„Domyśl się” – zapowiedź erozji relacji

Nadmierne wyjaśnianie – strzał w kolano poczucia własnej wartości
4 lipca 2025
Paradoks przyjaźni, czyli czy inni rzeczywiście mają więcej znajomych?
25 lipca 2025
Nadmierne wyjaśnianie – strzał w kolano poczucia własnej wartości
4 lipca 2025
Paradoks przyjaźni, czyli czy inni rzeczywiście mają więcej znajomych?
25 lipca 2025

Transkrypcja tekstu:

Jest sobie taki serial, w którym z każdym kolejnym sezonem coraz bardziej nie wiadomo o co chodzi i ma się wrażenie, że scenarzyści sami nie wiedzą dokąd ta cała historia zmierza. Chodzi oczywiście o serial „Rozdzielenie” z 2022, w którym – tu niestety musz odrobinę zaspojlerować – bohaterowie pojawiając się w pracy wsiadają do tajemniczej windy, w której następuje rodzaj przełączenia osobowości. W efekcie w pracy nie mają żadnych wspomnień, świadomości, czy wiedzy na temat ich życia prywatnego. Nie wiedzą kim są, z kim mieszają, jaki jest ich stan rodzinny. Po robocie zaś wsiadają do windy i na powrót stają się swoimi prywatnymi wersjami z prywatnym życiem, ale jednocześnie takimi, które nie mają żadnego pojęcia czym się zajmują w pracy, z kim pracują i jak im idzie. Można by powiedzieć że science fiction na pełnej korbie, nawet z dużą przewagą fiction nad science. Ale czy aby na pewno? Coraz większa część badaczy uważa bowiem, że wielu ludzi żyje w takim rozłączeniu, tyle, że nie potrzebują do tego żadnej windy czy wychodzenia z domu. Mieszkają ze sobą, wydają się związani rodzinnie, małżeńsko czy nawet zawodowo, a w rzeczywistości są relacyjnie rozłączeni. Tworzą relacje, które są relacjami wyłącznie z nazwy. Nie ma w nich elementu „my”. Są wspólnym spędzaniem czasu, aktywnością czy mieszkaniem dwóch pojedynczych elementów nieświadomych siebie nawzajem – i to zarówno pod względem emocji, potrzeb, czy pragnień, jak i pod względem jakości reakcji na rzeczywistość. Żyją w rozdzielonych związkach, w których wszelkie możliwe połączenia egzystują jedynie na papierze lub też w jakiejś nie do końca dopracowanej umowie wspólnej egzystencji, której nigdy nie aktualizują i która już od dłuższego czasu tak naprawdę nie ma żadnej wartości. Brzmi złowieszczo i przerażajaco, ale niestety najprawdopodobniej coraz więcej ludzi na świecie żyje ze sobą w ten właśnie sposób. To dużo bardziej powszechne zjawisko niż nam się wydaje, w którym żona nie zna tak naprawdę swojego męża i odwrotnie, w którym rodzice nie mają połączenia ze swoimi dziećmi, a znajomości wydają się zażyłe, ale tylko do czasu pierwszych trudności, kłopotów czy niepowodzeń, po których są szybko rewidowane i odchodzą w niebyt wobec wspólnego braku umiejętności stawienia im czoła. Aż się prosi o przykłady, prawda? Podsuwa nam je dr. Jennice Vilhauert – autorka książki „Myśl do przodu by wzrastać”. Co więcej mówi też o rozpoznaniu pierwszych jaskółek pojawiającego się rozłączenia. Oto na przykład jedna strona relacji – on czy ona – czuje się zraniona czymś co zaszło, podczas gdy druga strona relacji w ogóle nie ma pojęcia, że coś może być nie tak. Coś co dla jednej strony przekracza granicę jej wrażliwości czy też psychicznego dobrostanu drugiej stronie zupełnie umyka. Albo inny przykład z repertuaru Vlihauert: jedna strona relacji lubi wracać wspomnieniami do jakiegoś kluczowego dla niej intymnego momentu naładowanego silnymi pozytywnymi emocjami, podczas gdy druga strona w ogóle tego nie pamięta, nie przykłada do tego wagi czy też pamięta to emocjonalne wydarzenie zupełnie inaczej. Jako coś zwykłego, przeciętnie nudnego, nad którym to czymś nie ma się co roztkliwiać a już na pewno nie ma powodu by to pamiętać. Powyższe przykłady wydają się z pozoru banalne, ale mogą być istotną zapowiedzią relacyjnego rozłączenia. Sytuacji, w której w tej samej relacji zdają się obowiązywać dwie rzeczywistości i to nie tylko emocjonalne, ale też związane z wartościowaniem konkretnych obszarów życia, zasadności podejmowania takich a nie innych wyborów czy też widzenia przyszłości i przygotowaniami do jej nadejścia. W 2009 roku połączone siły naukowców z kilku uniwersytetów europejskich i amerykańskich przeprowadziły badania nad tzw. doświadczaniem wspólnej rzeczywistości, w których ustalono, że stanowi ono silną potrzebę spajającą relację, jednak sama wspólna rzeczywistość jest zawsze subiektywnie postrzegana. Obejmuje ona między innymi podobieństwo wewnętrznych stanów jednostek a nie jedynie podobieństwo ich obserwowalnych zachowań. Pojawia się w tych relacjach, w których obydwie strony są do niej odpowiednio wewnętrznie zmotywowane, w czego efekcie następuje udane połączenie z wewnętrznymi stanami innych ludzi. Mówiąc zaś wprost – doświadczenie wspólnej rzeczywistości, czyli to co nazywamy tutaj połączeniem zachodzi w tych relacjach, w których obydwie strony dążą nie tylko do tego, żeby mieć świadomość tego co dzieje się w systemie emocjonalnym i kognitywnym drugiej strony, ale również do tego by podzielać tę aktywność na szczerym i głębokim poziomie po swojej stronie. A to oznacza, że stabilność i trwałość relacji wymaga wzajemnego zainteresowania swoimi emocjami, świadomości ich źródeł oraz umiejętności współodczuwania tych emocji, nie tylko na poziomie deklaratywnym, ale przede wszystkim na poziomie sensorycznym. Co więcej naukowcy zwracają uwagę, że dzielenie wspólnej rzeczywistości jest czymś daleko szerszym niż jedynie empatia, przyjmowanie tej samej perspektywy widzenia rzeczywistości, czy ucieleśnioną synchronizacją. Jest połączeniem dwóch rzeczywistość w jedną nierozdzielną całość, co zaczyna wywierać konkretny wpływ na całą relację. I nie chodzi to o żadne wścibstwo, wtranżalanie się w czyjeś życie, czy odbieranie prywatności. Chodzi o taką relacyjną wspólną rzeczywistość, w której relacyjny element „my” staje się nadrzędny w stosunku do osobnych, indywidualnych elementów „ja” czy „ty”. Dopiero wówczas relacja staje się spełniona i trwała przynosząc korzyść, wsparcie czy radość obu jej stronom niezależnie od okresów życiowej niepogody. Oczywiście brak takiego złączenia jest często zapowiedzią rozpadu relacji ale o dziwo nie jest to regułą obowiązującą w każdej sytuacji. Istnieje bowiem wiele rozłączonych relacji, które mimo tego rozłączenia trwają, bo zostały spojone innymi czynnikami, które z punktu widzenia stron relacji mogą stanowić silną przeszkodę w usiłowaniu jej zakończenia. To może być wspólne wychowanie dzieci, więzy rodzic dziecko, czy wręcz związanie kontraktowe w przestrzeni zawodowej. Jednak jeśli tak się dzieje i relacja trwa mimo jej rozłączenia trzeba będzie za to zapłacić spory koszt. Podstawowym jest zawsze poczucie psychologicznej dezorientacji, rozczarowanie drugą osobą i żal wynikający z niespełnionych oczekiwań. Ale istnieją też silniejsze i bardziej długotrwałe efekty – jak narastające życiowe przygnębienie, zanik umiejętności prowokowania radości, czy poczucie beznadzieji przeradzające się z biegiem czasu w coraz większą zgorzkniałość. To wówczas w głowie pojawia się koncept o zmarnowanym życiu, przeradzający się czasem w rozpaczliwe próby ułożenia sobie życia na nowo z kimś, dzięki komu to życie ponownie nabierze blasku, I to się najczęściej rownież nie udaje, bo relacyjne rozłączenie działa jak oprogramowanie, które wtłacza ludzi w matrycę nawykowych zachowań opartych wyłącznie o element „ja” z zupełnym pominięciem możliwości pojawienia się elementu „my”. Jednak relacje, w których nigdy nie było połączenia, w których nigdy nie istniała wspólna rzeczywistość nie są jedyne. Dr Jennice Vilhauert przekonuje, że nawet w tych relacjach, które zaczynały z poziomu połączenia, czy w których takie połączenie na początku trwania relacji udało się wytworzyć może nastąpić zjawisko stopniowej erozji wspólnej rzeczywistości. Na przykład wówczas kiedy z biegiem czasu każda ze stron relacji zaczyna wykształcać zupełnie różne, indywidualne filtry emocjonalne blokujące przyjęcie czy też zrozumienie emocji drugiej osoby. Innym powodem może być rozrost luk komunikacyjnych, czyli sytuacja, w której w danej relacji zaczyna dominować koncept „domyśl się”, coraz częściej zastępujący szczerą rozmowę o potrzebach, uczuciach czy stanach mentalnych. Erozja połączenia może być również następstwem regularnie powracającej, a więc nierozwiązanej traumy z przeszłości, najczęściej z dzieciństwa, która zaczyna przejmować zarządzanie nad systemem emocjonalnym jednej ze stron relacji. Zresztą przyczyn może być całkiem sporo i nie chodzi tu o to, by starać się w jakiś cudowny sposób ich uniknąć, ale wyłącznie o to by je w porę zauważyć i w taki sposób kalibrować relację, by pomimo oporu sytuacji wciąż utrzymywać istnieje połączenia. Tyle, że – jak wykazały wspomniane badania trzeba tego na głębokim wewnętrznym poziomie po prostu chcieć. A to jeden z podstawowych warunków, który musi być spełniony byśmy jako społeczeństwo mogli o sobie mówić czy umiemy, czy też nie umiemy w relacje, co jak zwykle pozostawiam do weekendowego lub też wakacyjnego przemyślenia.
Pozdrawiam