Samounieważnienie emocjonalne

Księga ukrytych praw
17 listopada 2022
Zgorzkniałość
25 listopada 2022

Transkrypcja tekstu:

To zjawisko nie jest jedynie jednym z objawów konkretnych zaburzeń osobowości, które występuje się w ich efekcie, ale jak udowodnili ostatnio badacze jego występowanie znacznie poprzedza pojawienie się konkretnych zaburzeń. Oznacza to – co w nauce dokumentuje się stosunkowo rzadko – że oto skutek i przyczyna zamieniły się miejscami i wypadałoby zweryfikować nasze dotychczasowe przekonania i niestety szurnąć do kosza parę książek. Zanim jednak odkryjemy wyniki ostatnich badań spróbujmy przyjrzeć się temu, czym jest samo unieważnienie emocjonalne. Otóż kiedy spróbujemy poszukać wyjaśnienia tego terminu, jednym z pierwszych miejsc bedą strony psychoterapeutycznych porad, na których definiuje się samo unieważnienie emocjonalne jako stan, w którym dana osoba ignoruje własne reakcje emocjonalne uznając je za nieistotne, a więc nie zasługujące na to by im zaufać i tym samym skazane na weryfikację zewnętrzną z pod znaku „powiedz mi czy to co teraz czuję, to dobrze czy źle i czy aby na pewno czując to co czuje jestem normalny, czy normalna?”. Dość skąpe wyjaśnienie, prawda? Kiedy jednak poszperamy głębiej i zmienimy język naszych poszukiwań na reprezentacyjny dla świata nauki, w którym przeprowadza się badania okazuje się, że termin ten ma dużo szerszą charakterystykę. Doktor Holly Parker, psycholog z Uniwersytetu Harwarda wskazuje tutaj na istnienie dwóch składowych samounieważnienia, które mogą występować niezależnie lub współżależnie. Pierwsza składowa związana jest z przekonaniem, zgodnie z którym odczuwane emocje nie są właściwe w ocenie osoby, która ich doświadcza. To rodzaj postawy, w której uznajemy, że nasz system emocjonalny nie działa w prawidłowy sposób, co oceniamy na podstawie obserwacji siebie w emocjach i porównywania naszych reakcji emocjonalnych do rekacji innych osób oraz na podstawie naszej ogólnej wiedzy o emocjach. Druga składowa rownież opiera się na konkretnym przekonaniu. Dotyczy ono uznania, że nasz autozdiagnozowany jako ”niepoprawnie działający” system emocjonalny, powoduje utratę szacunku otoczenia lub blokadę w zasługiwaniu na szacunek innych oraz czyni z nas osobę mniej wartościową. Czyli mówiąc inaczej w takim wypadku dana osoba buduje w sobie przekonanie, że jej niewłaściwe reakcje emocjonalne dewastują lub uniemożliwiają jej prawidłowe funkcjonowanie społeczne skazując ją na margines osób, traktowanych jako zaburzone, a więc w jej ocenie „nienormalne”. Ale te dwie składowe nie wyczerpują złożoności efektu samounieważnienia emocjonalnego. Kolejną charakterystyką jest rodzaj emocjonalnej autodetekcji, która dzieli ten efekt na dwa obszary. W pierwszym dana osoba uznaje, że jej reakcje emocjonalne są zbyt słabe w porównaniu z oczekiwaniami jej samej, jak i innych, a w drugim, że zbyt silne, w stosunku do tego, jak jej zdaniem powinno wyglądać prawidłowe, znormalizowane emocjonalne reagowanie. W obydwu tych obszarach w efekcie tej właśnie autodiagnozy dochodzi do samounieważnienia, czyli przyjęcia postawy, w której dana osoba uznaje się za mniej wartościową od innych, a swój system emocjonalny z uwagi na wadliwe jej zdaniem funkcjonowanie za coś, czego należy się wyprzeć, wstydzić, co stanowi problem deprecjonujący tę osobę w porównaniu z innymi. Ujmując to innymi słowy i stosując przykłady doktor Parker możemy pierwszy obszar scharakteryzować następująco: „czuję się mniej wartościowy, czy wartościowa od innych, ponieważ odczuwam zbyt mało emocji w tych samych sytuacjach, w których inni odczuwają ich więcej”, a drugi obszar jako „czuję się mniej wartościowy, czy wartościowa od innych ponieważ odczuwam zbyt dużo emocji, w tych samych sytuacjach, w których inni odczuwają ich mniej”. To ostatnie zaś oznacza, że dana osoba uznaje, że nie ma wystarczającym powodów do reakcji emocjonalnych, a mimo to je odczuwa i to silniej niż by sama chciała, więc uznaje swój system emocjonalnego reagowania za wadliwy i utrudniający jej społeczne funkcjonowanie.
W 2022 roku Regina Schreiber z Uniwersytetu Arkansas przeprowadziła ze swoim zespołem cykl pięciu badań, z których w każdym wzięło udział około 400 badanych, dotyczących emocjonalnego samounieważnienia. Do badań użyto stworzonej na ich użytek skali emocjonalnego unieważnienia, w której badani określali w jakim stopniu dana osoba emocjonalnie unieważnia sama siebie lub czuje się emocjonalnie unieważniona przez kogoś innego, ze względu na postrzeganie, że inni oceniają jej reakcje emocjonalne jako niewłaściwe lub nieodpowiednie. Następnie zbadano czy doświadczenie takiego unieważnienia – zarówno kiedy następuje ono na postawie własnych osądów i przekonań, jak i wówczas kiedy pochodzi z wyrażanej wprost oceny innych, może mieć wpływ na takie systemowe dysfunkcje, które w efekcie prowadzą do powstania konkretnych zaburzeń. Okazało się, że osoby diagnozujące siebie jako zbyt mało emocjonalne same doprowadzały do tego, by nie okazywać jakichkolwiek emocji przez co dodatkowo pogarszały swój stan psychofizyczny w efekcie doświadczając emocjonalnego cierpienia z jednoczesnym przekonaniem braku możliwości otrzymania jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz, bo przecież świat zewnętrzny był uznawany za środowisko nieakceptujące tego typu emocjonalnego niespasowania. Jednak o wiele groźniejsze skutki pojawiały się w przypadkach osób z drugiego obszaru, czyli tych, które uznawały swoje reakcje emocjonalne za przesadne lub które poddawały się takiemu osądowi pochodzącemu od innych ludzi. W tych wypadkach emocjonalnego samo unieważnienia z czasem pojawiało się coraz większe rozregulowanie systemu emocjonalnego i utrata emocjonalnej kontroli nad swoim zachowaniem. Pojawiła się deregulacja emocjonalna, która z biegiem czasu może być coraz bardziej uciążliwa i destrukcyjna. Badacze wskazują, że dzielenie się własnymi emocjami z innymi jest naszą naturalną strategią regulacyjną osadzoną na poczuciu przynależności i społecznego wsparcia. Jednak kiedy w takich sytuacjach sami siebie przekonujemy, że nasze emocje są nieodpowiednie lub kiedy takie oceny słyszymy od innych, to nasz system regulacji emocji przestaje działać, stajemy się bardziej podatni na niepokój społeczny, a emocjonalne style afektywne już zdają się stać u progu. Niezależnie więc od tego, czy dokonujemy samo unieważnienia emocjonalnego, czy też wyręczają nas w tym inni prędzej czy później przyjdzie nam zapłacić koszty tego procederu pod postacią zaburzeń osobowości. Wnioski z badań nie pozostawiają wątpliwości: unieważnienie emocjonalne przewiduje pojawienie się cierpienia psychicznego podczas – jak podają naukowcy – kontrolowania intrapersonalnych stylów afektywnych. Im większe samounieważnienie tym groźniejsze rokowania co do konsekwencji pod postacią stresu psychicznego, deregulacji emocjonalnej, reaktywności i ekspresji emocjonalnych, a co za tym idzie do zaburzeń osobowości – takich jak na przykład bordeline. Do tej pory uznawano, że samounieważnienie jest jednym z efektów tego zaburzenia, a przyczyny samego zaburzenia są mało znane i najprawdopodobniej należy ich szukać w dzieciństwie i takich modelach, w których pojawia się jakiś rodzaj emocjonalnego zaniedbania. Tymczasem okazuje się, że samounieważnienie nie jest skutkiem, ale przyczyną i to właśnie jemu warto się pod tym kątem przyjrzeć.
No to się przyjrzyjmy. W tym celu proponuję zwrócić uwagę, na dość istotny aspekt tego efektu. Otóż z jednej strony powstaje on wówczas kiedy sami uznajemy, że nasze emocje są nieodpowiednie, a z drugiej wtedy, kiedy zostajemy o tym poinformowani przez innych. Niestety w obydwu tych przypadkach nasza emocjonalna detekcja oparta jest na fałszywym założeniu. W pierwszym naszą uwagę zaprząta bowiem skala emcojonalnego odczuwania, a nie informacja, którą tą drogą otrzymujemy. To tak jakbyśmy chcieli ocenić rozmiary basenu, w którym jesteśmy zanurzeni po czubek głowy i jednocześnie mamy zamknięte oczy, żeby nam do nich nie naleciała chlorowana woda. Żeby ocenić rozmiar basenu trzeba po pierwsze się z niego wynurzyć, wyjść z wody i dopiero wówczas stosując odpowiednie przyrządy zmierzyć jego szerokość i długość. My tymczasem próbujemy ocenić emocje będąc w nich zanurzonymi, co z góry jest skazane na niepowodzenie, bo kiedy jesteśmy zanurzeni w emocjach siłą rzeczy omijamy cała wartość informacyjną którą niosą. Co więcej paradoks emocji polega na prostej zasadzie: im bardziej się zanurzamy, tym bardziej jesteśmy zanurzeni. A to oznacza, że im bardziej skupiamy się na odczuwaniu emocji, w tym większym stopniu tracimy zdolność do emocjonalnej oceny, a co za tym idzie skorzystania z możliwości regulacyjnych. Drugi przypadek jest jeszcze bardziej zwodniczy. Otóż inni mogą nas informować o naszych niewłaściwych emocjach z wielu różnych powodów, z których to że rzeczywiście nasze emocją miały by być niewłaściwe jest najrzadziej występującym. Robią to by zrealizować przeróżne cele. Mama karci małego Jasia że się źle zachowuje, bo przecież naopowiadała sąsiadkom jaki jej syn jest genialny i trochę teraz głupio to wygląda, kiedy Jasio skacze w kałuży i wydaje dziwne dźwięki. Zosia zwraca uwagę koleżance w pracy na to, że zbyt efektywnie się śmieje, nie dlatego że tak jest ale na przykład dlatego, że drażni kiedy przystojny Łukasz z sąsiedniego działu na każdy taki śmiech też szczerzy swoje zębiska. „Nie możesz być taka niewrażliwa i się nie cieszyć – mówi nauczyciel do uczennicy, bo nie potrafi zaakceptować, że to co sam wymyślił wcale nie jest takie fajne jak mu się wydaje. Zatem powodów dla których inni chcą korygować nasze emocje może być tysiące i nie koniecznie muszą mieć one cokolwiek wspólnego z naszymi emocjami. Problem w tym, że w tych wszystkich wypadkach również poddajemy się zogniskowaniu uwagi na stopniu czy sile naszych emocji a nie na tym czego się z nich uczymy o sobie. To ponowne wskoczenie do basenu, żeby się w nim całkowicie zanurzyć, tyle że pod dyktando innych. I niestety im bardziej się temu poddajemy, im bardziej ufamy fałszywym przesłankom zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym – tym bardziej się narażamy dla emocjonalne deregulacja prowadzące do konkretnych zaburzeń, co bez cienia wątpliwości wykazały wspomniane wcześniej badania. Tymczasem w świecie emocjonalnej reaktywności nie chodzi ani o to by poddawać się zanurzeniu albo całkowicie przed takim zanurzeniem bronić. Chodzi o emocjonalną świadomość i czytanie z emocji niezwykle istotnych informacji, których są nośnikami. Kiedy jesteśmy skoncentrowani jedynie na tym, czy zanurzamy się odpowiednio głęboko wobec oczekiwań własnych oraz innych ludzi tak naprawdę strzelamy sobie w kolano pozbawiając się możliwości emocjonalnego samostanowienia i otwierając drzwi ukrytym w przyszłości demonom, których w wielu wypadkach naprawdę moglibyśmy uniknąć.
Pozdrawiam