Transkrypcja tekstu:
Wyobraźmy sobie taką oto, raczej nietuzinkową parę małżeńską, która ma już określony staż i w której od samego początku pojawiał się pewien rytuał. Otóż kiedy jeszcze ledwo się poznali jedno nich – tutaj celowo nie podaję płci, żebyśmy się na niej na zafiksowali – raz tygodniu piekło dla drugiego ciasteczko. Małe, słodziutkie, puchate ciasteczko. W sobie tylko znanej recepturze, nie do zdobycia w cukierniach i takie pyszne że klękajcie narody. Każdego niedzielnego poranka jedno z nich, niech to będzie osoba A, stawiała na talerzyku przed drugim, którą to osobę nazwiemy B to kuszące słodkie cząsteczkowe niebo w gębie. Z czasem okazało się, że ich relacyjny rytuał był bardziej konsekwentny niż można było przypuszczać – ciasteczko pojawiało się każdego niedzielnego poranka niezależnie od pogody, nastroju, bieżących kłopotów, czy innych absorbujących spraw. Choćby nie wiem co się działo niedziela zaczynała się zawsze od ciasteczka przyrządzonego uprzednio przez A dla B. Mijały tygodnie, miesiące i cała masa szaroburych reprezentacji życia, ale ciasteczko było zawsze. W końcu para postanowiła zalegalizować swój związek, osiedlili się w docelowym mieszkaniu i ciężko pracowali, żeby im się w życiu jakoś w miarę wiodło. Po jakimś czasie, kiedy spłacili już telewizor i termomix zaczęli nawet wyjeżdżać na wakacje – ale tam również w każdą wakacyjną niedzielę osoba A znajdowała jakiś sposób, by wywiązać się ze swego rytuału i postawić przed osobą B ciasteczko. Spodziewamy się, że ta historia za chwilę zrobi się żenująco łzawa, więc przerwijmy ją w tym miejscu na chwilę by przyjrzeć się osobie B i jej reakcji na ciasteczko. W pierwszej fazie ich relacji osoba B reagowała zachwytem pomieszanym z wdzięcznością. Bo przecież cokolwiek się między nimi działo zawsze w niedzielę pojawiało się ciastko, co dla B stało się jednoznaczne z wyznaniem miłości przez A, dowodem zaangażowania w związek oraz świadomością „będę się troszczyć o ciebie zawsze cokolwiek nie miało by się stać”. Kiedy przyjrzelibyśmy się jednak zachwytowi osoby B rozłożonemu na linii czasu to niechybnie zwrócilibyśmy uwagę, że jego intensywność z biegiem czasu zaczęła nieco przygasać. No bo jednak, jakby nie patrzeć niedzielne poranki i owszem były cudowne, ale przecież nie były już w żadnej mierze zaskakujące. Zaskoczenie i owszem pojawiało się czasem w sytuacji na przykład wakacyjnego wyjazdu lub podczas wizyty rodziny, kiedy przecież mimo naturalnych utrudnień osoba A jakoś dawała radę przygotować ciasteczko. Ale to zaskoczenie raczej już nie wiązało się z samym ciasteczkiem, lecz z tym, że okoliczności utrudniające zadanie nie przeszkodziły w jego przyrządzeniu. W każdym razie zachwyt z biegiem czasu już nie był tak świetlisty jak na samym początku, bo niedzielne ciasteczka po prostu stały się ich relacyjną rutyną. Malał więc zachwyt, a z każdą taką jego redukcją do postrzegania całej tej sytuacji z perspektywy osoby A wkradała się coraz to większa powszedniość. Zarąbiste są te ciasteczka, ale umówmy się skoro są zawsze i nieodwołalnie to w sumie się człowiek do nich przyzwyczaja, prawda? Zachwyt ma zaś to do siebie, że kiedy jest szczery i żywiołowo to to po nas widać. Kiedy zaś maleje, to nawet jeśli założymy że wszyscy jesteśmy dobrymi aktorami – a przecież nie jesteśmy – to coraz trudniej go zagrać w taki sposób, by nie było po nas widać, że osłabł i że zachwytowe fajerwerki mamy już za sobą. Zgodnie więc z oczekiwaniami osoba B co niedziela rano wykazuje nieco mniejszą reakcję na ciasteczko. I owszem wcina je jak Reksio szynkę, ale jednocześnie traktuje już jak stały element relacyjnej gry. Skoro zaś nie da się już ukryć reakcyjnej różnicy w osobie B, to widzi tę różnicę również osoba A, do której głowy teraz się przenieśmy i spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wobec różnicy detekcji reakcji osoby A obdarowywanej ciasteczkiem w osobie B nie zmniejszy się z czasem zapał do tego obdarowywania? Odpowiedź wydaje się oczywista, więc już tylko kwestią czasu jest to, by niedzielne ciasteczka pojawiały się coraz to rzadziej. Aż w końcu ich pojawianie się odejdzie w mrok historii. No bo po co się starać, kiedy ktoś tego nie docenia. Ale to nie koniec historii, bo kiedy teraz jeszcze tylko na chwilę wskoczymy z powrotem do głowy osoby B, to znajdziemy tam z dnia na dzień silniejsze przekonanie, że osobie A już chyba coraz mniej zależy na ich relacji. Od tego momentu jedno wycofanie napędza drugie. Im bardziej osoba B przyzwyczai się do powszechności ciasteczek i im mniejszą reakcję będą w niej budzić, tym mniejszą motywację do ich przygotowywania zaliczy osoba A i tym rzadziej będzie je przyrządzać. To zaś z kolei spowoduje, że osoba B zacznie budować w sobie przekonanie o coraz to mniejszym zaangażowaniu osoby A w związek i w ten sposób pętla wygaszenia relacyjnej namiętności zacznie się coraz bardziej zaciskać a każde jej kolejne kółko osłabi tę relację.
I co ciekawe efekt ciasteczka można zaobserwować nie tylko w relacjach romantycznych ale każdych innych. Również tych zawodowych, rodzinnych czy przyjacielskich. Zmienia się tylko to, co jest ciasteczkiem, a mogą to być rzeczy które z pozoru wydają się banalne i oczywiste. Weźmy pierwszy przykład z brzegu i niech naszym ciasteczkiem będzie zainteresowanie, wyrażone najprostszym pytaniem „co u ciebie słychać?”, którym jedna ze stron relacji co jakiś czas, ale za to regularnie częstuje drugą. Za tym banalnym wydawałoby się komunikatem może się skrywać magiczne zaklęcie „jestem wrażliwy czy wrażliwa na to w jaki sposób doświadczasz rzeczywistości, co się dzieje na twoim wewnętrznym emocjonalnym planie i czy wszystko tam jest poukładane w satysfakcjonujący cię sposób, bo jeśli miało by tak nie być, to służę wsparciem”. Jeśli przyjmiemy takie założenie to oto zdefiniowaliśmy ciasteczko zainteresowania, które jest niezbędne do tego, by dana relacja mogła być budowana trwale i przynosić satysfakcję obydwu jej stronom. Oczywiście musimy wziąć również pod uwagę transakcyjność, w której – akurat w tym przypadku środkiem płatniczym uczyniliśmy zainteresowanie, co oznacza, że powinno być ono odwzajemniane w takich proporcjach, w których żadna ze stron relacji nie będzie miała poczucia braku równowagi wynikającego z przekonania, że daje więcej niż otrzymuje, co z biegiem czasu zbuduje poczucie niesprawiedliwości. Jednak efektowi równowagi wymiany transakcyjnej musi jeszcze towarzyszyć prawidłowa obsługa ciasteczek, która sprawi, że nie będą one wycofywane z relacji. Kluczem zaś do utrzymania ciasteczek w odpowiedniej dla danej relacji konfiguracji jest ich docenienie przez tę stronę, która jest nimi obdarowywana, a nie jedynie to, by w odpowiedzi na otrzymane ciasteczka odwzajemniała się produkcją własnych. Jeśli w danej relacji – czy to romantycznej czy jakiejkolwiek innej zabraknie elementu docenienia ciasteczek to – na przykład wg psychologa i autora kilku książek dr Jeffreya Bernsteina – jest to zwiastunem najpierw relacyjnych problemów, a w wielu przypadkach rychłego takiej relacji końca. By zaś uświadomić sobie czy czasem nie popełniamy tego błędu warto zastanowić się nad własnym relacyjnym systemem ciasteczek i odpowiedzieć na początek na trzy pytania. Pierwsze brzmi: czy na pewno jestem świadoma, czy świadomy tego, jaki środek płatniczy kryje się za otrzymywanymi ciasteczkami? Czy to na przykład bliskość, przyjaźń, lojalność, zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa, zaanagażowanie czy jeszcze coś innego. Drugie pytanie brzmi: czy doceniam to, że otrzymuję ciasteczka? Czy je zauważam, czy odnotowuję starania strony która mi je wręcza i czy czasem już mi tak nie spowszechniały, że reaguje na nie jakby były czymś, co się należy jak psu kość, a więc czymś czemu nie poświęcam specjalnej uwagi. Trzecie pytanie zaś dotyczy transakcyjności i brzmi: Czy rewanżuję się w harmonijny i zrównoważony sposób? Czy również mam w swojej relacyjnej palecie zachowań i komunikatów ofertę pysznych ciasteczek i odpowiednio silną motywację by je przyrządzać? Udzielenie sobie samej czy samemu uczciwej odpowiedzi na te trzy pytania może być relacyjnym zimnym prysznicem i znacznie zweryfikować nasze myślenie o interakcjach z innymi. Tych niekoniecznie romantycznych, ale również tych które budujemy na pozostałych planach naszego życia.
Pozdrawiam