Nie musisz wybaczyć

Hodowla squatersów w twojej głowie
30 maja 2025
Czy ktoś, kto Cię raz oszukał, oszuka Cię ponownie?
6 czerwca 2025
Hodowla squatersów w twojej głowie
30 maja 2025
Czy ktoś, kto Cię raz oszukał, oszuka Cię ponownie?
6 czerwca 2025

Transkrypcja tekstu:

„Nie zaznasz spokoju dopóki nie wybaczysz” – te słowa padły w jednym z gabinetów psychologicznego wsparcia, w którym Kasia odbyła już kilkadziesiąt wizyt. I tym razem jednak jak zwykle polały się łzy. Bo jak tu wybaczyć swojemu oprawcy jednocześnie mając świadomość, że swoimi manipulacjami, władzą i egocentryzmem zmarnował jej ostatnie siedem lat życia. To była jej pierwsza praca, do której przychodziła z nadzieją na realizację pięknych marzeń, Wszystko właściwie było wymarzone – firma, uznawana za wiodącą na rynku, prestiżowa branża, do której inni nie mogli się dopchać i w końcu zapowiedź rozwoju w dynamicznym zespole, która akurat tym przypadku wydawała się nie tylko wyświechtanym HRowym hasłem. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Harówa za grosze i wieczny stres, czy szef psychopata nie wymyśli znowu jakichś niestworzonych idiotyzmów, które trzeba będzie realizować świecąc oczami przed klientami i za które zawsze jest się odpowiedzialnym. Do tego nieustanne obietnice awansu czy premii które nigdy się nie spełniły i ta wieczna zazdrość o czas wolny. Jakby ten psychopata nie mógł znieść, że ktoś może mieć ochotę na prywatne życie i wrąbywał się we wszystko zawłaszczając czas wyłącznie dla siebie. W te siedem lat legły w gruzach trzy związki, bo partnerzy Kasi nie byli w stanie konkurować o nią z jej dominującym szefem. Zresztą byłoby co wymieniać przez kolejne godziny. Ale po co, skoro to tylko rozgrzebuje tę jątrzącą się ranę, która od lat nie chce się zagoić. Zmarnowane siedem lat pełne stresu, wyzysku i zamordyzmu ubranego w piękne słówka i troskę o wizerunek, byle nikt z poza firmy nie dowiedział się jaki ten niby wspaniały przedsiębiorca jest naprawdę. Kasia nie była jedyna, w ciągu tych lat przez firmę przewinęło się kilkadziesiąt osób i żadna nie odeszła finalnie w zgodzie. I co wszyscy mamy mu wybaczyć. Kasia, Robert, Anka, Zygmunt, Paweł itd. Co to w ogóle znaczy wybaczyć – wybucha na terapeutycznej sesji Kasia – czy to znaczy, że powinnam go teraz poklepać po pleckach, powiedzieć: „grzeczny chłopczyk, nic się nie stało” i kupić mu ciastko? Czy może oznacza to, że trzeba zaakceptować, że koledzy i koleżanki ze studiów w ciągu tych siedmiu lat w innych firmach dorobili się awansu, oszczędności i mogli bez przeszkód zbudować własne relacje, którymi się cieszą po dziś dzień, a ci którzy trafili pod skrzydła tego manipulanta nie zasługują na żadną z tych rzeczy?
Wybaczenie to nie jest łatwa sztuka, tym bardziej, że ile systemów, badań i idei tyle definicji co ono tak naprawdę oznacza. A im więcej definicji tym zawsze zwiększa się prawdopodobieństwo, że nikt tak naprawdę tego do końca nie wie. Są tacy, którzy uważają, że akt wybaczenia jest jednocześnie aktem zatarcia winy. Rodzajem nowego otwarcia, w którym uznaje się, że to co było przedmiotem wybaczenia po prostu nie miało miejsca, dzięki czemu dawny sprawca, może z czystą kartą ruszyć w świat. Jeszcze inni uznają, że wybaczenie to rodzaj akceptacji gry, w którą gramy z innymi ludźmi i w której raz się przegrywa a raz wygrywa. Raz otrzymuje ciosy, a raz się je wyprowadza, a wszystko ku chwale życiowej edukacji mającej nam zapewnić odpowiedni poziom wzrostu. Jeszcze inna opcja uznaje, że wybaczenie to zaprzestanie noszenia w sobie urazy, złości o to co się wydarzyło czy gniewu i że dopóki się nie wybaczy to ten gniew nie może opuścić systemu. A zatem nie wybaczywszy skazujemy się w tej koncepcji na wieczny gniew, który w końcu musi nas doprowadzić do życiowego zgorzknienia. I jedynym wyjściem, jedyną ulgą, która jest przestawiana jako antidotum na gniew jest obmyślana w urazie zemsta, której zadaniem ma być wyrównanie rachunków. Myśl o zemście więc przynosi ulgę, ale nie kończy gniewu, a wydaje się on być jedynie łatwiejszy do przeżucia, kiedy wyobraźnia podpowiada obrazek oprawcy biczowanego czy krojonego na plasterki na oczach wiwatującej gawiedzi. Kiedy zaś dochodzi do zemsty, to niestety o żadnym wyrównaniu rachunków nie ma zazwyczaj mowy, bo zemsta nosi w sobie zawsze pewien naddatek przekraczający jej adekwatność do rzeczywistsego czynu, który to naddatek wywołuje kolejną potrzebę zemsty, ale tym razem z drugiej strony. To właśnie w ten sposób zwaśnione gangi wyrzynają się do ostatniego żołnierza i finalnie nie ma już komu na cokolwiek się gniewać.
W sumie można by próbować rozstrzygnąć dylemat wybaczenia kierując się jakimś systemem religijnym, ale tu może się pojawić nieco dezorientacji, kiedy na przykład na kartach jednej świętej księgi czytamy, że trzeba wybaczyć swoim wrogom, gdyż nie wiedzą co czynią, po czym kilkanaście stron dalej pojawia się zdanie „oko za oko, ząb za ząb”. Co można interpretować, w ten sposób że i owszem warto wybaczyć, ale najpierw sprać na kwaśne jabłko, co w akcie wybaczenia znacznie powinno pomóc. Podsumowując: od lat przekonuje się nas, że mamy w sumie jedynie dwie opcje. Po jednej stronie osi jest więc wybaczenie (przy zastosowaniu dowolnej akurat religijnie czy psychologicznie proponowanej techniki), co ma zapewnić pozbycie się gniewu, zaś po drugiej stronie osi brak takiego wybaczenia na stale związany z długotrwała urazą, gniewem i syceniem się wizją zemsty, która ostatecznie również ma zapewnić pozbycie się gniewu. I tu pojawia się dylemat wybaczenia: czy na pewno trzeba albo wybaczyć, albo się zemścić żeby pozbyć się gniewu? Amanda Ann Gregory, autorka książki „Nie musisz wybaczać” przekonuje, że istnieje inna droga. Wprawdzie książka nowiutka, bo zaledwie z lutego tego roku, ale idea głoszona przez jej autorkę nie koniecznie musi być szokująco nowa, za to na pewno intrygująca. Otóż autorka twierdzi, że żadne ze znanych jej badań (i tu potwierdzam, że również sam na takowe nie trafiłem) nie dowodzi, że akt przebaczenia jest korzystny bezwględnie i za każdym razem, kiedy udaje się nam go dokonać. A stąd prosty wniosek – to że inni nas przekonują o zbawczej roli wybaczenia jeszcze nie oznacza, że tak w istocie jest. Bo przecież łatwiej się mówi o wybaczeniu niż wybacza. Dużo łatwiej jest perorować znad wykładowego pulpitu do zgromadzonych widzów o świętości wybaczenia niż samemu tej świętości skosztować. Łatwiej przekonywać o wybaczeniu swoich uczniów zebranych w aśramie, kiedy jest się wschodnim mistrzem z obowiązkową długą siwą brodą, niźli samem wybaczyć cokolwiek, co widać po tych uczniach, którzy nie kłaniali się swojemu mistrzowi wystarczająco nisko, przez co wylecieli z społeczności z prędkością światła i na wysokości lamperii. A już najłatwiej jest naciskać na kogoś by coś komuś wybaczył, kiedy nas samych to nie dotyczy.
Tymczasem istnieje inna droga. Droga w której nie dokonujesz żadnego przebaczenia, ale jednocześnie odpuszczasz lgnięcie do urazy. Wydaje się to trudne do zrozumienia, nie dlatego że jest trudne, ale dlatego, że od stuleci nikt nie promuje tego rozwiązania. A rozwiązanie jest proste. Nie przebaczam ci tego co mi uczyniłeś czy uczyniłaś, idę swoją drogą i jednocześnie nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia. Nie mam zamiaru ci szkodzić, ani się na tobie mścić. Chcę się pozbyć ciebie z mojego życia, ale też nie mam zamiaru myśleć o tobie dobrze. W ogóle nie mam zamiaru o tobie myśleć. Kiedy jednak pojawisz się w moje głowie to wiedz, że spoczywasz tam w zakładce złych ludzi, których się omija szerokim łukiem i na myślenie o których szkoda tracić czasu i energii. Nie noszę w sobie urazy, gniewu, żalu czy chęci zemsty. Przyjmuję to co się stało jako przeszłość, która minęła, z której biorę lekcję na przyszłość i w której nie zamierzam się babrać. Nie obchodzi mnie roztrząsanie co się wydarzyło, dlaczego się wydarzyło i z jakich przyczyn. Mam na to wyrąbane. Tak samo jak mam wyrąbane na ciebie mój dawny oprawco. Nie szukam zemsty, bo największą zemstą jaką można sobie wyobrazić jest to, że kiedy ktoś cię pozna, to ostatnią rzeczą, która mu przyjdzie do głowy jest pomyśleć, że chciałby być kimś takim jak ty. Nikt nie chce być tobą. Sam się musisz z tym męczyć. Ale to już mnie nie dotyczy. Weź zatem oddal się w pośpiechu i ciesz się podróżą.
Oczywiście drogi widzu nie musisz się sugerować powyższymi komunikatami, bo to jedynie moja luźna interpretacja koncepcji Amandy Ann Gregory. Ty możesz wykrzesać z siebie własne koncepty za pomocą których obsłużysz brak wybaczenia z jednoczesnym brakiem gniewu. Bo to zawsze musi być indywidualny wybór, jeśli twoja wewnętrzna narracja ma odnieść skutek. I oczywiście nie namawiam tutaj nikogo by poszedł tą drogą. To jedynie próba pokazania, że w efekcie presji na wybaczenie nie koniecznie trzeba wybierać wyłącznie pomiędzy jego dokonaniem, a gniewem. Istnieje inna droga. Ty decydujesz.
Pozdrawiam