Transkrypcja tekstu:
Kiedy potrafimy dokładnie przyjrzeć się naszemu stresowi, czy też innemu nagromadzeniu negatywnych emocji odkrywamy, że to, co odczuwamy ma pewien swoisty piętrowy układ. Wierzchnie warstwy skrywają te pod spodem. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się przyczyną naszego emocjonalnego dyskomfortu zdaje się skrywać jeszcze coś więcej. To trochę tak, jak z obieraniem cebuli. Zdejmujemy jej kolejne warstwy, a im bardziej poruszamy się w głąb, tym obierana emocja staje się czystsza, jaśniejsza, bardziej widoczna, bo obrana z wszystkiego tego, co usiłuje ukryć jej prawdziwe źródło. Kiedy już poobieramy tę naszą emocjonalną cebulę, niezależnie od tego ile przy tym uronimy łez, w końcu dokopiemy się do samego jej sedna. I tak się dziwnie składa, że w większości wypadków tym, co odkrywamy na samym dnie jest jakiś rodzaj lęku, swego rodzaju obawa, pewien rodzaj strachu. Czegoś się boimy, coś napawa nas lękiem. Ta konstatacja jest niezwykle istotna, bo dopiero po jej dokonaniu odkrywa się przed nami możliwość poradzenia sobie z tą sytuacją. Ale zanim przejdziemy już do operacyjnego rozwiązania musimy jeszcze przyjrzeć się bliżej pewnemu mechanizmowi, do zobrazowania którego użyję prostej metafory. Wyobraź sobie zatem kogoś, kto siedzi na krześle przed wejściem do ciemnego pokoju. Wszystko co widzi przed sobą, to czarna czeluść drzwi prowadzących do środka. Ta ciemność przejmuje go strachem, paraliżuje na tyle, że obserwowany przez nas delikwent boi się tam wejść. Patrzy więc w ciemną czeluść i nie rusza się z miejsca. Teraz zastanówmy się przez chwilę co musiałoby się stać, by ten ktoś pokonał swój strach i wszedł do pomieszczenia przed którym siedzi? Otóż musielibyśmy w tym pokoju zapalić światło. Dzięki temu, nasz obserwowany gość mógłby zobaczyć to, czego wcześniej nie widział. Zobaczyłby nie tylko czy ktoś się w tym ciemnym dotąd pomieszczeniu znajduje, ale też cały układ tego pomieszczenia. Dostrzegł by stojące w nim sprzęty, meble oraz to w jaki sposób można się po tym pokoju poruszać, by nie zrobić sobie krzywdy. Zapalenie światła więc powoduje, że delikwent dowiaduje się co go w tym dotąd ciemnym pomieszczeniu czeka. Moglibyśmy więc powiedzieć, że akt zapalenia światła oznacza danie temu człowiekowi wiedzy, której wcześniej nie posiadał. Czyżby więc wiedza pokonywała strach? Czy to oznacza, że w większości wypadków boimy się tego czego nie znamy. Napawa nas lękiem nie to, co nas spotyka, ale to, czego na ten temat nie wiemy.
Sprawdźmy więc na przykładach, czy powyższe założenie jest słuszne. Weźmy prosty rodzaj lęku – nie wiesz co cię może spotkać na drodze realizacji konkretnego projektu, więc sama wizja jego realizacji napawa cię lękiem, w którego efekcie powstaje stres. Powiedzmy, że jesteś właścicielem uroczego ogródka i postanawiasz w tymże ogrodzie postawić równie uroczą altanę, w której będziesz się oddawał relaksowi. Wymyślasz więc jak ma wyglądać twoja altana marzeń, zlecasz jakiemuś specjaliście rozrysowanie jej konstrukcyjnych planów, na podstawie których tworzysz kosztorys oraz harmonogram prac przewidujący wszystkie potrzebne do tego materiały oraz ilość potrzebnych pracowników. Nie dość tego – jesteś przecież pragmatyczny i przewidujący – zatrudniasz więc kierownika budowy altany. Polecili ci go znajomi – facet ma renomę na rynku budowy altan – nazywa się, dajmy na to Stefan Strach. Ruszają więc prace przy altanie, a ty z drinkiem w ręku leżysz na hamaku oczekując właściwego efektu. I po chwili podchodzi do ciebie, twój własnoręcznie zatrudniony inżynier Strach i mówi: „mam poważne obawy czy ten projekt się uda zrealizować w przewidzianym czasie?”. Jak wtedy reagujesz? Jeśli twoje umiejętności zarządzania emocjami są znikome uciekasz w popłochu i kiedy nikt nie widzi zalewasz się łzami rozpaczy. Jednak kiedy twoja inteligencja emocjonalna jest na odpowiednio wysokim poziomie, bierzesz swego inżyniera o nazwisku Strach pod rękę, prowadzisz do stołu z rozłożonymi planami, kosztorysami i harmonogramem i mówisz: „przeliczmy i przemyślmy wszystko jeszcze raz!”. Bo samo to, że twój osobisty Strach zgłosił możliwość wystąpienia problemu jest dla ciebie przede wszystkim informacją o tym, że w zakładanym projekcie mogą istnieć luki, o których obecnie nie masz pojęcia. To dlatego twój inżynier Strach melduje, że wystąpił problem. Odkrył bowiem pewne puste przestrzenie w twojej wiedzy, zobaczył, że pewne elementy tej układanki są tak samo ciemne, jak czeluść prowadząca do pokoju z poprzedniego przykładu. I twój strach nie ustąpi, póki w tych fragmentach nie zostanie zapalone światło wiedzy. Bierzesz się więc za ponowne dogłębne przestudiowanie zakładanego projektu, bo to jedyny sposób by pokonać swój lęk. Kiedy zaś światło zostanie zapalone we wszystkich możliwych zakamarkach twój inżynier Strach oddycha z ulgą, bo odtąd nie ma się już czego bać.
Powyższy przykład dotyczy jednak tylko jednego z możliwych i do tego dość prostych w obsłudze scenariuszy, w których pojawia się w nas strach przed nieznanym. A co wówczas, kiedy strach jest dużo bardziej skomplikowany i nie do końca wiemy nie tylko jak zapalić światło, ale też gdzie znajduje się odpowiedzialny za tę czynność włącznik. Przyjrzyjmy się zatem jednemu z takich właśnie lęków, z którym stosunkowo często mamy do czynienia w związkach, które nie mogą przekroczyć pewnego progu bliskości, zaufania i zaangażowania. Oto jedno z partnerów, lub też obydwoje boją się zaangażować w związek na głębszym poziomie. Uciekają zatem przed wiążącymi decyzjami, unikają poważniejszych deklaracji, a co za tym idzie wciąż nie są w stanie poczynić tego kroku, który wprowadza związek na nowy, trwały poziom wzajemnych relacji, mieszkania ze sobą, czy układania wspólnego życia. W wielu takich wypadkach, kiedy już obierzemy tę emocjonalną cebulę na odpowiednio głębokim poziomie, okazuje się, że znajdujący się pod spodem strach dotyczy utraty autonomii, pewnego poziomu niezależności, za którym stoi bezpieczeństwo naszego emocjonalnego komfortu. Ludzie boją się zaangażowania, bo lękają się, że w ten sposób stracą coś dla nich bardzo cennego – samodecydowanie o tym, co dla nich dobre a co złe, co powinni robić a czego nie i w jaki sposób układać swoje własne życie. Tutaj mechanizm jest dokładnie taki sam, mimo iż poziom lęku wydaje się dużo bardziej skomplikowany. A to oznacza, że nie boimy się samej utraty niezależności ale tego, że możemy nie zauważyć momentu, w którym to się stanie, bo wtedy już będzie za późno, zarówno z powodów emocjonalnych, jak i życiowych decyzji. Bo straty wtedy mogą się okazać już zbyt duże, by je móc unieść bez skazy na naszym emocjonalnym systemie. Co zatem zrobić w takiej sytuacji? Oczywiście należy zapalić światło, tyle, że tym razem sam akt zapalenia światła, czyli zdobycia brakującej nam wiedzy, musi się odbyć na trzech poziomach. Najpierw więc trzeba zdefiniować czym jest to, czego utraty się boimy. Otóż okazuje się, że w większości wypadków ludzie nie podejmują nawet prób zdefiniowania tego czego się boją utracić, co im nie przeszkadza się tego bać. Zatem definiujemy – używając wciąż powyższego przykładu – czym dla nas jest nasza autonomia i niezależność. I trzeba tego dokonać nie w samej głowie, ale na kartce papieru, bo dopiero wówczas nasz mózg zaczyna to postrzegać jako rzeczywiste, a nie jedynie wirtualne zasoby. Do tego – ze swej praktyki z pracy z ludźmi wiem – że listy składające się z mniejszej ilości punktów niż siedem, po prostu nie są odpowiednio skuteczne. Dlaczego akurat nie mniej niż siedem? Może dlatego że siedem to magiczna liczba i we wszystkich bajkach musi być siedem? A tak poważnie chodzi o to, że nasz mózg potrzebuje pola operacyjnego złożonego z co najmniej kilku faktorów, by mógł dokonać odpowiednio głębokiej analizy opartej na odpowiednio głębokim wglądzie. Moje doświadczenie podpowiada, że siedem wypisanych punktów tworzy wystarczająco kompletną listę, byśmy mogli poznać siebie i swoje reakcje na odpowiednio głębokim poziomie. Kiedy lista siedmiu punktów definiujących to, co lękamy się utracić, a w tym wypadku niezależność, jest już gotowa, pora na listę numer dwa. Tym razem musimy przemyśleć jakie są granice naszej niezależności. Odkąd dokąd ona sięga. W jakich ramach się mieści. Kiedy te granice zostają przekroczone, co je przekracza, w jakich sytuacjach tak się może wydarzyć. Tu ponownie namawiam do tego, by lista sytuacji granicznych nie była krótsza niż siedem, bo im precyzyjniej zdefiniujemy granice, tym większą samoświadomość sobie zagwarantujemy. Kiedy już istnieje zarówno lista punktów definiujących, jak i lista granic, przychodzi czas na sporządzenie listy sygnałów. Skoro już wiesz czym jest twoja niezależność, kiedy i co narusza jej granice, to musisz jeszcze wiedzieć po czym rozpoznasz, że sytuacja zmierza do przekroczenia tych granic, a więc narazi twoje poczucie niezależności na szwank. Przecież wartownik strzegący granicy nie reaguje wyłącznie wówczas, kiedy jakiś intruz już tę granicę przekracza, ale dużo wcześniej – kiedy intruz dopiero w kierunku strzeżonej granicy zmierza. To zmierzanie ku granicy – to sygnał, który nie powinien uchodzić wartowniczej uwadze. I dokładnie tak samo jest w przypadku lęku o utratę niezależności – musisz dowiedzieć się jak rozpoznawać sygnały zmierzające do tej utraty. Sygnały te zaś zawsze rozpatrujemy w czterech obszarach: myśli, emocji, komunikacji i zachowań. Musisz wiedzieć jaka myśl pojawiająca się w tobie, czy też twoim partnerze, stanowi sygnał do tego, że granice twojej niezależności mogą zostać zagrożone. Podobnie jest w przypadku pojawienia się konkretnych emocji, zachowań czy komunikacji, czyli treści oraz intencji i energii za pomocą których się porozumiewamy. Analiza tych trzech poziomów: definicji, granic i sygnałów jest zupełnie wystarczające do tego, by zdobyć odpowiednio dużą wiedzę na temat tego, czego tak naprawdę boimy się utracić. Wraz z tą wiedzą, w ciemnym strasznym pokoju zostaje zapalone światło. Skoro to wiemy, to odzyskujemy kontrolę nad samymi sobą. Znika strach, bo znika niewiedza, która za nim stała. Teraz stała się jasność i strach nie jest już potrzebny!
Zwróć uwagę jak działa ten mechanizm – jest dokładnie taki sam w przypadku prostych lęków i obaw, jak i w sytuacjach, w których strach wydaje się mieć dużo bardziej skomplikowane podłoże. Za każdym jednak razem odpowiednio zdobyta wiedza o nas samych, pokonuje nasz własny strach. To najskuteczniejszy i najpotężniejszy wojownik. Skorzystanie z jego siły jest dziecinnie proste – wystarczy włączyć światło! Pozdrawiam