Jak nie dać się ponieść emocjom? #19

Ta nieznośna moda na motywację! #18
13 sierpnia 2018
Dlaczego czasem bierzemy wszystko do siebie? #20
13 sierpnia 2018

Transkrypcja tekstu:
Jednym z pytań, które czasem słyszę w kontekście zarządzania emocjami, umiejętności inteligencji emocjonalnej czy w ogóle naszego systemu emocjonalnych zachowań jest pytanie o to, czy da się w ogóle tak żyć, by emocje się w nas nie pojawiały? Na tak postawione pytanie znam wyłącznie jedną odpowiedź: otóż nie! Chyba, że jesteśmy wypranym z uczuć automatem, robotem zmierzającym po trupach do celu z wyłączoną empatią, samoświadomością i w ogóle jakąkolwiek ostatnią tlącą się w nas iskrą naszego człowieczeństwa. Nie znam ludzi, którzy nie odczuwali by żadnych emocji, choćby nawet chcieli ten fakt jak najgłębiej ukryć za zasłoną wstydu, udawania kogoś kim się nie jest czy próbą wywarcia wrażenia człowieka skały. Znasz kogoś takiego? To zrób prosty eksperyment – nagle i zupełnie niewinnie zwróć mu uwagę, że ma szpinak między zębami. Zobaczysz wtedy, czy na pewno jest taki twardy jak stara się wypaść. Wszystkich nas dosięgają emocje. Ja również czasem się zezłoszczę, czasem rzucę mięsem, czasem czymś poczuję zażenowany, rozczarowany, czy nagle wzbiera we mnie niechęć do kontynuowania jakiejś znajomości. I powiem więcej – wszystkie wymienione uczucia wraz z całą masą innych powinny się w nas pojawiać, bo świadczą o naszej wrażliwości, a to akurat wcale nie jest negatywna cecha. Problem z emocjami jednak leży w czymś innym: nie w tym że w ogóle się w nas pojawiają, ale w tym, co się w nas dzieje w następstwie ich pojawienia. Jak się czujemy, co myślimy i w końcu jakie podejmujemy działania. Nie jest zatem problemem to, że jakaś emocja się w nas pojawia, ale wyłącznie to jakie nasze reakcje wzbudza. Czy są one dla nas i dla otoczenia destrukcyjne, czy też nie? Czy to one przejmą władzę nad nami, czy też my nad nimi? Jaką dla nas mają wartość i na jakim poziomie energetycznym działają: czy dodają nam energii, czy też jej nas pozbawiają? Niestety w wielu znanych mi wypadkach pojawienie się emocji w ludziach powiązane jest z negatywną energią. W reakcji na nie często niszczymy sami siebie i zrażamy sobie do siebie innych, a także podejmujemy kompletnie irracjonalne decyzje, których potem żałujemy.Dlaczego tak często pojawiające się w nas emocje przynoszą tak niekorzystny efekt? Dlaczego nie potrafimy sobie z nimi radzić, lub też odkrywamy, że poradzenie sobie z emocjami jest tak trudne? Otóż zarządzanie własnymi emocjami nie należy do łatwych zadań z dwóch głównych powodów. Pierwszym z nich jest pewien efekt opóźnienia, na który niestety nie mamy wpływu. Efekt ten jest odpowiedzialny za to, że nie jesteśmy w stanie namierzyć dokładnego momentu pojawienia się w nas emocji. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, w jakiej konkretnie chwili emocja się w nas pojawia. Sam moment pojawienia się emocji pozostaje poza naszą świadomością, zaś jedyne co możemy zrobić, to zorientować się, że znajdujemy się w jakiejś emocji, kiedy to już nastąpi. Wtedy, kiedy ta emocja już w nas jest. Szkoda że tak się dzieje, bo gdybyśmy potrafili przewidzieć moment, w którym odpali się w nas emocja, to sam ten mechanizm musiałby wpłynąć na znaczne zmniejszenie jej wartości. Wyobraźmy sobie kogoś, kto rano przed wyjściem do pracy mówi: „dzisiaj zobaczę się z Iksińskim i na sto procent znowu mnie tak wkurzy, że nie będę w stanie racjonalnie myśleć”. Ktoś taki przewidując dokładne okoliczności i moment pojawienia się emocji mógłby się przecież do tego momentu znakomicie przygotować. Ale już sam fakt posiadania wiedzy co do tego, że taka emocja ma wystąpić musi mieć znaczny wpływ na jej obniżenie. Przecież jeśli przewiduję, że po zobaczeniu jakiegoś internetowego materiału, w którym jakiś skaczący po scenie koleś krzyczy „jesteś zwycięzcą, czeka na ciebie Ferrari”, czyli materiału którego nie da się już odzobaczyć, będę tym co widziałem zażenowany, to… No właśnie… Co wtedy? Wtedy logicznie rzecz biorąc mógłbym zrobić trzy rzeczy. By oszczędzić sobie emocji mogę zaniechać oglądania tego czegoś, mogę oglądnąć to z odpowiednim dystansem z góry zakładając, że to mnie i tak nie poruszy, albo też – i to jest trzecie wyjście – polecieć jak ćma do świecy, by masochistycznie samemu sobie zrobić przykrość. Jak widać na powyższym przykładzie umiejętność zarejestrowania momentu powstania emocji mogła by nam bardzo pomóc. Niestety tak się w większości wypadków nie dzieje, bo emocje odpalają się w nas poza naszą świadomością. Jedyną więc drogą ich dostrzeżenia jest zdanie sobie z ich działania sprawy wtedy, kiedy już działają. A wtedy na przeszkodzie prawidłowego zarządzania naszymi emocjami staje drugi problem. Bo oprócz braku umiejętności dostrzegani emocji w momencie ich powstawania, czy też przewidywania takich zdarzeń istnieje jeszcze zjawisko silnej identyfikacji. Ono powoduje, że jest nam trudno zobaczyć siebie chłodnym zdystansowanym okiem w sytuacji, w której znajdujemy się w emocjach, bo… znajdujemy się właśnie w emocjach. Kiedy przemawia przez nas złość trudno jest powiedzieć sobie „oto przemawia przeze mnie złość”, bo to co chcemy w takiej sytuacji przede wszystkim zrobić, to dać upust tej właśnie złości. Identyfikacja emocjonalna powoduje, że w sytuacji emocjonalnego uniesienia pierwszeństwo zawsze oddajemy temu, do czego pcha nas emocja, a nie temu by racjonalnie się jej przyjrzeć. Kiedy poddamy się działaniu tego pierwszeństwa zawsze przegrywamy. Efektem tego mechanizmu są porwania emocjonalne, w których emocja przejmuje kontrolę nad naszymi działaniami i tak naprawdę zaczyna napędzać samą siebie. Ile razy widziałeś kogoś kto pozwalał, by właśnie tak się działo, by jego emocja jednocześnie stawała się swoim własnym źródłem energii. Wtedy mamy ochotę zwrócić takiej osobie uwagę: „przestań sam siebie nakręcać!”. To właśnie ten mechanizm: oddania pierwszeństwa energii związanej z emocją, po to, by jak najszybciej doprowadzić do obniżenia powstałego w ten sposób napięcia. Wtedy tak naprawdę odbieramy sobie możliwość do czerpania właściwej energii z emocji. A tą możliwość odkryli już starożytni. Między innymi Chińczycy konstruując swój kosmologiczny model pięciu przemian i umieszczając w nim również energie związane z emocjami.W tym modelu każdą pojawiającą się w nas emocję traktujemy wyłącznie w kategoriach informacji. Ani negatywnej, ani pozytywnej, ale wyłącznie takiej, która niesie dla nas cenną wiadomość. I to dopiero my sami, po odczytaniu tej wiadomości decydujemy co chcemy z nią zrobić. Różnica jest mniej więcej taka jakbyś odebrał polecony list powiedzmy z Urzędu Skarbowego. W pierwszym odruchu wkurza cię sam fakt otrzymania listu i pozwalasz, by to wkurzenie w tobie rosło, zanim jeszcze otworzysz kopertę. Można by powiedzieć, że wówczas wściekasz się nie na treść listu, ale sam fakt jego otrzymania. W drugim przypadku najpierw otwierasz kopertę, czytasz list i dopiero potem decydujesz co z tym zrobić. Może się przecież okazać, że to niewinna wiadomość od urzędnika, która nie niesie dla ciebie żadnych negatywnych konsekwencji. I dokładnie taki mechanizm proponują starożytni Chińczycy – najpierw przeczytaj wiadomość, potem podejmij decyzję. Kiedy więc pojawia się w nas jakakolwiek emocja to pierwsze co powinniśmy zrobić, to zadać sobie pytanie jaka z faktu pojawienia się tej emocji płynie dla nas informacja. Powiedzmy, że mam do zrobienia jakiś ważny projekt i kiedy do niego przystępuje pojawia się we mnie obawa czy dam radę, czy to się może udać, czy wszystko będzie ok. Czego dowiaduję się zatem z faktu pojawienia się we mnie lęku? Na przykład tego, że powinienem włączyć przy tym projekcie szczególną ostrożność. Może o tym, by jeszcze raz sprawdzić, czy jestem do jego realizacji dobrze przygotowany. Czy wziąłem pod uwagę wszystkie możliwe zmienne, czy dysponuję naprawdę dobrze przemyślanym planem działania itp. To mniej więcej tak, jakbym mówił sam do siebie: „o pojawił się we mnie strach. Dlaczego się pojawił? O czym chce mnie mój strach poinformować? Przed czym przestrzega?”. To postawa, w której nie nadaję swojemu własnemu strachowi żadnej emocjonalnej wartości – nie jest dla mnie ani pozytywny ani negatywny. Niesie wyłącznie informację, z której powinienem skorzystać. Staje się bezcennym sprzymierzeńcem, który zwraca moją uwagę na coś, co normalnie by tej uwadze umknęło. Mobilizuje mnie do ponownego przemyślenia wszystkiego, sprawdzenia planu działania i stanu przygotować. Zamiast paniki – negatywnej konsekwencji samego strachu – włącza jego pozytywną konsekwencję czyli ostrożność. I ten sam mechanizm dotyczy każdej, najdrobniejszej nawet emocji, którą jestem w stanie w sobie zauważyć. Rozmawiam z kimś spotkanym na ulicy i odkrywam, że czuję się dyskomfortowo podczas tej rozmowy. O czym informuje mnie zatem moje poczucie dyskomfortu? Przypadkiem słyszę jak ktoś na imprezie obgaduje mnie za moimi plecami. W efekcie tego czuję smutek i żal. O czym mnie informują te uczucia? Czego się właśnie o sobie dowiedziałem? Chciałem by ktoś na mnie zwrócił uwagę, jednak to się nie udało i efekcie tego poczułem się odrzucony. O czym się właśnie dowiedziałem, czego nauczyłem, jak z tego w przyszłości mogę skorzystać?

Mimo iż Chińczycy i pewnie nie wyłącznie oni, wymyślili to tysiące lat temu, nie przeszkadza to temu, by ten model i w naszych czasach był niezwykle przydatny i użyteczny w zrozumieniu mechanizmu naszych emocji. Jak jednak z niego skorzystać, kiedy z naszymi emocjami wiążą się dwa problemy, o których wspominałem wcześniej: niemożność przewidzenia i namierzenia momentu odpalenia się emocji oraz identyfikacja z emocjami, która w trakcie ich trwania przesłania nam racjonalne spojrzenie. Jedynym sposobem jest włączenie do tej gry bardzo ważnego motywatora, a mianowicie ciekawości. Przecież to arcyciekawe, że nasze emocje o czymś nas informują? Czyż nie jest to fascynujące by sprawdzić o czym? Dzięki temu jesteśmy w stanie odkryć zupełnie nowy świat i wkroczyć na nowy poziom emocjonalnego funkcjonowania. A wystarczy tak niewiele. Wystarczy obserwować siebie i w sytuacji, kiedy uda się odkryć istnienie w nas jakieś emocji zadać sobie pytanie o treść wiadomości, którą w ten sposób otrzymujemy. I dopiero po jej odebraniu podjąć decyzję co dalej zrobić. Spróbuj a szybko odkryjesz, że samo pojawienie się w tobie emocji nie wiąże się z niczym destrukcyjnym ani dla ciebie, ani też dla nikogo wokół. To dużo lepsze niż udawanie, że emocje nas nie dotyczą, że jesteśmy na nie odporni i nic nigdy nas nie może w życiu poruszyć.

Pozdrawiam