Zimne kompetencje kontra ciepło

W oparach cyberchondrii
1 września 2022
Luka sympatii
15 września 2022

Transkrypcja tekstu:

22 czerwca 2022 roku opublikowano wyniki badań psychologów społecznych Uniwersytetu Harwarda, które nie pozostawiły wątpliwości co do tego, w jaki sposób i dlaczego wiążemy się z innymi ludźmi, a w konsekwencji rozwijamy jako społeczeństwo. I chodzi tutaj nie tylko o związki prokreacyjne, od których zależy to jaki rodzaj genów wytransportujemy w przyszłość, ale również o nasze relacje zawodowe decydujące o tym, czy dana organizacja napotka na swej drodze określony pułap intelektualnego wzrostu, ponad który nie będzie zdolna sięgnąć, czy też jej wzrost będzie dotyczył tylko powiększania zasobów ludzkich, ale bez specjalnego znaczenia dla rozwoju świata, chyba że za taki rozwój uznamy nabijanie właścicielskiej kabzy. W każdym razie harwardzcy psycholodzy w efekcie szeregu badań ustalili co decyduje o tym, że wybieramy współpracę czy bliższe relacje z konkretnymi ludźmi i jednocześnie unikamy takich powiązań z innymi. Pokażmy to na przykładzie. Oto Andrzej skierowany w firmie do pracy przy nowym wymagającym projekcie, który ma zdecydować do którego z dwóch zespołów ma przystąpić. Zespół A jest tutaj faworytem, bo wszyscy spodziewają się, że wynik, który zostanie przez nich osiągnięty będzie dla innych tylko marzeniem. Zespół B raczej nie jest brany pod uwagę jako zwycięzca biegu po wynik. Szef zespołu A zaprasza Andrzeja do współpracy słowami: „Przed nami szczyt, na który nieliczni się wdrapują. Nie ma przebacz!” Szef zespołu B z drugiej strony poklepuje Andrzeja po plecach i mówi: „U nas się szybko wdrożysz, pokażemy ci co i jak i w razie czego nie zostawimy samego!” Udział w którym zespole wybierze Andrzej? Dodajmy, że po osiągnięciu niebotycznego wyniku w pierwszym może go czekać równie niebotyczna premia. W drugim, raczej o premii nie ma co marzyć? Zanim wyniki badań odpowiedzą nam na to pytanie przyjrzyjmy się innemu przykładowi: oto bardziej stąpająca po ziemi Danka i nieco latająca w chmurach Ewa spotykają na podwójnej randce dwóch mężnych wojów: Heńka i Roberta. Obaj pracują w tej samej firmie tyle że zimny profesjonalista Robert, jest szefem empatycznego Heńka, który wydaje się dużo bardziej sympatyczny od swojego kolegi. Już po chwili układ interakcyjny bez wątpliwości wskazuje, że Heniek znalazł zainteresowanie Danki, a Ewa zdaje się dość często spoglądać ku Robertowi. W końcu obie koleżanki wychodzą przypudrować to i owo i Danka pyta Ewy: „Ty tak na poważnie wzdychasz do tego zimnego typa?” Na co Ewa odpowiada: „Może on i zimny, ale kiedy sobie wyobrażę dzieci na plaży w Karaibach, to wiesz, z całym szacunkiem Zegrze to nie jest!” „A mi się wydaje – odpowiada Danka – że Heniek to zawodnik, który w drużynie nie gra wyłącznie na siebie!”
Jak piszą autorzy badań – jeśli sami pracownicy, bez rozkazu szefów mogą wybrać współpracowników, to wybierają ich na podstawie tego, czy są lubiani, a nie tego czy są jedynie kompetentni i produktywni. Bo kiedy myślimy o innych to nad ich kompetencje stawiamy to, w jaki sposób będzie się z nimi współpracowało i czy możemy się od nich spodziewać wsparcia, pomocy, czy zrozumienia, a więc tych cech, które naukowcy scharakteryzowali jako ciepło. Kiedy jednak myślimy o samych sobie, to jesteśmy gotowi uznać, że dużo cenniejsze od naszego poziomu ciepła są nasze umiejętności, doświadczenie, profesjonalizm czy produktywność, które to cechy naukowcy nazwali ogólnie kompetencjami. Zatem w pracy – jeśli nikt nas do tego nie zmusza – bardziej kierujemy się czyimś ciepłem niż kompetencjami. W otoczeniu ciepła sami czujemy się lepiej i bezpieczniej, w otoczeniu wyłącznie kompetencji tracimy to poczucie i zaczynamy naszą pracę traktować jak niechciany, ale konieczny obowiązek, który nie jest nam w stanie przynieść satysfakcji. Dlatego w naszym przykładzie – według wyników badań – Andrzej – o ile nie kieruje się wyłącznie przyszłym zyskiem lub nie wykazuje cech psychopatycznych – wybierze zespół B, bo woli otrzymać konkretne ciastko, pod postacią ludzkich warunków współpracy, niż obietnicę ogromnego tortu pod postacią super wyniku osiągniętego w otoczeniu zimnych profesjonalistów. Okazuje się, że tym samym tropem dobieramy się w związkach – o ile nie jesteśmy wyrachowanymi cwaniakami dla których materialny zysk jest ważniejszy od emocjonalnego dyskomfortu. W przypadku naszych przykładowych przyjaciółek istnieje duże prawdopodobieństwo, że i owszem za kilkanaście lat rozsądna Danka z Heńkiem na zmianę będzie pompowała ponton by dostać się z gromadką dzieci na plażę w Arciechowie, a Ewa i owszem w tym samym czasie będzie wysiadała z samolotu z Montego Bay tyle, że w pośpiechu żeby zdąrzyć na własną sprawę rozwodową.
A problem w tym, że kiedy dokonujemy wyborów naszych relacji przedkładając ciepło nad kompetencje, jeszcze nie oznacza, że w ten psozob wybieramy dobrze. Co więcej, kiedy byśmy czynili odwrotnie do wyników badań i kierowali się wyłącznie kompetencją omijając ciepło, to również nie było by to najlepsze rozwiązania. W obiektywnym i pozbawionym emocjonalnego czynnika układzie odniesienia obydwa wybory mają spore wady. Kiedy kierujemy się wyłącznie ciepłem – czy to w przypadku naszego zawodowego czy relacyjnego rozwoju jednocześnie skazujemy się na zrezygnowanie z możliwego wzrostu, który w przypadku odwrotnej konfiguracji czyli kierowania się wyłącznie kompetencjami byłby możliwy do osiągnięcia. Kiedy w drugim wariancie kierujemy się wyłącznie kompetencjami, to i owszem zwiększamy prawdopodobieństwo wzrostu – rozumianego nie tylko jako osiągnięcie wyższego pułapu intelektualnego, ale też poprawienia jakości życia – ale tym samym sami sobie gotujemy piekło braku empatii, nie wybaczania błędów, czy katorżniczej rywalizacji. I chociażby powyższe powoduje, że każde z tych rozwiązań wiąże się z jakimś rodzajem rezygnacji. Co więcej mamy to głęboko społecznie wdrukowane, bo ciągnie się to za nami od czasów plemiennych i te wybory widać w najmniej oczekiwanych miejscach. Podam prosty przykład – otóż w jednym z badań ustalono, że społecznie – niezależnie od płci badanych – jesteśmy skłonni przypisywać cechy związane z kompetencją mężczyznom, a cechy związane z ciepłem kobietom, mimo że rzeczywistość w konkretnych przypadkach może być dokładnie odwrotna. Kiedy zbadano różnice w rolach społecznych skorelowane płciowo i wzięto pod lupę listy polecające pracowników naukowych, to zauważono, że w rekomendacjach dotyczących kobiet dużo częściej używano terminów podkreślających cechy wspólnotowe, empatyczne czyli to, co wcześniej określone zostało jako ciepłe. W przypadku kandydatów mężczyzn w listach referencyjnych dużo częściej pojawiały się terminy związane z kompetencjami, profesjonalizmem, czy agresywnym stylem naukowej kariery. I to niezależnie od tego, czy autorami tych referencji były kobiety czy mężczyźni. Wprawdzie badania te przeprowadzono w 2000 roku, ale badacze na Harwardzie powołujący się na tamte wyniki twierdzą, że pod tym względem nic się nie zmieniło. Zatem jesteśmy przesiąknięci zaprogramowanym decydowaniem o relacjach kierując się albo wyborem ciepła albo kompetencji i stało się to dla nas już tak naturalne, że zdajemy się nie dostrzegać, że żaden z tych wyborów nie jest idealny i że może istnieć inna, trzecia droga. A nie widzimy jej, bo jesteśmy dodatkowo beneficjentami innej psychologicznej charakterystyki, która została nazwana krzywą kompetencji. Otóż im bardziej uznajemy kogoś za kompetentnego, tym mniej sympatyczny nam się wydaje i odwrotnie. Im ktoś budzi w nas większą sympatię, tym większą skłonność wykazujemy by nie postrzegać tej osoby jako wybitnie kompetentnej. Tymczasem trzecia droga znajduje się w umiejętności połączenia tych dwóch obszarów, czyli wykształcenia w sobie takich cech, których posiadanie sprawia, że wysokie ciepło nie neguje istnienia wysokich kompetencji, a wysokie kompetencje nie oznaczają, że koniecznie trzeba być pozbawionym cech związanych z ciepłem. Jednak by to stało się możliwe musimy oduczyć się skrajnego wartościowania, a to oznacza, że jeśli chcemy mieć możliwość dostępu do bieżącego kawałka ciastka i jednocześnie nie tracić możliwości skorzystania w przyszłości z obfitości całego tortu, to musimy odprogramować nasze dotychczasowe dzielenie ludzi zgodnie z krzywą kompetencji, w którym to podziale uznajemy że ktoś sympatyczny nie może być kompetentny, a kompetentny budzić naszej sympatii. Bo dopiero zmiana naszego postrzegania innych wymusi zmianę w innych. Ludzie bedą się starali znaleźć złoty środek tylko wówczas kiedy odkryją że taka postawa jest ceniona i poszukiwana. Dopóki społecznie wiodące będą te dwa bieguny, dopóty bezduszne psychopatyczne organizacje będą trzymały ludzi w szachu wykorzystywania i nigdy nie realizowanych obietnic, a ci którzy cenią sobie dobre relacje będą skazani na niską jakość życia. Tyle, że tak jako ludzkość długo nie przetrwamy, co widać już powoli na każdym kroku, bo dotychczasowy porządek jednak nie wytrzymuje próby czasu i rozpada się na naszych oczach.
Pozdrawiam