Językowe poślizgi, czyli czy ja to naprawdę powiedziałem?

Jazda na obcym tempomacie
31 marca 2025
Chciwość społeczna
11 kwietnia 2025
Jazda na obcym tempomacie
31 marca 2025
Chciwość społeczna
11 kwietnia 2025

Transkrypcja tekstu:
Zacznijmy od przykładu ale tym razem z życia, o którym słyszałem z pierwszej ręki, czyli bohaterki tej opowieści. Otóż kiedyś dawno dawno temu na pewnym firmowym zebraniu wypowiedziała ona pewne zdanie w sposób, w który nie chciała go wypowiedzieć. Wystąpienie dotyczyło mobilności firmy i zawierało zdanie, którego fragment miał brzmieć „trzeba się ruszać”. No i wypowiedziała to zdanie pełną piersią tyle, że wspomniany fragment zabrzmiał „trzeba się ruchać”. Nastała cisza. Delikatnie mówiąc nieco żenująca. Każda sekunda tej ciszy wydawała się wiecznością, a w głowie bohaterki tej przygody dudniło pytanie, które zadawała sama sobie: „czy ja to naprawdę powiedziałam?” Nie mogła w to uwierzyć, bo przecież po pierwsze chciała powiedzieć coś innego, a po drugie ona nie używa takiego sformułowania w kontekście aktu seksualnego. I owszem w prywatnych rozmowach, na przykład w sprośnych żarcikach po kieliszku zdarza się jej wypowiedzieć terminy, którymi określany jest akt seksualny, czy też to, że ktoś kogoś oszukał, ale akurat tego słowa po prostu nie używa, bo wychowała się w środowisku, w którym funkcjonowały na to zupełnie inne określenia. Skąd zatem się to wzięło? I to jeszcze w takich okolicznościach? Przed pracownikami, przed którymi przecież chciałaby wyjść na kogoś, kto ma nieco więcej w głowie niż wiadomo co. I co teraz się stanie, jak na przykład wśród słuchaczy znajdzie się jakaś złośliwa jednostka i wyskoczy z tekstem w stylu „głodnemu chleb na myśli, co?”, albo z czymś jeszcze gorszym, co przekieruje uwagę uczestników zebrania na rejony, z których raczej trudno będzie się bez szwanku wydostać? Na szczęście grupa była na tyle wyrozumiała, że puściła to mimo uszu, pani się poprawiła, odchrząknęłą i jakoś przez tę katastrofę przebrnęła.
Kiedy jednak przyjrzeć się tego typu przejęzyczeniom od strony nauki to, to co znajdujemy na początek poszukiwań nie napawa nas optymizmem. Otóż niezmordowany i wciąż w tym kontekście przywoływany Zygmund Freud nauczył nas myśleć, że tego typu językowe wpadki są reprezentacją tzw utajonej dyspozycji celu, co na tyle wryło się nam w społeczną świadomość, że do dzisiaj używamy określenia „freudowskie przejęzyczenie”, które od razu autora takiej wpadki, jak przytoczona wcześnie, stawia pod ścianą wkładając mu w głowę demona żądzy, który tylo czeka na uwolnienie. Bo idąc tropem Freuda przyjmuje się, że taka wpadka reprezentuje coś, co skrywa się w na głębszym, bardziej odpowiadającym prawdzie poziomie myślenia i odsłania jakiś rodzaj rzeczywistych koncepcji, które w ten sposób wychodzą na światło dzienne. A zatem uznaje się, że za takimi błędami skrywa się jakaś psychologiczna przyczyna. Czy rzeczywiście tak jest, że kiedy zdarza nam się taka językowa wpadka nazywana tu i ówdzie poślizgiem języka, to odsłaniamy w ten sposób jakąś skrywaną dotąd cząstkę siebie, swoje rzeczywiste i jednocześnie ukryte nastawienie, osąd czy rodzaj myślenia? By spróbować odpowiedzieć na to pytanie przyjrzyjmy się innemu przykładowi – oto dwie przyjaciółki siedzą przy kawie i uroczo sobie rozmawiają. Najpierw Ania opowiada o nowo zdobytej posadzie w miejscowej gazecie, a potem Beata o tym, że w firmie deweloperskiej, w której pracuje właśnie podpisano kontrakt na budowę nowego mikro osiedla. „No właśnie – nagle reflektuje się Beata – a może byście się tym zainteresowali?” „Ale kto i czym?” – niezrozumiała Ania. „No tym naszym osiedlem, wy w tym waszym szmatławcu”. Nastaje cisza. Znajomo niezręczna. Po czym Beata szybko się wycofuje „przepraszam, nie wiem czemu tak powiedziałam, ja tak naprawdę nie myślę”. Czy powyższa sytuacja też kwalifikuje się do freudowskiego przejęzyczenia? Czy to zdanie wypowiedziane przez Beatę odsłania co tak naprawdę myśli o gazecie w której pracuje Anna? I w końcu czy aby na pewno te dwa przykłady dotyczą tego samego efektu i mogą być tłumaczone „freudowskim przejęzyczeniem”?
Otóż współczesna nauka twierdzi coś zupełnie innego i na dodatek swoje twierdzenia popiera dosyć licznymi badaniami. Chyba najważniejszych z nich i jednocześnie przełomowych dokonał zespół pod kierunkiem profesora Gary’ego Della z Uniwersytetu Illinois. Już w jednym ze swoich pierwszych badań z 1981 roku nad błędami językowymi odkrył pewną prawidłowość, która pojawia się w takich błędach językowych, jak ten doświadczony przez bohaterkę pierwszej historii. Otóż okazało się, że tego typu poślizgi językowe, czy też przejęzyczenia powstają w efekcie błędnego porządkowania dźwięku, w skutek czego występują podstawienia części lub całości podobnie brzmiących słów. W tej teorii więc czymś zupełnie innym jest powiedzenie „ty stara niedomyta prukwo” zamiast „jak ładnie dziś wyglądasz”, a czymś innym pojawienie się w wypowiedzi podobnie brzmiącego słowa zamiast właściwego, ale o innym znaczeniu. To drugie właśnie stało się przedmiotem badań profesora Della, którym niezmordowanie oddaje się od już prawie czterdziestu pięciu lat. Warto się przyjrzeć jego ustaleniom, bo mogą nam wiele wyjaśnić.
Dell wskazuje, że produkcja słów, czyli to w jaki sposób nasz mózg przekłada myśli na komunikaty słowne korzysta z mechanizmu udźwiękowienia, który angażuje jednocześnie trzy niezależne sieci – semantyczną, leksykalną i fonologiczną. By zaś przełożenie myśli na słowa stało się możliwe wszystkie te trzy sieci muszą ze sobą współpracować. Najpierw semantyczna musi podjąć decyzję, jakie słowo odda najlepiej znaczenie, które jest do przekazania, w czym musi posiłkować się właściwościami sieci leksykalnej, która niejako podaje do wykorzystania wyłącznie ten zasób słów, który jest w jej posiadaniu. Następnie do akcji wkracza sieć fonologiczna, decydując o tym za pomocą jakich dźwięków, czy ich zbitek dane słowo zostanie wypowiedziane. Ale to nie wszystko – jak już zostały wybrane słowa i dźwięki, z których mają być zbudowane, to znowu wracamy do sieci semantycznej, by wybrane słowa uporządkować w zdanie, które również musi oddawać sens wypowiedzi, a na dodatek musi być w miarę poprawne. Jednak to co odkrył Dell to fakt, że te trzy wspomniane sieci w trakcie naszej mowy mocno ze sobą konkurują, niejako ścigając się o pierwszeństwo. To zaś powoduje, że na przykład sieć fonologiczna wstawia dźwięk w słowo, zanim całość zaaprobuje sieć semantyczna. I tak chcemy powiedzieć: „zamyśliłem się widząc jak piesi podskakują na ulicy”, a złoścliwa i nadgorliwa sieć fonologiczną zamiast dźwigu „si” wstawia dźwięk „rsi” i zdanie brzmi: „zamyśliłem się widząc jak piersi podskakują na ulicy”. I oczywiście słuchacze mają ubaw, my zaś toniemy w żenującej ciszy zastanawiając się jak wybrnąć z oskarżeń, że jedyne co nas na ulicy interesuje to podpatrywanie falujących kobiecych biustów. A w rzeczywistości padamy ofiarą nie żadnej ukrytej żądzy i piersiowej obsesji i tęsknoty za matką, co oczywiście wielce ucieszyło by Freuda, ale tak naprawdę konkurencji sieci, które chcąc jak najszybciej odwalić robotę wślizgują nam w wypowiedzi słowa, które brzmią podobnie do właściwych, zamieniając znaczenie tego co mówimy w absurd, który jednak potrafi rozbawić gawiedź i Freuda.
Ale Dell to nie jedyny badacz naszych językowych wpadek. Późniejsi badacze ustalili kolejne rewelacje. Okazuje się na przykład, że w naszej mowie popełniamy średnio dwa błędy na każde tysiąc wypowiedzianych słów, co oznacza, że w tym krótkim miniwykładzie statystycznie powinienem się przejęzyczyć trzy razy, by zmieścić się w średniej. Kiedy zaś naukowcy zmierzyli średnią ilość słów wypowiadanych przez nas w ciągu dnia, to wyszło im, że nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdybyśmy takie przejęzyczenia odstawiali aż dwadzieścia razy dziennie. A to oznacza, że w naszym języku i ludzkiej średniej aktywności są one po prostu normą, zaś przypisywanie im dodatkowych znaczeń i jakiegoś podświadomego ujawniania skrywanych kosmatych myśli jest po prostu nieuprawnione i często głęboko krzywdzące dla ludzi, którym się zdarzają. Kiedy więc ci się zdarzą nie pomijaj ich milczeniem, bo to dodatkowo wzmoże podejrzliwość twoich słuchaczy i Freuda zza grobu. Najlepszym wyjściem jest dystans i poczucie humoru, którym możesz jeszcze dowcipniej skomentować językowy poślizg, przebijając śmieszność czy domniemane znaczenie samego przejęzyczenia. A kiedy jesteś świadkiem takich przejęzyczeń u innej osoby przypomnij sobie o odkryciu Della, zamiast wspominać koncepcje dziadersów, którzy wymyślali psychologię przed ponad stu laty, w większości po to, żeby nam uprzykrzyć życie.
Pozdrawiam