Transkrypcja tekstu:
Zastanówmy się przez chwilę jak łatwym stało by się nasze życie, gdybyśmy posiedli moc zamieniania jednego ekstremum w drugie? W jak łatwy sposób moglibyśmy rozwiązywać nie tylko własne problemy, ale też innych osób. I to rozwiązanie nie tylko byłoby efektywne, ale też szybkie i trwałe. Gdybyśmy na przykład znali klucz do zamiany strachu w odwagę, agresji w łagodność, smutku w radość, a nienawiści w miłość. Taka możliwość wydaje się nam na tyle utopijna i nieosiągalna, że często nawet nie zawracamy sobie nią głowy, a już na pewno raczej nie podejmujemy żadnych prób, by sprawdzić czy to możliwe. Są tacy, którzy jednak uparcie twierdzą, że taka zamiana jest nie tylko możliwa, ale też stosunkowo łatwa. Warunek jednak jest jeden – zmiana może zostać dokonana w ramach tej samej osi. A zatem musi dotyczyć przeciwnych aspektów tej samej natury, skrajnych manifestacji tej samej rzeczy, dwóch biegunów tej samej matrycy. Ta zasada została opisana w tajemniczym dziele o nazwie Kybalion wydanym w 1908 roku przez bliżej nieznanych Trzech Wtajemniczonych, którzy z zadziwiającym przekonaniem twierdzili, iż wiedza ta pochodzi wprost od mitycznej postaci Hermesa Trismegistosa, a zatem jest wiedzą hermetyczną. Taką, która dostępna jest tylko nielicznym. A ponieważ lubię grzebać w starych tekstach i przekładać zawarte tam idee na współczesne nam mechanizmy socjologiczne i psychologiczne, które zarządzają naszą kondycją wewnętrzną i relacjami z innymi spróbuję się przyjrzeć bliżej tej zasadzie. Zacznijmy od ustalenia jak rozpoznać, czy dane przeciwieństwa są w istocie manifestacjami tej samej matrycy. Zacznijmy od kolorów. Rozróżniamy je wyłącznie dlatego, że stanowią dla nas składową światła widzialnego, czyli takiego pasma promieniowania elektromagnetycznego, na które reaguje siatkówka w naszym oku. A zatem widzimy promieniowanie zawarte w zakresie określonej długości fal – dla oka ludzkiego jest to przedział pomiędzy 380 a 740 nano metrów. Kolory zaś stanowią konkretne przedziały długości fal promieniowania, które zawierają się właśnie w tym zakresie. Promieniowanie o długości fal zbliżonej do 380 nanometrów postrzegamy jako fioletowe, a potem wraz ze wzrostem długości fal kolejno w zakresie naszego widzenia barwnego pojawiają się następne kolory: niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy, aż w wreszcie przy końcowym zakresie powyżej 600 nanometrów zaczynamy widzieć kolor czerwony. Już się pewnie zorientowałeś do czego zmierzam i czemu przez chwilę zamiast o inteligencji emocjonalnej zacząłem mówić o fizyce. To proste – dzięki powyższemu opisowi orientujemy się, że kolory to różne manifestacje naszego widzenia barwnego, jednak wszystkie one są po prostu tym samym promieniowaniem elektromagnetycznym, a różni je wyłącznie długość fali tego promieniowania. Skoro zaś są tą samą rzeczą, to według prawa biegunowości głoszonego przez hermetyków zamiana jednych kolorów w drugie powinna być dziecinnie prosta. I tak jest w istocie – wystarczy wziąć kawałek metalu i zacząć go wyłącznie podgrzewać, by móc prześledzić, jak wraz ze zmianą temperatury zacznie się zmieniać jego kolor. Gwóźdź trzymany odpowiednio długo nad zwykłym kuchennym palnikiem gazowym potrafi nas już uraczyć całkiem niezłym zestawem barw, prawda? A teraz posłużmy się jeszcze jednym przykładem. Wyobraź sobie, że dysponujesz nieskończenie silnym i szybki silnikiem, do którego przytwierdzasz metalowy dysk. Puszczasz silnik w ruch i przy odpowiedniej ilości obrotów na minutę okazuje się, że twój metalowy dysk zaczyna wydawać dźwięk. To rodzaj matowego, niskiego, basowego buczenia. Teraz kiedy przyśpieszysz obroty wirującego dysku, wraz ze wzrostem szybkości dźwięk przezeń wydawany zacznie się zmieniać. Im szybciej dysk będzie wirował, tym dźwięk będzie miał wyższy ton. Basy powoli zaczną się zamieniać w soprany. W końcu z kolejnym przyśpieszeniem obrotów dźwięk będzie już tak wysoki, że nasz aparat słuchowy utraci możliwość jego rejestracji, bo częstotliwość fali akustycznej przekroczy 20 tysięcy Hz, ponad którą pojawiają się już ultradźwięki. A zatem kiedy na gitarze basowej trącę najgrubszą strunę, a zaraz po niej najcieńszą, to w rzeczywistości operuję taką samą matrycą, taką samą falą akustyczną, tyle że o różnych częstotliwościach. I wreszcie pora na pożegnanie fizyki. Obydwa przykłady były mi potrzebne tak naprawdę do zobrazowania jednej rzeczy: w naturze, w świecie, który nas otacza, zamiana określonych manifestacji tej samej matrycy jest banalnie prosta. W kolorach wystarczy do tego zmiana temperatury, w dźwiękach na przykład szybkość obrotów. Jednak zwróć uwagę na jeden szczegół – nie da się zamienić koloru czerwonego w nutę A, ani gitarowego akordu H7 w kolory tęczy. A przynajmniej taka zmiana nie wydaje się łatwa i prawdę powiedziawszy nawet nie wiem czy jest możliwa. To ważna konstatacja, kiedy zaczniemy przenosić zasadę wynikającą z prawa biegunowości na nasz własny system zarządzania emocjami.
Zwróć uwagę, jak często ludzie nie potrafią uporać się z własnymi emocjami wyłącznie dlatego, że nie zdają sobie sprawy, że podejmują działania w różnych matrycach, czyli tam gdzie dokonanie zmiany jest albo niemożliwe albo wyjątkowo trudne. Skaczą ze skrajności w skrajność, ale zazwyczaj poruszają się w zupełnie różnych przestrzeniach. Raz się boją, zaraz potem stają się smutni i apatyczni, a innym razem ich gniewowi towarzyszy przygnębienie, rozczarowanie czy żal. Zwróć uwagę że eskalacja emotywna ma zaskakująco między matrycowy charakter. Ktoś, kto usiłuje zarządzać emocjami nie zamienia nienawiści w miłość, ale stara się tą pierwszą zastąpić kolejną emocją, skompensować ją kolejnym uczuciem, tyle że znajdującym się już na zupełnie innej matrycy. Wówczas obok lęku pojawia się wycofanie, a obok niskiego poczucia własnej wartości poczucie braku akceptacji czy odrzucenia. To tak, jakby ludzie przeskakiwali z matrycy na matrycę i tworzyli nieustanne ciągi nowych ekstremów emocjonalnych, z których każdy pochodzi z innego źródła. Dzieje się tak głównie dlatego, że zdajemy się nie dostrzegać zasady tej samej matrycy. Zostaliśmy tak wychowani, ukształtowani przez kulturowe wzorce, wychowawców i cały nasz system postrzegania nas samych, by uważać, że strach i odwaga to dwie różne rzeczy, zaś złość i nienawiść są bardzo do siebie podobne – jedna może uzupełniać drugą, czy też jedna z drugiej wynikać. Stąd właśnie biorą się całe stada negatywnych emocji, które wydają się w nas pojawiać całymi kiściami. Zresztą tak samo dzieje się z emocjami pozytywnymi. Kiedy do systemu wchodzi radość, zaraz za nią pojawia się ekscytacja, itd. I właśnie dlatego tak wielu ludzi nie potrafi panować nad swoim emocjonalnym systemem, ponieważ z uporem maniaka twierdzą, że kolorowi czerwonemu powinien towarzyszyć dźwięk A. Tworzą więc łańcuchy emocjonalne spinając ze sobą kolejne destruktywne stany i poświęcają temu olbrzymią energię, by w końcu odczuć potężne wyczerpanie. Katują w ten sposób siebie i swoje otoczenie, próbując uzupełniać lub zastępować jedną emocję drugą, co często nawet nie jest niezwykle trudne ale po prostu niemożliwe. Tymczasem kiedy odkrywamy wspólną matrycę dla określonych emocjonalnych par, to zmiana jednej emocji w drugą staje się naprawdę prosta. To przecież wyłącznie kwestia natężenia, poziomu emocji, tego gdzie na matrycowej skali się ona znajduje. Wówczas wystarczy obniżyć temperaturę, lub zwolnić obroty by natychmiast pojawiła się ulga i silna negatywna emocja sama zaczęła się zmieniać się w swą coraz to mniej destrukcyjną wersję, aż w końcu zmiana musi nas doprowadzić do dokładnie przeciwległego bieguna. Bo przecież emocje posiadają swoje stopnie. Nienawiść to wysoki stopień. Trochę niżej znajduje się niechęć. Kiedy jeszcze bardziej obniżymy temperaturę czy też zwolnimy obroty początkowa nienawiść przemieni się w „nie lubienie”. Kolejne obniżenie poziomu przyniesie obojętność, potem zafrapowanie, coraz cieplejszy stosunek do tego, czego kiedyś nienawidziliśmy, w końcu polubienie i wreszcie miłość. Nie wierzysz, że tak to działa? Możesz znaleźć ten system w przekazie mistyków wszystkich religii świata. Ale zostawmy religie, bo przed nami o wiele bardziej interesujące zadanie. Od teraz spróbuj każdą swoją emocję zobaczyć jako jedną z manifestacji tej samej rzeczy, w której po przeciwnej stronie znajduje się jej drugi biegun. Zastanów się, co w twoim własnym emocjonalnym systemie tworzy pary przeciwieństw i na jakiej matrycy są one osadzone. Wiele tradycyjnych systemów wskazuje pary emocjonalnych przeciwieństw, ale wszystkie one zostały zdefiniowane setki i tysiące lat temu. Najwyższy czas byś uwspółcześnił ten system, by móc w pełni z niego skorzystać. By zaś to zrobić, musisz się przyjrzeć wyłącznie samemu sobie, bo poszukiwanie par przeciwieństw to zawsze indywidualny proces. Wtedy, kiedy już poznasz swój własny system na tyle by móc precyzyjnie zlokalizować emocjonalne przeciwieństwa znajdujące się na tej samej matrycy, czeka cię kolejny krok. Tym razem trzeba znaleźć źródło, które powoduje, że dana emocja wchodzi na określony poziom i odwrócić wektor działania źródła. Zupełnie tak samo, jak w przykładzie z wirującym dyskiem zmienialiśmy prędkość obrotów, czy w przykładzie z kolorami temperaturę podgrzewanego gwoździa. Jeśli określone napięcie wywołuje w tobie określoną emocję, to zmniejszając to napięcie prędzej czy później zaczniesz obserwować, jak początkowa emocja przekształca się w swoje przeciwieństwo. Bo tak naprawdę to samo co utworzyło nienawiść jest zdolne utworzyć miłość, i to samo co utworzyło miłość jest zdolne do stworzenia nienawiści. Źródłem jest bowiem sama matryca, na której znajdują się pary przeciwieństw. I co najciekawsze – na co też zwracają uwagę autorzy hermetycznego Kybalionu – działa to nie tylko w naszym wewnętrznym systemie. Bo kiedy odkryjemy zasadę prawa biegunowości, będziemy również w stanie zmieniać bieguny emocji u innych osób. Bo u innych ten system działa dokładnie tak samo jak w nas samych – odkrycie matrycy, na której znajduje się jakaś ekstremalnie negatywna emocja, jest jednocześnie odkryciem, jaki wektor i w którą stronę należy zwrócić, by została ona zastąpiona swoim przeciwieństwem. Pozdrawiam.