Jak sobie radzić z odrzuceniem? #31

Poczucie własnej wartości: definiowanie #30
14 sierpnia 2018
Selekcja – naturalna domena relacji #32
14 sierpnia 2018

Transkrypcja tekstu:

Witam na pierwszym mini-wykładzie po wakacyjnej przerwie. Tym razem przyjrzymy się odrzuceniu i temu, a w jaki sposób powoduje ono w nas spory, czasem nieznośny ból. Ale najpierw przywołajmy pewien eksperyment. Wyobraź sobie, że siedzisz w poczekalni lekarskiej przychodni. Oprócz ciebie znajdują się tam jeszcze dwie nieznane ci osoby, również czekające na wizytę. Nudno aż strach. I nagle jedna z tych osób wśród rozłożonych na stoliku starych gazet dostrzega małą gumową piłkę. Bierze ją do rąk i rzuca tej drugiej osobie. Obdarowany piłką uśmiecha się i odrzuca ją tobie. Ty podejmujesz tę zabawę i odrzucasz piłkę pierwszej osobie – tej która zapoczątkowała zabawę. Ta z kolei rzuca ją kolejnej. Teraz, kiedy przychodzi kolej na rzut do ciebie sytuacja się zmienia. Druga osoba otrzymawszy piłkę już nie odrzuca jej tobie, ale tej pierwszej osobie. Od tej chwili piłka jest już rzucana wyłącznie pomiędzy tymi dwiema osobami z pominięciem ciebie. Te dwie obce ci osoby rzucają pomiędzy sobą, a ty za każdym razem zostajesz pominięty. Co czujesz? Jest ci przykro? Twój nastrój się pogorszył? Otóż badania wykazują, że w tej sytuacji ludzie, których wykluczono z eksperymentu rzucania piłką czują pewien rodzaj emocjonalnego bólu, który pojawia się w sytuacji odrzucenia. Winch mówi tu nawet o bólu porównywalnym do ciosu pięścią w brzuch. Skąd się bierze ten ból? Dlaczego w sytuacji odrzucenia czujemy się tak fatalnie? Po pierwsze dlatego, że w nasze poczucie wkrada się bezradność. Przecież nie możemy przekonać kogoś na siłę, żeby nas polubił, zaakceptował czy odrzucił w naszą stronę piłkę. Nie mamy wpływu na ludzkie wybory, w tym na te, które są odpowiedzialne za budowanie z nami takich relacji, jakich byśmy sobie życzyli. Nic zatem nie możemy zrobić, nie możemy odwrócić biegu spraw i jedyne co nam pozostaje to być biernym obserwatorem tego, jak ktoś dokonuje takiego wyboru zachowań, w którym nasze uczestniczenie nie jest brane pod uwagę. Najprawdopodobniej źródło tego destrukcyjnego uczucia tkwi w naszej zamierzchłej przeszłości i należy do jednego z silniejszych atawizmów. Kiedy bowiem nasz przodek, jaskiniowiec był odrzucany przez plemienną społeczność, to odrzucenie skazywało go na olbrzymie niebezpieczeństwo i poważne zagrożenie przetrwania. W pojedynkę bowiem jego szanse zdobycia pożywienia, czy przetrwania niebezpieczeństwa malały praktycznie do zera. Zatem dla jaskiniowca odrzucenie przez plemię było jednoznaczne z wyrokiem śmierci. I mimo tego, że od obowiązywania takiej reguły minęły tysiące lat i świat się zmienił i odrzucenie, które jest nam czasem fundowane w niczym tak naprawdę nam nie zagraża, wciąż czujemy olbrzymi dyskomfort z nim związany, który to dyskomfort wielu naukowców porównuje z fizycznym bólem. Zrobiono nawet badania w tym względzie i okazało się, że wcześniejsze zażycie środka przeciwbólowego potrafi nieco złagodzić ból powstały po odrzuceniu. Nie mniej jest to doświadczenie dość bolesne, które wciąż daje nam się mocno we znaki i to niezależnie od tego, czy czujemy się odrzuceni przez kogoś, na kim nam zależy, czy też nie. W takich wypadkach ból rozchodzi się jednakowo po całym naszym systemie, zahaczając o wszelkie negatywne emocje, poczucie własnej wartości, potrzebę akceptacji i przynależności. Krótko mówiąc – kiedy jesteśmy na ten ból mniej odporni zaczyna zbierać olbrzymie negatywne żniwo. Wielu morderców po dokonaniu zbrodni deklaruje, że kierował nimi ból powstały po odrzuceniu. I dzieje się tak również w tych przypadkach, kiedy zabójcą jest nastolatek strzelający z karabinu do swoich rówieśników w amerykańskiej szkole. To tylko pokazuje skalę, w jakiej nie potrafimy sobie radzić z takim bólem. To co dzieje się wówczas w głowie przekracza wszelkie granice: pojawia się strach przed przyszłością wyrażany w rozpaczliwym pytaniu: „czy ktokolwiek kiedykolwiek mnie zechce”, „czy sobie jeszcze kogoś znajdę”, „czy ktoś mnie kiedyś w ogóle zaakceptuje”. Cała relacyjna przyszłość staje pod znakiem zapytania, bo urażone ego natychmiast bierze się za samobiczowanie, czym pogrąża odrzuconą osobę jeszcze bardziej spychając ją na dno rozpaczy. Pojawia się gniew i agresja, często obracająca się w zachowania autodetrukcyjne. To rodzaj kopania leżącego, z tą różnicą że czynimy to sami sobie. A najboleśniejsze kopniaki pochodzą z uogólnień: „to mi się zawsze zdarza”, „nikt mnie nigdy nie akceptuje”, czy „nie zasługuję na czyjeś zainteresowanie”.

Co zatem zrobić, kiedy poczujemy się odrzuceni? Kiedy jakaś osoba lub grupa osób nie rzuci w naszą stronę piłeczki? Albo mówiąc inaczej jaką autopsychologiczną pigułkę zastosować, by zadziałała lepiej niż nawet najsilniejszy lek przeciwbólowy? Prawdę powiedziawszy nie znam lepszego sposobu niż ten, w którym w każdej nawet najbardziej negatywnej emocji przede wszystkim staramy się odkryć zakodowaną tam informację. Jaka zatem może być informacja ukryta w odrzuceniu? Czego się właśnie o sobie i swym życiu dowiedzieliśmy? Ano kilku arcyważnych rzeczy. Przede wszystkim tego, że mogliśmy wcześniej popełnić błąd związany z naszą aspiracją. Czyli dążeniem do przynależności do określonej grupy bez uprzedniego sprawdzenia, czy na pewno grupa do której aspirujemy podziela nasze wartości, czy cechy osobowe jej członków są zgodne z naszymi, czy w tej grupie podzielane są nasze zainteresowania oraz czy istnieje zbieżność pomiędzy stylami życia. Tym naszym i tym, który obowiązuje w danej grupie – nie tylko jako obecny, ale także ten pozostający w sferze marzeń. Inaczej mówiąc – czy aby na pewno aspirujemy do przynależności do grupy tworzonej przez właściwych ludzi. Czy są zdolni do tego by oddać w zamian to, co im jesteśmy w stanie zaoferować? Czy ich system wartości jest zdolny do tego, by uznać nasz system wartości za równie istotny? Czy ich poziom świadomości: indywidualnej, czy społecznej rzeczywiście odpowiada naszemu? I nie chodzi tutaj o to, by po odrzuceniu pławić się w intelektualnej zemście pocieszając się myśleniem: „oni do mnie nie dorośli”, ale w tym by w miarę obiektywny sposób spojrzeć na całokształt tej sytuacji. Bo najczęściej zdarza się tak, że ludzie są odrzucani przez kompletnie niewłaściwe osoby i nie zdając sobie z tego sprawy niepotrzebnie się tym zadręczają. Nie wierzysz, że najczęściej tak się zdarza? To spróbujmy to pokazać na przykładzie: oto mały Jaś w podstawówce bardzo chce być zaakceptowany przez klasową grupkę popularnych uczniów. Ba… z nimi przecież każdy chce się znać, bo są popularni. To oni decydują kogo i gdzie zaprosić, z kim jest fajnie spędzać czas a z kim nie i kto jest odpowiednio śliczny na tyle, by się o jego względy starać a kto na to kompletnie nie zasługuje. I niestety w tej swojej społecznej decyzyjności  popularna grupa obśmiewa starania Jasia, wiecznie stawiając go do pionu i kompromitując przed resztą klasy. Jaś cierpi – zamiast kolegów hoduje w sobie kompleks niższości, a zamiast koleżanek marzenia o byciu zaakceptowanym. Ale najzabawniejsza przewrotka tej opowieści pojawia się dopiero po latach, kiedy już nie ma małego Jasia. Teraz jest Janek, dobrze zarabiający manager w dużej prężnej firmie, który co dzień idąc do pracy o ósmej rano mija siedzącego na ławce Wojtka. Janek ma garnitur, a Wojtek do połowy opróżnioną butelkę wódki w ręce. I mimo, iż kiedyś Wojtek był liderem popularnej klasowej grupy, Janek już nie czuje potrzeby by być jak Wojtek. Celowo przejaskrawiłem ten przykład, ale czy aby na pewno nie znasz podobnych sytuacji z własnego życia? Czy aby na pewno dawne aspiracje po latach nie okazywały się kompletnie nie trafionymi wyborami? Jest takie zdjęcie, które w początkach internetów robiło prawdziwą furorę. Nazywało się „impreza informatyków”. Tym wszystkim, którzy w danych czasach tarzali się ze śmiechu widząc tych czterech gości na zdjęciu polecam sprawdzić, kim ci panowie są teraz. To naprawdę potrafi całkowicie przewartościować cały nasz aspiracyjny system. Ale to dopiero początek działania autopsychologicznej tabletki przeciwbólowej. Kolejny etapem jest uświadomienie sobie, że nie jesteśmy już jaskiniowcami, a zatem odrzucenie nie skazuje nas na dożywotnią banicję samotności. Mimo iż nasze ego uwielbia uogólnienia, w rzeczywistości są one błędami kognitywnymi. Ludzie idący po trupach do celu lubią powiadać, że jeśli cię wyrzucą drzwiami to wejdź oknem. Gdzie tutaj tkwi błąd? Otóż w założeniu, że na całym świecie istnieją tylko jedne drzwi i jedno okno. Na włażenie przez okno po wyrzuceniu przez drzwi po prostu szkoda energii. Dużo mniej jej zużyjemy, kiedy zapukamy do innych drzwi. Takich, które otworzą się przed nami zapraszając z zachwytem do środka. Zaś jedyny szkopuł w tym by znaleźć właściwe drzwi. My tym czasem lubimy sobie ubzdurać, że właściwe są wyłącznie jedne. Nieprawda – na całym świecie istnieje niezliczona ilość drzwi. Są ich miliony i wyłącznie od naszej własnej kreatywności zależy, do których zechcemy zapukać. Jedne będą się otwierać powoli wpuszczając nas do środka ostrożnie, jak promień słonecznego światła, który o świcie powoli skrada się po podłodze. Inne otworzą się zasysając nas do środka jak niezła wichura. Możliwości jest nieskończenie wiele. Należy jedynie gromadzić informacje i nie lekceważyć żadnej z nich. Nie po to, by się autobiczować i zadręczać każdym, nawet najmniejszym odrzuceniem, ale wyłącznie po to, by na przyszłość nie tracić czasu na nietrafione aspiracje. I nie chodzi tutaj by nie mierzyć wyżej niż się obecnie znajdujemy. W mierzeniu wyżej nie ma niczego złego. Chodzi wyłącznie o to, by mierzyć wyżej, ale we właściwym kierunku. A właściwy kierunek jest wyłącznie jeden; to ten, który daje gwarancję nauki. Uczymy się przecież wyłącznie od mądrzejszych od siebie. Od głupszych co najwyżej dostaniemy poklask. A poklask zawsze wyznacza granicę naszego rozwoju. Kiedy się wokół rozlega, trzeba jak najszybciej uciekać.

Odporność na odrzucenie jest zarazem cechą wartościującą nas samych. Nie ma bowiem ludzi, którzy nigdy przez nikogo nie zostali odrzuceni. A jeśli tak twierdzą to oznacza, że albo wyparli to niemiłe doświadczenie, albo nie chcą się doń przyznać. Istotą jest branie lekcji nawet z najboleśniejszego odrzucenia i kroczenie dalej przed siebie. Paradoksalnie za każdym razem będąc silniejszym, a nie słabszym. Dobrze zrozumiane, zanalizowane odrzucenie zawsze powiększa naszą świadomość. A ta wyłącznie dodaje nam sił. Pozdrawiam.