Ta nieznośna moda na motywację! #18

Mindfulness w praktyce #17
13 sierpnia 2018
Jak nie dać się ponieść emocjom? #19
13 sierpnia 2018

Transkrypcja tekstu:

Czasem mam wrażenie, że wystarczy spędzić w serfowaniu po sieci zaledwie pięć minut, by trafić na słowo motywacja odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. Tak wielu ludzi wokół zdaje się nas przekonywać do tego, jak niezbędna jest nam w życiu motywacja, jakbyśmy nic innego nie robili tylko czekali na kanapie, aż nam ktoś to powie by móc wykonać najprostszą życiową czynność. A już jak się okazuje, że mamy czegoś mniej niż przewiduje to poziom społecznych oczekiwań, to już każą nam się zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy dostatecznie do naszego życia zmotywowani. I czyni to zarówno szef w pracy, jak i śliczny motywacyjny mówca skaczący w tym celu po scenie. Przyjrzyjmy się zatem tej nieszczęsnej motywacji i zastanówmy przez chwilę, czy nie czynimy sobie nią więcej krzywdy niż pożytku. A dokładniej mówiąc nie samą motywacją ale wyłącznie jednym jej rodzajem, na którym opartych jest większość docierających do nas komunikatów. Otóż zwróć uwagę jak skonstruowane są komunikaty motywacyjne. Większość z nich bowiem opiera się na tym samym fundamencie, którym jest roztaczana przed nami wizja tego co możemy osiągnąć, gdybyśmy zechcieli się odpowiednio do tego zmotywować. Te zaś osiągnięcia są nam sprzedawane w charakterze dotknięcia raju, o którym przecież zawsze marzyliśmy i który jak dotąd pozostaje dla nas nieosiągalny. I tak słyszymy na przykład, że możemy się tak zawziąć w sobie, tak starać i tak zaiwaniać, że w końcu zarobimy okrąglutki milion, albo pojawimy się za rok na plaży z figurą greckiego Adonisa albo też zrobimy karierę w pływaniu synchronicznym. Takie wizje zdają się być przyjemne, bo zapowiadają jak będzie fajnie. Niestety ta przyjemność staje się wyłącznie iluzją, bo im więcej czasu upływa od wystąpienia motywacyjnego, podczas którego jesteśmy nimi raczeni, tym mniejszą wiarę nosimy w sobie w to, że taki raj może stać się też naszym udziałem. Gdzie jest zatem problem? Czemu taka motywacja szybko słabnie i to już po krótkim czasie? Otóż dzieje się tak dlatego, że mówcy motywacyjni świadomie, czy też nieświadomie opierają swoje komunikaty jedynie na połowie systemu propulsyjnego, który zarządza naszą motywacją. A system ten wskazuje, że istnieją dwa główne schematy motywacyjne odpowiedzialne ze urzeczywistnienie zmiany. Są to odpowiednio motywacja „do” oraz motywacja „od”. I właśnie ten pierwszy rodzaj, czyli motywacja „do” wykorzystuje mechanizm pragnienia spełnienia oczekiwań. Zmierzamy w nim „do” osiągnięcia jakiegoś oczekiwania, celu czy zamierzenia. Motywować ma nas wówczas to, kim lub czym możemy się w efekcie naszych zmotywowanych działań stać. Problem w tym, że nagroda, która na nas czeka pod postacią spełnienia oczekiwania jest nie tylko duża (czyli to kim się mamy stać jest drastycznie różne od tego kim jesteśmy teraz) ale też znacznie odsunięta w czasie. Ktoś na przykład słyszy, że w jego zasięgu jest zrzucenie czterdziestu kilogramów, a wówczas poczuje się jak młody bóg: będzie świetnie wyglądał, miał kondycję i dobre samopoczucie już za jakiś rok, bo tyle potrzeba by uporać się z taką otyłością. Zwróć uwagę na czas potrzebny do tego, by obietnica raju mogła stać się faktem: to nie są dwa tygodnie ale okrągły rok. A to oznacza, że cykl wyrzeczeń i ciężkiej pracy będzie musiał trwać dwanaście miesięcy. Czy na pewno starczy nam do tego odpowiedniego poziomu motywacji? Otóż większość ludzi zrezygnuje z wytężonej pracy nad sobą mniej więcej po tygodniu, dwóch. I nie dotyczy to wyłącznie odchudzania, ale też nauki języków, zdobywania nowych kwalifikacji czy zmiany stylu życia. Bo to, co jesteśmy w stanie wytrzymać, zamyka się w dniach, co najwyżej tygodniach wysiłku, a już na pewno nie w miesiącach czy latach. Zatem system motywacji „do” jest z góry skazany na klęskę w większości wypadków. On tylko pięknie i bajecznie brzmi, kiedy słyszymy go ze sceny pełnej świateł i z ust motywacyjnego celebryty. To system, który tak naprawdę przynosi więcej szkody niż dobrego, bo rozbudza w nas nadzieję, nie dając nam najczęściej najmniejszych szans na swą realizację. Chyba, że przygarniemy celebrytę do domu by każdego dnia kilkadziesiąt razy wykrzykiwał nam do ucha, że możemy osiągnąć co sobie zażyczymy.

Jednak system propulsyjny wskazuje na istnienie jeszcze jednego rodzaju motywacji, która rzadko kiedy jest wykorzystywana w branży specjalistów od zmiany. A dzieje się tak, bo ta motywacja nie jest już tak kolorowa, nie brzmi tak dobrze i nie ma tak wysokiego potencjału sprzedaży z obietnicą szczęścia malującą się na zachwyconych twarzach słuchaczy. Chodzi mianowicie o motywację „od”. O ile bowiem w motywacji „do” imperatywem staje się zamierzenie jakiegoś osiągnięcia, o tyle w motywacji „od” imperatywem jest zmiana stanu obecnego. A mówiąc inaczej – w pierwszej motywacji dążymy do realizacji jakiejś niebotycznej wizji siebie, zaś w drugiej motywuje nas wyłącznie to, by nie było tak, jak teraz jest. To różnica pomiędzy „chcę być szczupły”, a „nie chcę być gruby”. Z pozoru wygląda to na żadną różnicę, ale jak się przyjrzymy bliżej to okazuje się że jednak różnica jest zasadnicza, a jej głównym faktorem jest czas. Bycie szczupłym to efekt zmiany, który nastąpić może dopiero po jakimś czasie. Zmniejszenie zaś dyskomfortu przypisanego byciu grubym może nastąpić już w ciągu kilku dni i na jego efekty nie trzeba czekać wielu miesięcy. Wyobraź sobie, że stukilogramowy mężczyzna zmieni wyłącznie jeden swój żywieniowy nawyk i uzupełni swoją codzienną dietę o cztery litry wody. Efekt pojawia się już po tygodniu. Po pierwsze taka ilość wody automatycznie wpływa na zmniejszenie racji żywnościowych – po prostu nie dajemy już rady tyle jeść co wcześniej, a po drugie już po kilku dniach, co u osób otyłych jest niezwykle cenne – pojawia się swoiste poczucie lekkości. Motywacja „od” bowiem dokonuje małych zmian, które mają na celu zmienienie tego co jest, a te małe zmiany widać o wiele szybciej, niż dużą zmianę, która ma nastąpić wraz z osiągnięciem oczekiwań w motywacji „do”. Można by powiedzieć, że konsumpcja owoców sukcesu jest prawie że natychmiastowa, a nie odłożona w czasie. Skoro zaś benefity pojawiają się w cyklu dni czy też tygodnia czy dwóch, to krzyczący o motywacji mówca przestaje nam być do zmiany potrzebny. Każdy bowiem benefit staje się tej zmiany gorącym ambasadorem. Jeśli kierujesz się motywacją „od” i podejmujesz decyzję, że nie chcesz by było tak jak dzisiaj, to możesz dokonać wystarczających korekt swojego zachowania by drobna zmiana nastąpiła już jutro. Jutro zaś przychodzi szybciej niż magiczny dzień sukcesu przewidywany za pół roku. Na jutro czeka się dużo krócej niż na przyszłoroczne wakacje. Jutro puka do drzwi dnia dzisiejszego, jest tuż za rogiem, na wyciągnięcie ręki. Kiedy zaś przynosi zmianę – nawet najmniejszą, to wraz z tą zmianą, tymi samymi drzwiami wchodzi potężny zastrzyk motywacyjny mówiący: „a widzisz, zmiana się opłaca na twoich oczach”.

Z powyższego powodu możemy przyjąć że w systemie propulsyjnym motywacja „od” przynosi dużo szybsze efekty i jest o wiele bardziej skuteczna niż motywacja „do”. Oczywiście trudno ją scenicznie sprzedać, bo nie jest tak spektakularna jak obietnice szczęścia w raju. Ludzie chcą przecież osiągnięć godnych nagrody Nobla, czy Oskara a nie jedynie trochę lepszego samopoczucia. Mała zmiana nie jest ani medialna, ani też nie daje szansy na to, by się nią na około przechwalać. Ma jednak tę wyższość nad dużą przyszłą zmianą, że następuje tu i teraz, a nie jest jedynie mrzonką zawieszoną w jakiejś przyszłej, niepewnej  loterii zdarzeń. Co więcej – motywacja „od” nie karmi się dążeniem do przyszłego szczęścia, ale potrzebą ucieczki od teraźniejszego dyskomfortu. W pierwszym przypadku efekty wielkiej cudownej zmiany zmuszeni jesteśmy jedynie sobie wyobrażać, w drugim możemy ich fizycznie dotknąć.

Jak zatem zamienić system motywacyjny z „do” na „od”? Wystarczy zmienić punkt widzenia i miast karmić się wyobraźnią dotyczącą tego jak pięknie mogłoby być, spróbować uczciwie i szczerze odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: „jak nie chcę by było teraz?”. Co mi przeszkadza właśnie w tej chwili, co doskwiera, co stanowi dyskomfort. Wykorzystując poprzedni przykład z odchudzaniem można by powiedzieć, że miast toczyć wizję wysportowanej sylwetki podziwianej przez współplażowiczów, warto przemyśleć jaki dyskomfort mógłby zostać zmniejszony przy zmianie wagi o zaledwie kilka kilogramów. Kiedy pracowałem z ludźmi walczącymi z nadwagą nigdy nie mieli oni problemu ze wskazaniem profitów płynących nawet z najmniejszych zmian. Mówili: „a wiesz, że minęło zaledwie kilka dni a mi się lepiej oddycha” albo „dzisiejsze wiązanie sznurówek nie było takie okropne jak zawsze”. I tak to działa we wszystkich przestrzeniach zmiany. Nauczenie się dwudziestu hiszpańskich słówek zawsze jest lepsze od nadziei na opanowanie tego języka w przeciągu roku czy dwóch. Mała pozytywna i widoczna zmiana w relacjach jest zawsze lepsza niż obietnica tego, że kiedyś będzie między nami wspaniale. Zmniejszenie tego co przeszkadza, co dokucza i co powoduje, że ciężej nam się życie nigdy nie będzie miało takiej wartości jak obiecane życie księcia z bajki, ale ma nad tym życiem tą przewagę, że jest realne, namacalne i dzieje się naprawdę, a nie jest jedynie przyjemnością wynikającą z tego, że ktoś nam powiedział, że staniemy się kiedyś księciem. Stosując motywację „od” można dużo więcej zdziałać, niż stosując motywację „do”. Bo suma małych kroków, drobnych i konsekwentnych zmian w końcu przecież prowadzi do dużej zmiany. Różnica polega na tym, że pozwala na bieżącą konsumpcję owoców sukcesu, miast ślinienia się na widok tortu za szybą. Tort i owszem ma większą wartość kaloryczną od jednego małego ciastka, ale jedynie pod warunkiem, że możesz spróbować ich obu, a nie wtedy, kiedy ciastko jesz, a na tort jedynie z nadzieją patrzysz. Dlatego też ilekroć słyszysz motywacyjne okrzyki, roztaczane w przestrzeni wizje szczęśliwej potężnej zmiany zadaj sobie pytanie, na jakim systemie motywacyjnym są zbudowane. Jeśli odkryjesz, że ich fundamentem jest wyłącznie motywacja „do” to miej świadomość, jaki mechanizm skrywa się za tym lukrem. Pozdrawiam