Sposób na poczucie winy #4

EQ: zarządzanie emocjami
11 sierpnia 2018
Destrukcyjna potrzeba akceptacji #5
11 sierpnia 2018

TRANSKRYPCJA:

Jedną z powszechnych tortur, które serwujemy sami sobie jest poczucie winy. Pojawia się w wielu różnych sytuacjach i zawsze jest skierowane w przeszłość, bo przecież nie obwiniamy się za to, co dopiero zrobimy, ale za to, co już zrobiliśmy. To rozróżnienie jest kluczowe, bo wraz z nim uświadamiamy sobie, że wydarzenia z przeszłości już się wydarzyły, a więc to, co się stało już się nie „odstanie”. Tymczasem poczucie winy zdaje się nie rozumieć tej zasady i zaprząta nasze myśli jakbyśmy łudzili się nadzieją, że można się przenieść w czasie i odwrócić bieg spraw. Niestety, dopóki nie wynajdziemy wehikułu czasu takie rozwiązanie nie będzie możliwe. Zatem musimy się nauczyć radzić z poczuciem winny w sytuacji, w której coś się już wydarzyło, coś jest już za nami i nie mamy już na to żadnego wpływu.

Zanim jednak przejdziemy do techniki radzenia sobie z poczuciem winy, zastanówmy się przez chwilę, co powoduje, że tak często, i czasem w zupełnie błahych sprawach taka emocja się w nas pojawia. Otóż dzieje się tak dlatego, że w naszym życiu zostaliśmy zsocjalizowani, by tak często ją odczuwać. Ile razy w swoim życiu i to już od najmłodszych lat słyszałeś słowo „powinieneś”? „Powinieneś coś zrobić”, „nie powinnaś się tak zachować”, „powinieneś był mi o tym powiedzieć”, „powinnaś być taka, jak ona” i tak w nieskończoność. Zauważyłeś co się znajduje w środku tego słowa? Otóż jest tam wina. Więc ilekroć słyszysz że coś „powinieneś”, jednocześnie słyszysz komunikat, że jeśli się tak nie stanie, to poczujesz się winny, że nie stało się to, co powinno. W ten właśnie sposób przez wiele lat zakodowano w naszych mózgach schemat: „brak oczekiwanego przez innych zachowania powoduje poczucie winy”. Po latach jesteśmy już tak skażeni tym schematem, że często wystarczy by w naszym towarzystwie ktoś się skrzywił, a my już szukamy winy w sobie. Wystarczy, że ktoś ma w naszej obecności chwilowy spadek nastroju, a my często czujemy się winni. Co więcej, poczucie winy leży u podstaw naszego braku asertywności. Przecież jeśli odmówisz komuś wspólnego spędzania czasu, wyjścia na piwo, do kina, na imprezę, jemu z pewnością będzie przykro, a ty w konsekwencji tej sytuacji poczujesz się winny, że mu odmówiłeś.

Jednak poczucie winy ma daleko szersze konotacje. W końcu na nim zbudowano ten religijny przekaz, w którym ze swej natury jesteśmy grzeszni i musimy dopiero zasłużyć na to, by takimi nie być. Ale zostawmy religię – przyjrzyjmy się systemowi prawnemu, stosunkowi Państwa do obywatela, czy urzędnika do przedsiębiorcy. Czy czasem nie jest on oparty o presumpcję winy, miast niewinności. W tej drugiej jesteśmy niewinni, dopóki nam się nie udowodni winy. W pierwszej jest dokładnie odwrotnie. Z góry jesteśmy winni i na nas samych spoczywa obowiązek udowodnienia naszej niewinności. Chciałoby się rzec, że indoktrynacja winą otacza nas zewsząd i to przez całe życie. Problem w tym, że poczucie winy jest destrukcyjne dla naszej osobowości. Hamuje nasze możliwości rozwoju i sprawia, że żyje się nam o wiele ciężej niż mogłoby się żyć. Odczuwamy spory dyskomfort, jednak sam dyskomfort nie ma na nas aż tak negatywnego wpływu, jak to co się dzieje w efekcie poczucia winy. Otóż zawsze ilekroć siebie o cokolwiek obwiniasz, nawet jeśli są to błahostki, ma to potężny wpływ na twoje poczucie własnej wartości. Jeśli przekonujesz siebie „źle się zachowałem”, „niepotrzebnie tak zareagowałem”, „nie powinienem odmawiać tej przysługi” uczysz swój mózg widzenia samego siebie w negatywnych kategoriach. Sam siebie uczysz, że to za co się obwiniasz powinno obniżyć twoją wartość. A przecież w wielu wypadkach obwiniamy się kompletnie irracjonalnie. Za rzeczy które nie miały miejsca w rzeczywistości, a jedynie powstały w naszej własnej głowie. Dzieje się tak, ponieważ źle oceniamy przesłanki do poczucia winy i uznajemy, w rezultacie błędu znanego jako błąd dostępności, że dane do których mamy dostęp są wystarczające do określonej oceny sytuacji. Tak się wielokrotnie dzieje wówczas, kiedy próbujemy ocenić, jak wygląda obraz nas samych, czy też naszego zachowania w oczach innych. Pytamy siebie „co też ona sobie wówczas o mnie pomyślała”, a w konsekwencji „jakie teraz ona ma o mnie zdanie, co ona teraz o mnie myśli” i oczywiście zarzucamy sobie, że ludzie o nas myślą w sposób, w jaki byśmy sobie tego nie życzyli. Tutaj popełniamy dwa potężne błędy. Po pierwsze zakładamy, że wiemy co o nas ludzie myślą, co jest z góry niemożliwe, bo nie siedzimy w ich głowach. Po drugie zakładamy, że ludzie o nas myślą, a to nieprawda. Ludzie nie myślą tak często o nas jak sądzimy, ponieważ przez większość czasu zajęci są myśleniem wyłącznie o samych sobie. Mimo jednak, że poczucie winy często bywa zupełnie irracjonalnie, tak czy siak się w nas pojawia. No cóż… Skoro się pojawiło, to coś trzeba z nim zrobić.

I w tym miejscu zazwyczaj popełniamy trzeci potężny błąd, polegający na tym, że w ogóle usiłujemy coś z tym poczuciem zrobić. Bo cokolwiek byśmy z nim nie zrobili, wyłącznie nakarmimy go naszą energią i stanie się większe. Dzieje się tak zarówno wtedy kiedy próbujemy poczucie winy z naszej głowy przegonić, jak i wówczas kiedy pozwalamy mu sobą zawładnąć. W pierwszym przypadku za każdym razem wraca ze zdwojoną siłą i czyni to dopóki nie minie odpowiednia ilość czasu, który jak wiadomo goi wszystkie rany. W drugim przypadku pogrążamy się w poczuciu winy, co nie tylko zwiększa nasz dyskomfort i jego siłę, ale też powoduje, że o wiele dłużej w nas siedzi, niż powinno.

Co zatem możemy zrobić w takiej sytuacji? Najprostsza odpowiedź brzmi „nic”. A dokładniej rzecz ujmując po prostu siedź, nic z tym nie rób i wyłącznie obserwuj to w sobie. Bez chęci uczynienia czegokolwiek. Po prostu obserwuj tą emocję w sposób, w którym nie ma najmniejszej chęci ingerowania w nią. Potraktuj ją jedynie, jak radzą starożytni Chińczycy, którzy skonstruowali kosmologiczny model pięciu przemian, jako bit informacji. Jako czystą informację, która nie jest ani negatywna, ani też pozytywna, a której zadaniem jest wyłącznie przekazanie ci jakiejś wiedzy. Siedź, obserwuj i spróbuj odpowiedzieć na pytanie: „czego się właśnie uczę o sobie?”, „czego się w tej chwili dowiaduję?”, „czy ta emocja ma jakiekolwiek racjonalne podłoże, czy też powstała wyłącznie w efekcie jakichś dziwnych mechanizmów, które sam stworzyłem w swojej własnej głowie?”. Zamień się na chwilę w naukowca, eksperymentatora, który w białym kitlu i z lupą w ręku pochyla się nad laboratoryjnym stołem. Włącz ciekawość i pasję odkrywcy. Powiedz sobie: „o, pojawiło się we mnie poczucie winy, zatem witam i zapraszam pod mikroskop”. Bądź ciekawy co je wywołało, szukaj sytuacji, które je powodują, szukaj przyczyn w tym co myślisz o świecie, o ludziach, o samym sobie. W tym w jaki sposób konstruujesz myśli i swój własny w nich obraz. Prowadź badania, obserwuj, dociekaj, a wszystko to czyń z pełną akceptacją, że taka emocja właśnie w tobie jest i bez jakiejkolwiek chęci ingerowania w samą emocję. Jest sobie i już. Wyłącznie ją obserwuj.

Cóż daje ta technika? Otóż bardzo wiele. Pozwala nam uczyć się siebie. Daje możliwość poszerzenia świadomości. Umożliwia pojawienie się absolutnie bezcennej autoświadomości, która z kolei jest przepustką do prawdziwego wzrostu i rozwoju. Kiedy stajesz się autoświadomy, jednocześnie nabywasz zarówno wiedzę w jaki sposób działasz, ale też umiejętności pozwalające na dokonanie stosownych korekt. Pojawiają się możliwości zarządzania sobą na dotąd niedostępnym poziomie. Zdobywasz bezcenną wiedzę na przyszłość zarówno w kontekście tego co robić, jak i czego nie robić. I nie dotyczy to tylko naszego zachowania w zewnętrznej rzeczywistości, relacji z innymi, czy w ogóle funkcjonowania w świecie. Ale też tego jak zachowujemy się w swoim własnym wnętrzu. Wokół czego koncentrujemy myśli i w jaki sposób jesteśmy w stanie zarządzać swoimi własnymi psychicznymi procesami. I ta autoświadomość właśnie daje ci możliwość pracowania zarówno nad tym co w tobie pozytywne, jak i tym co negatywne. Otrzymujesz w ten sposób możliwość uporania się z sobą, odzyskania panowania nad sobą, czyli stania się panem samego siebie. Co zaś dzieje się wówczas z samym poczuciem winy? Otóż kiedy nie  jest karmione jakąkolwiek energią z twojej strony, jakąkolwiek chęcią zrobienia z nim czegokolwiek w końcu traci siłę. Poczucie winy staje się coraz mniejsze, bo zamiast obdarzać je uwagą wyłącznie je obserwujesz i akceptujesz fakt, że się w tobie pojawiło. Czerpiesz z niego informację, uczysz się siebie i jednocześnie nie masz najmniejszego zamiaru by uczynić z nim cokolwiek. W końcu mija jak chmury na niebie, w końcu odchodzi pozbawione najmniejszej energii, bez której nie jest w stanie przetrwać. A dzieje się tak, bo zostają w nas wyłącznie te myśli i emocje, z którymi się identyfikujemy. Jeśli tego nie czynimy odchodzą pozbawione energii.

Jednak niejako przy okazji dzieje się jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Jeśli potraktujesz swoje poczucie winy wyłącznie jako informację, która nie ma żadnego emocjonalnego potencjału – nie jest ani negatywna, ani też pozytywna, to z każdym takim bitem informacji, który w ten sposób obracamy w naukę, wiedzę o sobie i swój własny rozwój siłą rzeczy rośnie również nasze poczucie własnej wartości. Im więcej o sobie wiesz, im lepiej się znasz i im lepiej potrafisz sobą zarządzać, tym większy i silniejszy się stajesz. I ta zmiana nie ujdzie twojej uwadze. Ale co najbardziej fascynujące, nie ujdzie też uwadze innych. Nie wierzysz? Spróbuj tej metody by sprawdzić czy działa…

Pozdrawiam