Czy czas w twoim życiu przyśpiesza?

Luka sympatii
15 września 2022
Gdzie jesteś na drabinie Cantrilla?
29 września 2022

Transkrypcja tekstu:

Dawniej, kiedy pod koniec dnia wołaliśmy z podwórka „mamo, jeszcze pięć minut” chcąc przedłużyć zabawę, dzień wydawał się tak długi, że prawie nieskończony. Ranek był oddalony od wieczora niewiarygodną ilością doświadczeń, oczekiwanie czegokolwiek rozciągało się w nieskończoność, a dorosłość wydawała się oddalona o eony czasu. Kiedy zaś mijało to podwórkowe wyżebrane u rodziców „5 minut” zerkaliśmy kątem oka na przygody inżyniera Karwowskiego w serialu ”Czterdziestolatek” w krawacie oraz wyprasowanych na kant spodniach i wzdychaliśmy „O rany, jaki ten gość jest stary!” Rok szkolny trwał wówczas wystarczająco długo, żeby się zakochać, odkochać, urosnąć kilka centymetrów i wykończyć po drodze ze trzy pary trampek. Starość miała nie nadejść nigdy, a okrągłe oczy Anki z siódmej B nigdy nie stracić blasku. Im jednak dalej w las zwany życiem, tym czas zdawał się nieco przyspieszać. Najpierw niezauważalnie w ciągu tygodnia, czy miesiąca, ale dając jednak sobie o sobie znać podczas kolejnych urodzin z ciężkim westchnieniem „i znowu kolejny rok przeleciał”. Potem z każdym „przelecianym” rokiem czas nabierał rozpędu aż w końcu zaczęliśmy to dostrzegać w coraz większej ilości życiowych aktywności. Ledwo się pisało maturę, a tu już wypadałoby się zbadać na okoliczność prostaty. Ledwo co się o trzeciej nad ranem zamawiało kolejkę za tych co na morzu, a tu nagle i niespodziewanie jeszcze przed północą powieki się robią jak z ołowiu. No to ten przerażający przyspieszający czas wypadało by czymś wytłumaczyć. Nie, no jasne – to przecież rezonans Schumana, który wg wielu wiadomo jakich teorii miał rosnąć do 2012 roku po czym ziemia miała się przebiegunować a następnie nas z siebie wymeldować. Tyle, że w dziesięć lat później już raczej wiadomo, że to proroctwo się nie spełniło, a ten złośliwy czas zapiernicza coraz szybciej. Czy da się to jakoś inaczej wyjaśnić?
Dr Christopher Dwyer z Uniwersytetu Shannon w Irlandii przekonuje, że poczucie przyspieszającego upływu czasu pojawiające się wraz z wiekiem jest efektem subiektywnej perspektywy, w której pięć lat dla 37 latka nie oznacza tyle samo co dla 5 latka. Dla tego pierwszego to wprawdzie istotny, ale nie największy wycinek, życia, a dla tego drugiego, to jego całe życie. Dwyer wskazuje na tzw. „efekt zmiany gry” mówi, że na przykład wyjście do supermarketu na zakupy dla 37 latka jest raczej rutynową czynnością, którą trzeba po prostu odbębnić by mieć za sobą, jednak już dla 5 latka to „game changer”, bo wprowadza do dziennej aktywności, całą masę nowych doświadczeń, możliwości i potencjalnych przygód. Różnica polega na podejściu do konkretnych zdarzeń – im jesteśmy starsi, tym więcej zdarzeń w naszym życiu dosłownie odbębniamy, nie dostrzegając w nich niczego ani szczególnego ani fascynującego. Ponadto coraz więcej zdarzeń naszym życiu ma etykietę dotrwania do końca, czyli mówiąc inaczej w coraz większej ilości naszych aktywności wykonujemy stosowne czynności, ale tak naprawdę jedynie czekamy na ich zakończenie. Można powiedzieć, że pięciolatek buszuje w czasie trwania jakiejś czynności, a my jedynie czekamy aż ta czynność dobiegnie końca i nas uwolni z jej banalnych, nieciekawych czy nużących okowów. Kiedy byśmy przyprowadzili pięciolatka do pracy, będzie się zachwycał odkryciem biurowego spinacza, my zaś im jesteśmy starsi tym nasz zachwyt nad czymkolwiek już raczej reglamentujemy, w którym to procesie przydarza nam się coraz rzadziej. Dr Dwyer uważa, że za ten cholerny przyspieszający upływ czasu jest odpowiedzialny efekt utraty entuzjazmu, towarzyszący nam z każdym rokiem w coraz szerszym planie. Co więcej – ten efekt jest nie do przeskoczenia, ponieważ bagaż naszych życiowych doświadczeń i priorytety pragnień powodują, że trudno nam z siebie wykrzesać choć odrobinę tego dziecięcego cieszenia się byle czym i uznania, że znalezienie w szufladzie spinacza, może być „gamę changerem” w naszym dniu wydłużając czas jego trwania dzięki fascynacji procesem zszywania metalowymi drucikami plików kartek. Im więcej więc zwykłości pojawia się w naszej recepcji rzeczywistości, a tym samym im mniej niezwykłości, tym czas będzie niestety zaiwaniał z biegiem życia coraz szybciej. Jednak „efekt zmiany gry” to nie jedyny winowajca. Drugim i jednocześnie tak samo silnym jest efekt ścieżki słoni.
To sytuacja, w której ludzie korzystamy z wygodnych skrótów, nawet wówczas kiedy takie zachowania są sprzeczne z oczekiwaniami systemu. Efekt ten często jest obrazowany za pomocą przykładu urbanistycznego projektowania, w którym osiedlowe ścieżki projektuje się dopiero po kilku czy kilkunastu miesiącach od oddania danego osiedla do użytku, bo dopiero wówczas widać jaką dokładnie trasą powinny przebiegać chodniki. Otóż powinny znajdować się w tych miejscach, które zostają wydeptane w trawie przez przechodzących ludzi. Kiedy ta reguła nie jest w projektowaniu brana pod uwagę i na przykład chodniki buduje się wyłącznie pod kątami prostymi, to po krótkim czasie widać, że ludzie i tak wybiorą najwygodniejsze dla siebie drogi dokładając do wybrukowanych kątów prostych wydeptane w trawie ścieżki łączące kluczowe punkty osiedlowego przemieszczania się. Jednak ścieżki słoni nie funkcjonują jedynie w urbanistyce, ale też na przykład w sposobie komunikacji i to niezależnie od tego, w jakim języku ta komunikacja jest prowadzona. Fenomen ten polega na tym, że w korpusie językowym języków naturalnych ranga słów jest odwrotnie proporcjonalna do częstotliwości ich komunikacyjnego występowania, co odkrył amerykański lingwista George Kingsley Zipf formułując na tej bazie prawo nazwane od jego nazwiska. W praktyce komunikacyjnej prawo to oznacza, że najczęściej używamy najprostszych i jednocześnie najkrótszych słów, a najrzadziej tych dłuższych i bardziej skomplikowanych. Co więcej odkrycie Zipfa ucieszyło by rownież włoskiego socjologa i ekonomistę Wilfredo Pareto, bo idealnie wpisuje się w złotą regułę 80 do 20 i w języku oznacza, że w 80% czasu naszej komunikacji wykorzystujemy jedynie 20% znanych nam słów. Dr Max Louwers, psycholog kognitywny i językoznawca na holenderskim Uniwersytecie w Tilburgu w swoich badaniach opublikowanych w tym roku udowodnił, że prawo Zipfa nie obejmuję tylko kwesti samych słów, ale też przejawia się w naszych dialogach z innymi ludźmi, w tym oczywiście z naszymi bliskimi. Rozmawiamy ze sobą podświadomie wybierając komunikacyjną ścieżką słonia, w której kierujemy się zasadą najmniejszego wysiłku wielokrotnie częściej używając utartych sformułowań do opisywania naszych stanów oraz zjawisk niż silimy się na bardziej drobiazgowe wytłumaczenie. Ścieżka słonia w naszych rozmowach to przecież wypisz wymaluj efekt: „wiem co chcesz powiedzieć”, czy też „domyślam się co zaraz powiesz”, więc zamiast wysłuchać do końca tego co jest mówione układamy już sobie w głowie odpowiedź. I to odpowiedź zgodną z prawem Zipfa oraz ścieżką słonia, w której najczęściej pojawią się słowa, które tak naprawdę mają najmniejsze znaczenie. Ścieżka słoni jest obecna w naszym życiu częściej niż myślimy – nie tylko w naszych relacjach, ale też w naszej pracy czy myśleniu o samych sobie, Zarówno wówczas kiedy się sami staramy wartościować lub deprecjonować, jak i wtedy kiedy myślimy o naszej przyszłości niezależnie od tego, czy snujemy jej kolorowe wizje, czy też jedynie szaroburo nieciekawe. Im częściej zaś w naszym życiu – w dowolnych jego aspektach – wybieramy ścieżkę słoni, tym mniej fascynujące to życie się staje. Bo ścieżka słoni wprawdzie ułatwię nam życie, ale jednocześnie znacznie je przyspiesza. Kiedy idziemy przez dobrze znany skrót, trudno się dziwić, że po drodze raczej nie wydarza się nic szczególnie fascynującego, co mogłoby sprawić, że daną chwilę nie tylko zapamiętamy na dłużej, ale też zechcemy jej trwanie przedłużyć, krzycząc w swoim wnętrzu: „proszę, jeszcze tylko pięć minut”. Im więcej ścieżek słoni, tym mniejsza chęć buszowania w rzeczywistości i tym samym większe subiektywne odczucie że z każdym rokiem, a nawet miesiącem czas naszego życia pędzi coraz szybciej. Czy jest na to rada? I owszem, ale tak samo okrutna jak świadomość, że nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka jednocześnie. Coś za coś. By zwolnić czas trzeba zejść ze ścieżki słoni i wprowadzić do konsumowania teraźniejszości fascynujące gamę changery, czyli jak nauczają mędrcy wschodu po prostu wykształcić w sobie efekt umysłu dziecka. Umiejętność widzenia rzeczywistości i tego co nas spotyka z nieoceniającą akceptującą fascynacją. W ujęciu paradygmatu zachodniej nauki to na przykład koncepcja Johanna Herbarta, dziewiętnastowiecznego psychologa i filozofa, który utrzymywał, że w procesie apercepcji jesteśmy stanie zrezygnować z postrzegania rzeczywistości przez pryzmat tego co już znamy i ulegamy czarowi jedynie rzeczy nowych, co jest warunkiem skutecznej edukacji. Zresztą nie ma znaczenia jak ten proces nazwiemy. Znaczenie ma jedynie to, czy jesteśmy na tyle już przerażeni doskwierająca świadomością coraz szybszego upływu naszego życiowego czasu, bo zamiast marudzić, po prostu coś z tym zrobić!
Pozdrawiam