliwego wroga, który może wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do zemsty.
Strategia druga: odebranie siły. To przyjęcie na siebie odpowiedzialności za emocje z jednoczesnym kompletnym brakiem ich okazywania. To jedna ze strategii, której druga strona się nie spodziewa. Mówimy, tak: „ta sprawa jest dla mnie bardzo ważna, więc trudno żeby nie wywoływała we mnie emocji, czy możemy wrócić jednak do meritum naszej dyskusji i znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące obydwie strony?” Ta strategia nie gwarantuje sukcesu w redefiniowaniu sytuacji i tego, że druga strona nie podejmie dalszych prób odwrócenia uwagi, ale uczy że z nami wcale tak łatwo nie pójdzie
Strategi trzecia: nakarmienie ego. To manipulacja ego przeciwnika poprzez błyskawiczne dostarczenie mu dokładnie tego co potrzebuje, przez co się rozleniwi, uspokoi i będzie bardziej podatne na zrealizowanie naszych zamierzeń. W przypadku lekarki była by to szybka narracja doceniająca wagę jej decyzji. Potwierdzenie tego czego się domaga: czyli usankcjonowanie jej pozycji i autorytetu w przychodni. W przypadku projektantki to natychmiastowe docenienie pozycji dyrektorki kreatywnej i takie manipulowanie narracją, by uzyskać to czego się oczekuje okrężną, półoficjalną droga i to w taki sposób by dyrektor sama to zaproponowała. Zaś w przypadku Jasia to błyskawiczne przyznanie racji nauczycielce – „a tu mnie pani złapała, na to pytanie rzeczywiście nie znam odpowiedzi.” Wówczas nauczycielka usatysfakcjonowana tym, że wymyślony przez nią scenariusz przebiega zgodnie z założeniem najprawdopodobniej odstąpi od zemsty.
Żadna z powyższych strategii nie jest idealna, bo w takich przypadkach nie ma szybkich i magicznych sztuczek rozwiązujących problem. Jednak sama świadomość nie tylko istnienia opisywanego wyżej mechanizmu, jak i źródeł ludzkich motywacji, które za nim stoją, może być wielce uwalniająca i co najważniejsze – stanowić świetną broń przed tym, by stojąc w obliczu zarzutu o emocjonalność nie dać się sprowokować. Pozdrawiam