Transkrypcja tekstu:
Czy techniki uważności w tzw praktyce nieformalnej mogą nam poprawić jakość życia? Prywatnego, a może też zawodowego? Dzisiaj spróbuję odpowiedzieć właśnie na to pytanie. Na początek jednak przypomnijmy sobie podział praktyk mindfulness dokonywany zarówno przez Johna Kabata Zinna, jak i Ronalda Siegla. Otóż wskazują oni, że zdobywać umiejętności mindfulness możemy m. in. za pomocą dwóch głównych sposobów – praktyki formalnej oraz nieformalnej. Tę pierwszą Kabat Zinn nazywa siedzącą medytacją i jak sama nazwa wskazuje to praktyka medytacyjna, znana pod różnymi nazwami w różnych kulturach i religiach i praktykowana od tysiącleci jak świat długi i szeroki. Drugim sposobem na ćwiczenie naszego umysłu w osiąganiu stanów uważności jest praktyka nieformalna. To bieżąca nieustanna świadomość samego siebie, swojego ciała, oddechu i umysłu w teraźniejszości oraz świadomość tego co się w tej właśnie chwili, w tutaj i teraz, dookoła nas dzieje. O ile na praktykę formalną zazwyczaj poświęcamy kilka lub kilkadziesiąt minut dziennie, o tyle praktyka nieformalna nie ma żadnych granic czasowych – najlepiej jest ćwiczyć przy każdej nadarzającej się sposobności. Jednak wbrew pozorom ćwiczenie uważności w praktyce nieformalnej wcale nie należy do łatwych zadań, a dzieje się tak głównie dlatego, że przez całe nasze życie jesteśmy przyzwyczajani do braku uważności. Przez cały czas, od najmłodszych lat przyzwyczailiśmy nasz umysł do nieustannej wędrówki w myślach pomiędzy tym co miało miejsce w naszej przeszłości i tym, co ma mieć miejsce w naszej przyszłości. Temu zaś co tu i teraz nie poświęcamy większej uwagi, bo zazwyczaj przecież jesteśmy zajęci myślami o tym co nie teraz i o tym, co zazwyczaj znajduje się zupełnie gdzie indziej niż my sami. To przyzwyczajenie jest w nas tak silne i tak mocno zakorzenione, że już nawet nie jesteśmy tego świadomi. Co więcej, uznajemy biegunkę myśli, ich natłok i szaleńczą karuzelę za nasz naturalny stan. Zaś słysząc, jak ktoś mówi, że można nie myśleć, że można wyćwiczyć swój umysł w stanie, w którym przezeń nie przepłynie żadna myśl, co najwyżej pukamy się z niedowierzaniem w czoło. To tak, jakbyśmy całą mistykę wschodu, dokonania medytujących sufich, tradycję chasydzkie, praktyki curanderos oraz dokonania wielkich mistyków chrześcijańskich uważali za jedną wielką ściemę. A może to oni wszyscy mają rację, a nie ten zagoniony przedstawiciel wyścigów korposzczurów, który nieustannie biegnie mimo, iż tak naprawdę nawet do końca nie wie dokąd? Jak to się zatem dzieje, że nie dostrzegamy benefitów płynących z uważności, z obecności w tu i teraz, a jednocześnie karmimy się najchętniej tym, co jak najdalej od miejsca, w którym się znajdujemy i przy okazji jak najdalej od teraz?
Wyobraź sobie zatem, że idziesz do ulubionej kawiarni na kawę. Sam ze sobą. By posiedzieć i by wykonać pewien eksperyment. Oto siedzisz przy kawie i cichcem i ukradkiem przysłuchujesz się tematom rozmów przy sąsiednich stolikach. Ten podsłuch czynisz zaś bardzo wnikliwie dzieląc tematy rozmów na cztery kategorie: tematy dotyczące przeszłości, tematy dotyczące przyszłości, tematy dotyczące jakiegoś procesu, który jest dłuższy nit ta obecna chwila, trwa od jakiegoś czasu i jeszcze potrwa oraz na koniec tematów dotyczących wyłącznie obecnej chwili. I teraz czas na pytanie: jak twoim zdaniem rozłożyłyby się procentowo przy sąsiednich stolikach tematy rozmów we wskazanych wyżej obszarach? Otóż okazałoby się, że dziewięćdziesiąt procent rozmów zorientowanych jest wokół zaledwie pierwszych dwóch obszarów: tego co się już wydarzyło oraz tego co się dopiero ma wydarzyć. „Byłem w kinie”, „Aśka ostatnio przytyła”, „Kowalscy zdecydowali się na kredyt hipoteczny i kupią dom”, „Iksińscy znowu popadli w długi”, a „Zośka związała się znowu z niewłaściwym gościem i wiadomo jak to się skończy”. Wszystkie te konwersacje jakby z góry zakładały, że jeśli w naszym życiu zdarza się coś ciekawego, to wyłącznie w przeszłości albo w przyszłości. Wszystko co ciekawe albo już się wydarzyło, albo też każe nam na siebie dopiero czekać. W jak niewielkim procencie można by w takim kawiarnianym eksperymencie usłyszeć „jak się teraz czujesz?”, „co o tym sądzisz”, albo „przyjemnie się z tobą rozmawia”, „twoja energia na mnie dobrze działa”. To oczywiście wyłącznie ułamek przykładów tematycznych obszarów zorientowanych na tu i teraz. Pojawiają się rzadko, zdecydowanie zbyt rzadko, by nauczyć nasz umysł tego, że teraźniejszość może być równie ciekawa jak przeszłość, czy przyszłość, a prawdę powiedziawszy o wiele od tych dwóch konceptów ciekawsza. Jednak to domena nielicznych. Większość nieustannie oscyluje wobec konceptów przyszłości i przeszłości i w tym celu nawet wypracowała kilka znamiennych sztuczek, które stały się fundamentem tego – destrukcyjnego tak naprawdę dla naszych umysłów – procederu. Dwie najważniejsze z tych sztuczek i jednocześnie najczęściej spotykane są oparte o dwa wektory ucieczki. Pierwszy dotyczy czasu, drugi miejsca. Pierwszy to wektor ucieczki od teraz, drugi jest wektorem ucieczki od tutaj. Przyjrzyjmy się temu jak działają i by to zrobić posłużmy się po raz kolejny przykładem kawiarni. Oto siedzi przy kawiarnianym stoliku dwóch znajomych i pierwszy z nich zadaje drugiemu pytanie „co u ciebie słychać?” W większości wypadków odpowiadający posłuży się tendencją do skorzystania z jednego z dwóch wektorów albo też oboma naraz. A zatem odpowie na przykład: „zmarnowałem dzisiaj pół godziny w korku” albo „dostaliśmy wreszcie ten zwrot podatku” albo „idę do nowej pracy”. Zwróć uwagę, że zazwyczaj odpowiedź, której ludzie udzielają na tak postawione pytanie „co u ciebie słychać” dotyczy tego co się wydarzyło, albo tego co się ma dopiero wydarzyć. I tutaj pojawia się podwójny impakt wspomnianych wektorów. Po pierwsze odpowiedź ucieka albo od teraźniejszości albo od miejsca (czyli od tutaj), po drugie zaś tak udzielona odpowiedź prowokuje przekierowanie kolejnego pytania, które może zadać pytający również na skorzystanie z któregoś z wektorów: „o, a gdzie będziesz pracował?”, „strasznie długo zwracali wam ten podatek”, czy „te korki już od jakiegoś roku dają nam się w tym mieście we znaki”. W ten sposób zupełnie automatycznie i nieświadomie poddajemy się wszechobecnym wektorom ucieczek. To za ich sprawą wiele rozmów zaczynających się od tu i teraz, szybko zmienia tematykę na „nie tu i nie teraz”. I tak właśnie przez całe nasze życie uczymy nasz mózg, a przy okazji mózgi wszystkich wokół, że ciekawe rzeczy dzieją się wyłącznie poza tu i poza teraz. Ciekawie jest wyłącznie gdzie indziej i na pewno nie teraz. Oczywiście wszystko to dzieje się tylko i wyłącznie w projektach naszych myśli, bo przecież rozmowa ma miejsce właśnie tu i teraz. W tym miejscu i czasie, gdzie właśnie znajduje się nasze ciało. A ono, w powyższym przykładzie siedzi przy kawiarnianym stoliku, a nie tkwi w korku, w urzędzie skarbowym, czy w nowej pracy.
Jeśli przełożymy powyższy mechanizm wektorów ucieczki na inne przestrzenie i obszary naszego życia to szybko się zorientujemy, jak powszechne jest to zjawisko. Posługujemy się nim na okrągło i uznaliśmy, że to normalne. Nie to nie jest normalne – to jest dla nas czymś absolutnie anormalnym, a mówiąc bardziej dosadnie, to właśnie jest odpowiedzialne za wiele negatywnych zjawisk. Jak na przykład: automatyzacje, dystrakcje i ruminację. Ile razy bowiem zdarzyło ci się, że przyjechałeś rano samochodem do pracy i zanim opuściłeś samochód nie mogłeś się nadziwić, jak tu do cholery trafiłeś? Bo byłeś tak kompletnie zajęty jakimiś myślami, że nie zapamiętałeś niczego po drodze. O ile taka automatyzacja przy codziennym łazienkowym sięganiu po szczoteczkę do zębów nie jest niczym groźnym, o tyle już za kierownicą samochodu może nas i przy okazji jeszcze innych kosztować życie. A co powiesz na dystrakcje – bierzesz się za jakąś robotę i nijak nie możesz jej kontynuować, bo wszystko cię rozprasza. Wszystko cię od tej roboty odrywa, a twój umysł wynajduje sto tysięcy ciekawszych myśli od tych, które są potrzebne by wykonać zamierzone dzieło. Albo jeszcze inaczej – ile razy po przyjechaniu do pracy, czy na uczelnię zastanawiałeś się, czy aby na pewno… zamknąłeś w domu czy mieszkaniu drzwi, czy aby na pewno wyłączyłeś żelazko, zakręciłeś wodę i nakarmiłeś rybki w akwarium? Co więcej z każdą kolejną godziną to zastanawianie się jest coraz bardziej dokuczliwe, aż w końcu w drastycznym scenariuszu zwalniasz się z pracy by pojechać do domu i sprawdzić, czy drzwi są rzeczywiście zamknięte. Wtedy dziwnym trafem są zamkniete, a ty najzwyczajniej w świecie stałeś się ofiarą ruminacji, czyli kaskadowo narastającej niepewności co do wykonania jakiejś czynności. A dzieje się tak, bo w trakcie jej wykonywania myślami byłeś zupełnie gdzie indziej. Ale ćwiczenie mindfulness nie tylko eliminuje automatyzację, ruminację, czy uodparnia na działanie dystraktorów. Wpływa również na obniżenie poziomu stresu i zwiększenie naszej efektywności we wszystkich czynnościach – również tych zawodowych.
Jak zatem ćwiczyć mindfulness? Jak przyzwyczaić nasz umysł do uważności, do obecności w tu i teraz? Oczywiście ćwiczeń i technik jest wiele i to pochodzących z wielu kultur i tradycji z całego świata. Na tyle dużo, że poświęcam ich ćwiczeniu osobne szkolenie. Na początek jednak wystarczy, że postarasz się ćwiczyć wyłącznie jedną technikę i czynić to najczęściej jak to tylko możliwe. Otóż wystarczy przyzwyczaić swój umysł do udzielania nieustannej odpowiedzi na wciąż jedno i to samo pytanie: czy to, co dzieje się w mojej głowie, koncepty, które mnie obecnie zajmują i myśli, którymi jestem pochłonięty dotyczą tego samego miejsca i czasu, w którym znajduje się właśnie moje ciało? Na początek to w zupełności wystarczy by już po krótkim czasie dostrzec niezwykłą różnicę w poprawie jakości naszego życia. Pozdrawiam