Dopowiadanie, czyli jak zrazić do siebie ludzi? #57

Wyolbrzymianie własnych wad #56
11 września 2018
Sympatyczna wpadka, czyli efekt pratfalla #58
11 września 2018

Transkrypcja tekstu:

Jedną z najczęstszych przyczyn konfliktów w relacjach są popełniane przez nas błędy uważane za bariery w komunikacji interpersonalnej. Jest ich oczywiście dość sporo, jednak dzisiaj chciałbym się przyjrzeć pewnemu szczególnego rodzajowi błędu, który z jednej strony ciągnie za sobą dość katastrofalne skutki, a z drugiej strony jest w większości wypadków zupełnie nieświadomy. Ale zacznijmy od przykładów, a zatem czy zdarzyło ci się kiedyś rozmawiać z kimś, kto już w połowie a czasem na początku zdania, które wypowiedziałeś, czy wypowiedziałaś przerwał ci i sam dopowiedział to co uznał, że chciałeś powiedzieć? To sytuacja w której zaczynasz o czymś mówić, a twój rozmówca z niecierpliwością ci przerywa, bo przecież jego zdaniem od razu wie co chcesz powiedzieć i uznaje, że czekanie aż dokończysz swoją wypowiedź jest stratą czasu. Oczywiście często się myli, bo tak naprawdę nie wysłuchawszy do końca tego, co masz o powiedzenia sam rozstrzyga twój osąd i zaczyna wyrażać myśl jakby w twoim imieniu, co bardzo często ma niewiele wspólnego z tym co naprawdę zamierzałeś, czy zamierzałaś powiedzieć. Jednak ludzie robią tak bardzo często kompletnie nie zdając sobie z sprawy z tego jak duży błąd komunikacyjny w ten sposób popełniają. A dzieje się tak ponieważ w trakcie kiedy wypowiadasz to co masz do powiedzenia słuchają wyłącznie początku twojej wypowiedzi, po czym ich uwaga miast być skupiona na tym co mówisz zaczyna się ogniskować albo wokół ich własnych myśli albo też zaczyna być skupiona wokół tego co zamierzają odpowiedzieć. W ten sposób nigdy nie poznają prawdziwego sedna wypowiadanej myśli, bo od jakiegoś czasu są już skupieni wyłącznie na tym co się dzieje w ich głowie. To podobny mechanizm, który możesz dostrzec często wśród internetowych komentarzy pod jakąś wypowiedzią, a najczęściej pod jakimś prasowym artykułem. Zwróć uwagę jak wielu komentatorów komentuje znajdujący się powyżej artykuł i jednocześnie z ich komentarza wynika że w ogóle go nie czytali. Wnoszą swoją wiedzę albo jedynie widząc zdjęcie, albo też zapoznając się wyłącznie z tytułem i co najwyższej kilkoma śródtytułami. Nawiasem mówiąc to zjawisko zostało gruntownie przebadane w słynnym amerykańskim programie EyeTrack Project, którego pierwsza edycja w 1990 r. poświęcona była sprawdzeniu tego w jaki sposób czytamy gazety, a druga edycja w 2000 roku dotyczyła tego w jaki sposób czytamy treści zamieszczone w internecie, Na podstawie tych badań ustalono tzw. trasę czytania, z której wynika, że jedynie co piąty czytelnik danego artykułu dochodzi do lektury samego tekstu. Czterech na pięciu poprzestaje na obejrzeniu zdjęcia, podpisu pod zdjęciem, lidu i śródtytułów. I w ten sposób otrzymujemy zatrważające zjawisko: ktoś komentuje artykuł z którego treścią nie chciało mu się zapoznać, ale uznał że obejrzenie ilustrującego ten artykuł obrazka i przeczytanie tytułu jest wystarczające by się o tymże artykule autorytarnie wypowiadać. Irytująca cecha, prawda? I dokładnie taki sam mechanizm działa w przypadku dopowiadania. Ktoś słyszy pierwsze kilka słów i nabiera przeświadczenia, że wie co będzie dalej. Skoro zaś wie co będzie dalej, to szkoda mu czasu na słuchanie do końca więc przerywa uznając, że jego wersja zakończenia jest dokładnie taka sama jak tego, który to zdanie rozpoczął. W ten sposób ludzie rozmawiają ze sobą i jednocześnie siebie nawzajem nie słyszą, mówią do siebie i z takich rozmów niewiele wynika, bo tak naprawdę zamiast dialogu mamy do czynienia z dwoma monologami. To tak, jakby dwie osoby wyszły na torowisko i zaczęły do siebie jednocześnie krzyczeć w jazgocie przejeżdżających pociągów. I owszem możemy to nazwać rozmową, bo w końcu zwracali się do siebie ale czy aby na pewno taka rozmowa miałaby jakikolwiek sens. Kiedyś, kiedy prowadziłem szkolenia dla firm z zakresu komunikacji interpersonalnej potrafiłem dobrze zdefiniować to zjawisko i wskazać odpowiednie rozwiązywanie problemu. Jednak dopóki nie zacząłem pracować bezpośrednio z ludźmi, a w szczególności kiedy były to skonfliktowane ze sobą pary, czy też praca dotyczyła konfliktu w dowolnej relacji, jak rodzic dziecko, czy pracownik – szef zobaczyłem jak powszechne i niebezpieczne jest to zjawisko. Żeby to pokazać zróbmy teraz pewien eksperyment. Przypomnij sobie jakąś swoją ostatnią sprzeczkę, czy też niezbyt miłą wymianę zdań z dowolną bliską ci osobą, czy też kimś z twojej pracy. A teraz wyobraź sobie, że w trakcie tej wymiany zdań jestem tam z wami i proszę o wykonanie pewnego ćwiczenia. Przekazuję wam oto małą gumową piłeczkę z następującą instrukcją: „od tej pory umawiamy się, że mówi wyłącznie ta osoba, która trzyma w ręku tę piłeczką. Ma prawo mówić tak długo i wyczerpująco póki jest w posiadaniu piłki i dopóki to ma miejsce druga strona wyłącznie słucha i nie wolno jej tej osobie przerwać. Kiedy skończy swoją wypowiedź i uzna, że temat na tę chwilę został wyczerpany, przekazuje piłkę drugiej stronie. Teraz role się odwracają i mówi wyłącznie druga osoba, ta która otrzymała piłkę i ma prawo do tak długiej wypowiedzi jaką uzna za właściwą a w tym czasie nie wolno jej przerywać. Kiedy skończy przekazuje piłkę udzielając w ten sposób głosu drugiej stronie. Jak myślisz – kiedy przypomnisz sobie swoją ostatnią kłótnię z kimkolwiek – czy łatwo by wam się było dostosować do tych reguł? Otóż moje doświadczenie w pracy z ludźmi mówi, że to jedna z trudniejszych sztuk i dopiero kiedy ją próbujemy ćwiczyć staje się widoczne, jak często mamy ochotę przerwać wypowiedź drugiej strony i jak często jesteśmy skłonni do dopowiadania za nią tego, co myślimy że ma do powiedzenia. Nawiasem mówiąc polecam zastosowanie metody z piłeczką lub dowolnym innym neutralnym przedmiotem (czyli na przykład raczej odradzam tutaj wykorzystanie w roli piłeczki broni palnej), bo jest to jeden z pierwszych kroków niezbędnych nie tylko do tego, żeby nauczyć się ze sobą rozmawiać, ale też do tego żeby zacząć rozwiązywać dowolny relacyjny konflikt.
Zastosowanie eksperymentu z piłeczką wskazuje nie tylko jak zaskakująco często przerywamy i dopowiadamy, ale co najbardziej znaczące, że kompletnie nie jesteśmy świadomi że to robimy. Tak bardzo się przyzwyczailiśmy do tego typu komunikacji, że stała się ona normą. Nauczyciele przerywają uczniom w szkołach, menadżerowie swoim pracowników, żony mężom i mężowie żonom, rodzice dzieciom i dzieci rodzicom, a także politycy w telewizyjnym studiu dziennikarzom i dziennikarze politykom. Wszyscy przerywają wszystkim i uznają to za coś całkowicie normalnego. Nie, nie jest to normalne. To zasadniczy błąd komunikacyjny, którego skutki bywają destrukcyjne dla większości relacji i na te negatywne efekty nie trzeba wcale czekać wielu lat. Żeby zobaczyć w jaki sposób działa ten mechanizm musimy mu się przez chwilę przyjrzeć bliżej, ale z perspektywy nie tego który przerywa i dopowiada, ale z drugiej strony. Wejdźmy zatem na chwilę do głowy osoby, której wypowiedź jest przerywana i za którą dopowiada się dalszy jej ciąg. Otóż z jej punktu widzenia to zjawisko jest przede wszystkim związane z brakiem szacunku. Zwróćmy uwagę na hierarchizację w dowolnej społecznej grupie. Po czym poznajemy kogoś, kto się w danej grupie cieszy największym poważaniem i szacunkiem? Ano po tym, że pozostali członkowie tej grupy takiej osobie nigdy nie przerywają. Oznacza to więc, że skoro nie przerywa się temu kogo się szanuje, to siłą rzeczy przerywanie zarezerwowane jest dla tego, kogo się nie szanuje. A zatem im częściej się przerywa, tym niestety szacunek musi być mniejszy. Dokładnie to samo wnioskowanie zachodzi w głowie osoby, której wypowiedź się przerywa. W ten sposób jej poczucie własnej wartości otrzymuje silny cios, a im tych ciosów więcej tym trudniej się podnieść, prawda? Drugim elementem tego mechanizmu jest konstruowanie przekonania, zgodnie z którym przerywana i dopowiadana wypowiedź jest uznawana za mało wartościową i nie posiadającą najmniejszych elementów zaskoczenia. A zatem przerywając komuś jednocześnie wysyłamy do niego sygnał, że nie cenimy tego co ma do powiedzenia i uznajemy, że nie jest w stanie nas niczym zaskoczyć. To kolejny stopień deprecjacji zbieżny z sytuacją, w której ktoś komuś przerywa zaczynając od słów: „co ty o tym możesz wiedzieć, przecież ty o tym nie masz pojęcia”. Jeśli wypowiedź dotyczy konkretnej dziedziny to w ten sposób wiedza na temat tej dzieciny kogoś komu się przerywa poddana zostaje pod wątpliwość. To oczywiście kolejny cios dla samooceny. A co jeśli wypowiedź nie dotyczy konkretnej wiedzy, ale dajmy na to czyichś uczuć? Ktoś na przykład opowiada o tym co czuje w związku z jakąś zaistniałą sytuacją czy czyimś zachowaniem i ten wachlarz uczuć nagle zostaje zakwestionowany poprzez dopowiadanie w stylu „tak,tak ja wiem co chcesz powiedzieć, i tak nic nowego nie powiesz!”. I nie chodzi o to, czy ktoś wypowie dokładnie powyższe zdanie, ale wyłącznie o to, że taki przekaz odbierze druga strona. I bęc – kolejny cios w poczucie własnej wartości a przy okazji rykoszetem obrywa wiara we własne siły i pewność siebie. To jednak nie koniec tych druzgocących efektów dopowiadania. Z perspektywy osoby, której się przerywa wypowiedź i dopowiada to, co czyimś zdaniem miała na myśli, ten kto tak robi po prostu zdradza swoją kiepską umiejętność kontroli własnego ego lub jej całkowity brak. Próbowaliście kiedyś odbyć pogawędkę z kimś, kto cały czas wypowiadał się wyłącznie z perspektywy własnego „ja”? Cokolwiek byśmy nie powiedzieli zawsze zaczyna zdanie od słowa „ja”, a jeśli temat odbiega od zainteresowania jego „ja” to zawsze tak sprytnie obróci przedmiot rozmowy, by znowu wszystko co się w niej mówi dotyczyło wyłącznie jego. Co wówczas myślimy o kimś takim? Ano to, że z pewnością nie korzysta z windy i innych małych pomieszczeń, bo nie jest się w stanie do nich zmieścić wraz ze swoim ego! Ten sam mechanizm percepcji odkrywa osoba w rozmowie w sytuacji, w której ktoś za nią dokańcza to, co ona chciała powiedzieć. I jaki jest tego efekt? Otóż relacja budowana na takiej właśnie komunikacji prędzej czy później się rozpadnie niezależnie od tego jakie spoiwo tę relację łączy: więzy rodzinne, małżeńskie, przyjaźń czy umowa o pracę. Co zatem zrobić, żeby oduczyć się takiego prowadzenia rozmowy? Pamiętasz ćwiczenie z gumową piłeczką? Praktykuj je za każdym razem. Nie tylko w zaognionych rozmowach z dużym potencjałem konfliktu, ale również spróbuj jak działa w zwykłej rozmowie. Gwarantuję, że będzie to bardzo ciekawe doświadczenie i jednocześnie znakomity sposób na pozbycie się tak irytującego i deprecjonującego drugą stronę nawyku przerywania i dopowiadania. Pozdrawiam