
Luka w ambicjach
2 lipca 2025
„Domyśl się” – zapowiedź erozji relacji
18 lipca 2025
Transkrypcja tekstu:
Jednym z istotnych elementów naszych interakcji społecznych jest sposób, w jaki wyjaśniamy innym powody, dla których postąpiliśmy inaczej niż to, w jaki sposób ci inni oczekiwali że postąpimy. I niestety właśnie ten mechanizm jest jednym z kluczowych elementów spajających naszą konstrukcję poczucia własnej wartości lub też odpowiedzialny za to, że z czasem staje się coraz mniej stabilna powodując spadek samooceny i towarzyszącego mu poczucia pewności siebie. Problem w tym, że najczęściej nie widzimy tej zależności, bo przykrywa ją kulturowy skrypt, w którym nasze samostanowienie stawiamy na szali uczynienia przykrości bliskim, przyjaciołom, czy współpracownikom, która to obawa jest na tyle silna, by odsunąć z pola widzenia nas samych. A to kosztowna operacja, którą wykonujemy na własnym żywym organizmie i której skutki mogą być daleko większe niż może nam się wydawać. Pokażmy ten mechanizm na przykładzie. Oto Anka, która miała się spotkać na wieczornej balandze z kilkoma przyjaciółkami, ale nie poszła na to spotkanie i to z kilku konkretnych powodów. Nie czułaby się tam dobrze, bo jakoś nie podchodzi jej obgadywanie swoich mężów, a to zawsze zajmuje koleżankom większość czasu rozmowy i zapewnia podstawową rozrywkę wieczoru. „To co ci nie pasuje powiedz swojemu chłopu a nie nam” – ma zawsze zamiar wykrzyknąć w takich sytuacjach, ale jakoś nie starcza jej odwagi. Do tego alkohol i coraz głupsze dowcipy wprowadzają ją w przygnębienie, którego woli uniknąć. Dlatego nie poszła. Ale na drugi dzień spotyka jedną z biesiadujących wczoraj kumpeli i od razu staje przed potrzebą odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego wczoraj nie przyszłaś?” „Wiesz – odpowiada Anka – wczoraj akurat miałam jazdę w pracy, nawarstwiło się wiele problemów do pilnego rozwiązania i pomyślałam, że w tych nerwach nie byłabym chyba dla was dobrym kompanem do zabawy. A wiesz jak to jest zepsuć komuś imprezę swoim dołem. Wiem, że to było dla was ważne spotkanie i może jakoś to spróbuję naprawić. Może umówimy się wkrótce na kawę…” Tu zostawmy dwie rozmawiające koleżanki, bo zaczynamy powoli dostrzegać ten mechanizm, prawda? Bohaterka tej historii składa obszerne wyjaśnienia swojej decyzji, trochę klucząc i trochę unikając sedna, ale najważniejsze jest to, że zupełnie dla niej niepostrzeżenie wyjaśnienie swojej nieobecności na imprezie przerodziło się w negocjacje kolejnego spotkania. A więc, by złagodzić ocenę swojej nieobecności na spotkaniu, na które nie miała najmniejszej ochoty obecnie proponuje… kolejne spotkanie, na które tak naprawdę również nie ma ochoty. A wszystko w rodzaju samoobrony, którą stosuje by chronić zarówno swój obraz w oczach koleżanki, jaki i swoich własnych, by przed samą sobą nie wyjść na wredną nieczułą ma czyją przykrość egoistkę. To pokrętne myślenie jednak nie może przynieść skutku, bo kiedy tylko Anka zostanie sama jej wewnętrzny krytyk rozsierdzi się w jej głowie, tyle że akurat teraz nazywając ją tchórzem i melepetą będzie miał niestety rację.
Oczywiście przykład imprezy koleżanek to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo tłumaczymy się z naszych decyzji w tak wielu interakcjach społecznych, że już nawet przestaliśmy na to zwracać uwagę. A to w relacjach zawodowych i to zarówno w strukturach pionowych, jak i poziomych, w relacjach rodzinnych, w związkach partnerskich, jak i pomiędzy rodzicem a dzieckiem, jak również w relacjach dużo dalszych niż te najbliższe. A wszystko w nadziei na to, że nie utracimy czyjejś akceptacji, że nie sprawimy komuś przykrości, że nie wyjdziemy na odszczepieńca izolującego się od świata i innych. Czasem w składanych wyjaśnieniach naginamy rzeczywistość, skrywamy swoje rzeczywiste motywacje, a czasem nie używamy kłamstwa ale czegoś równie rujnującego naszą wartość w naszych oczach: nadmiernego, z gruntu nie potrzebnego, intensywnego wyjaśniania naszych decyzji, które od tłumaczenia się dzieli zazwyczaj cienka czerwona linia, która najczęściej i tak jest przekraczana. Ktoś pyta, czemu czegoś nie zrobiliśmy, bo liczył że to zrobimy, a my czujemy się przyparci do muru, jak w policyjnym pokoju przesłuchań z biurkową lampą celującą prosto w oczy. I wtedy pojawia się demon potrzeby natychmiastowego wyjścia z nieprzyjemnej sytuacji i wyrównania wszystkich strat, które domniemanie komuś naszym zachowaniem przynieśliśmy. Jakbyśmy chcieli zadośćuczynić za wyrządzoną krzywdę oferując sowity naddatek, przeprosiny i obfite wyjaśnienie naszych decyzji. Im zaś obficiej wyjaśniamy, tym bardziej przyzwyczajmy naszych bliskich, przyjaciół czy współpracowników, by zawsze tak obfitych wyjaśnień się po nas spodziewać. Bo jak ktoś się tłumaczy, to sam akt tego tłumaczenia osłabia jego autonomię otwierając drzwi do wywierania na niego nacisku, w efekcie którego będzie się czuł zobowiązany zachowywać tak, jak się od niego oczekuje, a nie tak, jak sam by sobie tego życzył. Stephanie Sarkis, autorka książki „Uzdrowienie z toksycznych relacji” przekonuje, że ludzie stosują nadmierne wyjaśnienie, bo zostało ono wypracowane w dzieciństwie jako rodzaj strategii przetrwania – szczególnie w rodzinach dalekich od emocjonalnej stabilności. Wówczas pełna klarowność własnych decyzji stawała się formą samoobrony, by uniknąć kary za odstawanie od oczekiwań i by złagodzić reakcję emocjonalną tych, których oczekiwania w ten sposób zostały zniweczone. To rodzaj zdobycia aprobaty, by finalnie zabezpieczyć się przed odrzuceniem. Jednak ta sama strategia przeniesiona na dorosłe życia zaczyna stawać się sporym problemem. I tutaj mamy do czynienia z dwoma obszarami efektów. Pierwszy to obszar zewnętrzny, w którym środowisko osoby stosującej nadmierne wyjaśnienie swoich decyzji zaczyna poczytywać tego typu zachowania, jako ujawniające jakiś rodzaj słabości, podporządkowania czy dyspozycyjności, która aż się prosi o wykorzystanie. Łączy się z tym utrata szacunku ośmielająca środowisko do uruchomienia nadmiernych oczekiwań. Pokażmy to na przykładzie: oto Zenek zwraca się do Antka by ten, jego i jego cała rodzinę podrzucił samochodem nad morze. Sęk w tym, że obaj mieszkają w Rzeszowie. Antek zaś odmawiając tej – co tu dużo mówić: sporej przysługi – zaczyna gęsto się tłumaczyć i wyjaśniać wszystkie przyczyny swojej odmowy: „Wiesz, nie dam rady w tym tygodniu, bo mam sporo zajęć, bo akurat tak się złożyło, że….” I tu pada cała masa różnych informacji potwierdzających, dlaczego akurat w tym tygodniu taka podwózka jest niemożliwa. Jak zareaguje Zenek? Czy może powie: „nie ma sprawy, stary, jakoś teraz ogarniemy, ale za dwa tygodnie śmigamy na weekend do Berlina, to wtedy się zrehabilitujesz i nas podwieziesz”. Drugi zaś obszar dotyczy planu wewnętrznego, na którym nadmiernie wyjaśniający zaczyna się borykać z późniejszą autopretensją, że nie załatwił sprawy odmowy w taki sposób, by raz na zawsze wyzwolić się z oczekiwań innych. Pojawia się poczucie winy i wstydu, które z kolei uruchamiają cała kawalkadę samobiczujących emocji. Finalnie poczucie własnej wartość leci w dół, tym bardziej, że nadmierne wyjaśnienie – jak pisze Sarkis – często kończy się negocjacjami spod znaku „nie teraz, ale może później jakoś to wynagrodzę” co jest skrzętnie wykorzystywane przez innych, odbierających tego typu strategie jako słabość. Oczywiście wiele osób ze strategią nadmiernych wyjaśnień w końcu ucieka w kłamstwo, bo uznają to za jedyny sposób obrony przed oczekiwaniami i ewentualnymi wynikającymi z nich pretensjami. Wtedy oczywiście jest jeszcze gorzej, bo kłamstwo nie gasi wewnętrznego wstydu, a jedynie do już buzujących emocji dokłada lęk przed wykryciem prawdy.
Nadmierne wyjaśnienie zawsze pozbawia nas energii, bo potrzeba tłumaczenia swoich decyzji podpala poczucie autonomii, a ta z kolei jest nam niezbędna do zbudowania solidnych fundamentów własnej wartości. Jak się pozbyć tego typu zachowań? Krokiem milowym jest uznanie, że szczegółowe wyjaśnienie naszych decyzji nie jest naszym obowiązkiem wobec nikogo. Prawo do dokonywania konkretnych wyborów nie wymaga usprawiedliwienia i dotyczy to również tych sytuacji, w których nasze decyzje mogą innym nie przypaść do gustu. Tym bardziej, że dla wielu zawiedzionych oczekiwań nasze wyjaśnienie tych zawodów i tak nigdy nie będzie wystarczające. Ludzie filtrują nasze decyzje przez własne filtry, na które w zdecydowanej większości nie mamy wpływu. Podobnie jak nie mamy wpływu na to, jakie tak naprawdę obrazy w swoich głowach na nasz temat konstruują. Jedyny zaś wpływ mamy na to, by uznać, że to wyłącznie ich problem.
Pozdrawiam
