Transkrypcja tekstu:
Dzisiaj postanowiłem zająć się tematem, który najprawdopodobniej przysporzy mi nieco wrogów. Ale cóż – temat jest na tyle ważny, że musimy jakoś przezeń przejść razem. Zacznijmy od przykładu.
Siedzisz sobie w kawiarni, wcinasz ciastko i popijasz cappuccino. Nagle otwierają się drzwi wejściowe, staje w nich gość i rozgląda się po sali. Kiedy spotykacie się wzrokiem od razu odwracasz głowę, bo z miny tego osobnika czytasz wyjątkową wrogość. Masz wrażenie, że jak dłużej przyjrzysz się jego twarzy to jego wrogość i niechęć przeniosą się na ciebie. O matko, co za zacięta morda! Że też takiego wypuszczają na miasto, Powinni od takich gości pobierać twarzowe zaraz przy wejściu do dowolnej knajpy, prawda? Albo jedziesz samochodem a tu nagle korek. Stoisz, bębnisz palcami w kierownicę i rozglądasz się na boki. Patrzysz przez szybę do samochodu obok i od razu ci przychodzi na myśl „a co to za hetera, jakaś taka zniesmaczona, na pewno wkurzona na wszyskich dookoła”. Albo jeszcze inna sytuacja – w twojej firmie pojawia się nowy pracownik. Taki trochę niezguła, trochę wystraszony, ale kompletnie niegroźny. Jednak ewidentnie nie przypada do gustu jednej z twoich koleżanek, która wraz z jego pojawieniem się nie potrafi ukryć wrogości na swojej twarzy. I co najważniejsze, nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak to jej wrogie do niego nastawienie jest widoczne po minie, która się na jej twarzy na jego widok maluje.
Wszystkie powyższe przykłady mogą mieć ten sam mianownik: to odczytywanie wrogości z ludzkich twarzy i w odpowiedzi reagowanie własną wrogością. Problem leży jednak w tym, że wielu ludzi ma tendencje do odczytywania wrogości tam, gdzie tak naprawdę jej nie ma. Gdzie występuje neutralność, zamyślenie, lub jakakolwiek inna, ani pozytywna ani negatywna emocja. I niestety to zjawisko dotyczy sporego grona ludzi, co potwierdzają ostatnio przeprowadzone badania, które – wbrew zamierzeniom autorów przyniosły dość zaskakujący efekt. Badania przeprowadził zespół Alice Schermerhorn z Uniwersytetu Vermont w USA w marcu 2018 roku. Badanie polegało na zmierzeniu zdolności do odczytywania emocji ze zdjęć przedstawianych setce dzieci w wieku od 9 do 11 lat pochodzących z rodzin o zawyżonym stopniu małżeńskich konfliktów. Takich, w których istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że dzieci wielokrotnie były świadkami kłótni rodziców. Dr Schermerhorn założyła, że te dzieci – w porównaniu do dzieci z domów, w których rodzice nie kłócili się tak często – będą bardziej uwrażliwione na czytanie emocji z ludzkich twarzy. Dodajmy – we wszystkich konfiguracjach: pozytywnych, negatywnych oraz neutralnych. Okazało się jednak, że te dzieci przejawiają tendencję do mylenia neutralnych emocji z emocjami o potencjale negatywnym. Tam gdzie wskazane zdjęcia były neutralne dzieci często wskazywały wrogość, złość, gniew i wiele innych. Zachowywały się tak, jakby patrzyły na ludzkie twarze przez zniekształcone okulary, które z jednej strony odflitrowują, więc pomijają szczęście i radość, a z drugiej strony stają się wyjątkowo wyczulone na gniew, wrogość i złość, często odczytując je tam, gdzie tak naprawdę ich nie ma. Wniosek nasuwa się niestety dość jednoznaczny. Kiedy w dzieciństwie mamy do czynienia z ponadprzeciętnymi przykładami gniewnych, wrogich zachowań, to zaczynamy się na ich przejawy uwrażliwiać. Nasz mózg zaczyna podświadomie działać jak radar poszukując sygnałów wrogości nawet tam gdzie ich tak naprawdę nie ma. Ten nawyk zaczyna w naszym życiu pełnić funkcję mechanizmu obronnego. Wolimy zakładać że ktoś jest wściekły, zły czy wrogi, by na wszelki wypadek przygotować się do konfrontacji lub ucieczki. I to uwrażliwienie na wrogość każe nam widzieć złą minę lub reagować złą miną, nawet wówczas gdy nie ma tak naprawdę do tego najmniejszych przesłanek, Łatwo sobie wyobrazić skutki takiego nieuświadomionego nawyku. Po pierwsze poszukując wrogości na ludzkich twarzach i znajdując jej potwierdzenie sami reagujemy wrogością nawet o tym nie wiedząc. Żeby to zobrazować wyobraźmy sobie taką sytuację. Oto na skrzyżowaniu ulic dochodzi do jakiegoś małego, w rzeczywistości nieistotnego nieporozumienia. Ktoś za szybko wjechał na skrzyżowanie, ktoś inny odrobinę za późno. Dwaj kierowcy patrzą zatem na siebie i jeden z nich jest przekonany, że w minie drugiego odkrył potężną wrogość. W reakcji na swoje odkrycie sam reaguje wrogością, co z kolei nakręca tego pierwszego. Z głupiego, mało znaczącego zdarzenia wyrasta potężny konflikt – obaj wrogo nastawieni do siebie mężczyźni najpierw obrzucają się nawzajem inwektywami, a potem zaczynają obkładać pięściami. I dzieje się tak tylko dlatego, że jeden z nich błędnie zinterpretował neutralną minę drugiego. Albo drugi przykład – ten z koleżanką z pracy. W niewinnym i lekko przestraszonym nowym pracowniku zobaczyła wrogie nastawienie na twarzy. Zinterpretowała tę wrogość, jako zapowiedź rywalizacji i konfrontacji na co sama zareagowała wrogością, tyle że jej reakcja jest dla niej kompletnie nieświadoma. Chodzi więc po firmie i rozsiewa nienawistne spojrzenia nie zdając sobie z tego kompletnie sprawy. Takich przykładów można by mnożyć, bo spotykamy je każdego dnia. Aż strach pomyśleć ile konfliktów, sprzeczek, czy awantur nie musiałoby mieć miejsca, gdybyśmy nie przejawiali tendencji do błędnej interpretacji neutralnych min czy zachowań. Autorka tych badań wskazuje jednak, że problem jest daleko szerszy niż można by się było spodziewać. Twierdzi, że na przykład ludzie z zaburzeniami lękowymi również dostrzegają lęk tam gdzie nie ma doń powodów i błędnie klasyfikują neutralną ekspresję jako gniewną, lękliwą czy w ogóle negatywną. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynieni z ponadprzeciętnie częstą ekspozycją konkretnej negatywnej emocji będziemy mieli najprawdopodobniej również do czynienia z tendencją do błędnej interpretacji emocji neutralnych u innych osób. Wolelibyśmy tego nie przyznawać, prawda? Wolelibyśmy by ten problem był zarezerwowany tylko dla tych, którzy przeżyli traumatyczne dzieciństwo w domu wiecznie skłóconych i wrzeszczących na siebie rodziców. Jednak zjawisko to jest o wiele szersze. Badania są w tym wypadku bezwzględne – jeśli konkretną grupę społeczną zaczniemy przyzwyczajać do postrzegania wrogości ucząc ją, że określone zachowania czy wypowiedzi są wyłącznie wrogie, to prędzej czy później przedstawiciele tej grupy zaczną dostrzegać wrogoś tam gdzie jej nie ma. Prędzej czy później zaczną błędnie klasyfikować swoich wrogów i w reakcji na tę klasyfikację sami staną się wrogo nastawieni. Promocja wrogości nigdy żadnemu społeczeństwu się tak naprawdę nie opłaciła. Bo prędzej czy później stanie się destrukcyjna dla jego przedstawicieli niezależnie od tego, jakie intencje – pozytywne, neutralne czy rzeczywiście wrogie napotkają u swoich przeciwników. Niestety ten problem wciąż narasta i staje się widoczny nie tylko pośród politycznie zwaśnionych stron. Nie pojawia się wyłącznie u grup nie radzących sobie z agresją – kibiców zwaśnionych klubów, czy religijnych fundamentalistów. Zaczyna być przejmującą dominantą również u dzisiejszych kilkulatków. Jak zatrzymać ten proces – jak dokonać zmiany? Niestety wymaga to przepotężnej pracy, którą należy zacząć od samego siebie. Ilekroć bowiem zaczynamy interpretować czyjąś postawę czy minę jako wrogą najpierw powinniśmy sami sobie zadać pytanie, czy nasze postrzeganie nie jest zniekształcone przez nasze nieświadome nawyki uformowane w dzieciństwie, w mediach czy przed telewizorem. Nie zawsze bowiem to co poczytujemy za negatywne takie jest w istocie i czasem wystarczy delikatnie podważyć zaufanie do naszych własnych przyzwyczajeń by zacząć widzieć rzeczy nie takie jak nam podpowiada przeświadczenie, ale takie jakie być może rzeczywiście są. Co więcej, nawet jeśli zaklasyfikujemy wyraz czyjejś twarzy jako wrogi musimy stale pamiętać, że w reakcji na tę klasyfikację ta sama wrogość pojawia się na naszej twarzy, a stąd już krok do konfliktu. Konfliktu tak samo destrukcyjnego dla innych, jak i dla nas samych. Pozdrawiam