Instrukcja obsługi łez

Jak zmienić zazdrość w empatię?
23 października 2020
Mikroagresja
6 listopada 2020

Transkrypcja tekstu:

Pozwólcie że dzisiaj odpuszczę sobie dowcipy, bo zarówno temat jak i czasy są poważne. Oto widzę w jednej z telewizji rozmowę z uczestniczką protestów kobiet przeciwko wyrokowi Trybunału, która opowiada swoją historię, swoje doświadczenia matki walczącej ze świadomością nieuchronnej śmierci nowo narodzonego, nieuleczalnie chorego dziecka. Kiedy zestawia tę historię z obecnymi wydarzeniami w jej oczach pojawiają się łzy. Jest na tyle silnie poruszona, że nie jest w stanie rozmawiać z dziennikarzem. Po prostu płacze i nie jest w stanie tego pohamować. Kiedy zobaczyłem ten materiał, oprócz oczywistej złości na to co się dzieje i poczucia niezgody na krzywdę kobiet, pomyślałem sobie, że istnieje też obszar, w którym często nie wiemy jak zareagować, jak się zachować, co zrobić. To sytuacja, w której ktoś płacze. I najczęściej niestety jest tak, że tą płaczącą osobą jest kobieta, zaś tym, który nie wie jak się w takiej sytuacji zachować jest mężczyzna. My po prostu, drodzy panowie, kompletnie nie radzimy sobie ze łzami kobiet – chcąc pomóc najczęściej jeszcze bardziej szkodzimy – więc może czas najwyższy ku temu, by dowiedzieć się co zrobić, jak zareagować kiedy ktoś przy tobie płacze, by rzeczywiście wesprzeć tę osobę. Żeby zaś zrozumieć w jaki sposób ten system wsparcia powinien prawidłowo działać musimy najpierw zrozumieć, co do tej pory robiliśmy źle i z czego to wynika. Po pierwsze nie wiemy jak się zachować w konfrontacji z płaczącą osobą, bo nikt nigdy nie nauczył nas płakać, a te nauki które odebraliśmy w procesie socjalizacji społecznej dotyczyły dokładnie czegoś odwrotnego. Tego, że płacz jest oznaką słabości. A skoro tak, to płakanie nie przystoi mężczyźnie, bo przecież czyniło by go słabym. W tej konwencji płaczący facet to beksa, ktoś słaby, niezdolny do odpowiedniego poziomu rywalizacji społecznej, zdobywania dóbr i kobiet. Celowo tutaj używam jakże patriarchalnego określenia, w którym traktuje się kobietę jako zdobycz, której uczuciami mężczyzna zdobywca mało się przejmuje. Zatem wzrastaliśmy w przeświadczeniu, że wojownika czyni z nas niepoddawanie się jakimkolwiek silnym emocjom, których ekspozycja mogła by spowodować łzy. Jednocześnie przekazano nam, że te same łzy, czy nawet drżenie głosu dyskwalifikują nas jako wojownika, w czego efekcie nie będziemy w stanie niczego zdobyć, bo przecież zdobycze należą się wyłącznie wojownikom, którzy je sobie wywalczyli. Stąd przekonanie, że o zdobycze trzeba walczyć, co oznacza nie tylko rywalizację i współzawodnictwo ale też wchodzenie w ich posiadanie na skutek odebrania tych zdobyczy innym, słabszym od siebie. Ten rodzaj edukacji tworzy konstrukty w stylu: „musisz być silny, by posiadać” co jednocześnie oznacza, „by cokolwiek w życiu osiągnąć nie możesz być słaby, czyli wrażliwy”. Jednak ten paradygmat jest tak naprawdę wyłącznie iluzją, bo w rzeczywistości jest obsługiwany nie poprzez bycie silnym, ale wyłącznie poprzez niepokazywanie po sobie słabości czy też blokowanie ekspozycji wrażliwości. Zaś dowodem na iluzję tego paradygmatu są rzesze mężczyzn zmagających się z problemami psychicznymi, do których wstydzą się przyznać i przed ekspozycją których bardzo się bronią.
Zawsze kiedy prowadzę terapię transpersonalne mam ze sobą dyżurne chusteczki do wzruszeń. Myślicie, że korzystają z nich wyłącznie panie? Jeśli tak, to bardzo się mylicie, bo wystarczy dotknąć rzeczywistego źródła problemu, często znajdującego się w naszym dzieciństwie, by męskie łzy polały się strumieniami. Ale to, że mężczyźni również płaczą jeszcze nie oznacza, że potrafią sobie poradzić ze łzami kobiet. Bo jedyną strategią, którą przyjmujemy w takiej sytuacji jest sakramentalne „nie płacz!”, które tak naprawdę czyni więcej szkody niż pożytku. Ale to nie jedyna strategia – mężczyzna często wycofuje się w myśl zasady „przeczekam aż się uspokoi”, czy „wrócę później aż poczujesz się lepiej i przestaniesz płakać”. Żadna z tych strategii nie jest dobrym rozwiązaniem, bo każda z nich została zbudowana na wzorcu pochodzącym z tego samego paradygmatu, w którym silny samiec nie jest nawet w stanie zrozumieć, dlaczego kobieta płacze, więc przypomina sobie w tym względzie jakże roztropną radę ojca, dziadka czy starszego brata: „nic stary nie zrobisz i nawet nie próbuj – one tak po prostu mają i beczą z byle powodu, a czasem bez powodu”. W tym średniowiecznym podejściu nawet nie chciało się dziadkom, ojcom i braciom zatrybić, że łzy są ważnym regulatorem emocjonalnym pozwalającym przetworzyć emocje, bo dzięki temu procesowi system emocjonalny się autoreguluje. To trochę tak – pozwólcie że teraz z premedytacją użyję bardziej męskiego przykładu – jak drogi kolego przejeżdżasz swoją furą przez ubłocone wertepy i ci się szyba zachlapie błotem. Żeby jechać dalej musisz zmyć błoto z szyby, bo inaczej nic nie widzisz, prawda? To właśnie się wówczas dzieje w systemie – łzy wypłukują emocjonalne toksyny powstałe na przykład na skutek odczuwania bezsilności wobec nierównego, przedmiotowego czy odczłowieczającego traktowania. System się czyści, bo w ten sposób odzyskuje jasność widzenia oraz równowagę. Kiedy zaś w takiej sytuacji mówisz „przestań się mazać” czy „nie becz” to tak jakbyś na środku błotnej sadzawki zatrzymał samochód, wysiadł i zamiast pozwolić by szyba został umyta zatrzymał proces mycia i zaczął rękawem rozsmarowywać to błoto po szybie. W efekcie nie pojawia się ani harmonia, ani jasność widzenia. Ty po po prostu w ten sposób jedynie przerywasz proces oczyszczania, przez co wyłącznie szkodzisz systemowi i to w dwójnasób. Po pierwsze blokowanie procesu przetwarzania emocji w momencie, w którym jej przetworzenie zostało jedynie zainicjowane, ale nie zakończone powoduje, że ta emocja w systemie pozostanie, więc de facto przedłużasz dyskomfort płaczącej osoby. Po drugie w ten sposób odbierasz jej poczucie bezpieczeństwa, bo uświadamiasz, jak bardzo nie rozumiesz tego co się dzieje i jak bardzo ona na twoje wsparcie w takich sytuacjach nie może liczyć. To tak, jakbyś zabrał jej cząstkę siebie – nie dość że czuje się fatalnie, bo przecież jej łzy mają jakieś silne źródło, to jeszcze uświadamia sobie, że jej facet, najbliższa jej osoba zamiast jej pomóc bagatelizuje jedynie to co ona odczuwa. To zaś spowoduje, że kiedy rzeczywiście łzy miną, będzie jej dużo ciężej poradzić sobie ze zrozumieniem i zaakceptowaniem samej siebie.
Co zatem zrobić, jak nauczyć się udzielać prawdziwego wsparcia płaczącej osobie? Pierwszą generalną zasadą jest podzielenie emocji, zamiast ich blokowania. Nie uciekaj, nie chowaj głowy w piasek, nie przeczekuj aż łzy miną. Nie próbuj też ich zablokować, powstrzymywać czy udzielać jakichkolwiek rad czy podejmować próby pocieszenia. Nie wypowiada słów: „no już dobrze uspokój się” bo w tym momencie nic nie jest dobrze. Nie wypowiadaj też słów „zobaczysz że wszystko będzie dobrze” bo to najgorszy możliwy moment na takie słowa. Teraz nie ma przejrzystości widzenia, ta przejrzystość bowiem pojawi się dopiero wówczas kiedy łzy zrobią swoją robotę i oczyszczą system. Zamiast więc powyższego po prostu pozwól sobie na podzielenie tych emocji. Usiądź obok i spróbuj poczuć teraz dokładnie to co ona czuje. Jeśli to bezsilność poczuj ją wraz z nią, jeśli jest to bezradność to podziel to uczucie. Jeśli za łzami stoi niezgoda na to co ją spotyka, to również to uczucie podziel. Bądź z nią kiedy to czuje, bo dopiero w ten sposób oferujesz jej bezpieczeństwo. Jedyne co w tej sytuacji możesz powiedzieć, to empatyczne: „Płacz, wyrzuć to z siebie”. Jednak w podzielaniu emocji, we współodczuwaniu uważaj na czas – bo istnieje granica pomiędzy empatycznym współczuciem i podzielaniem emocji, a empatycznym cierpieniem i główną osią tej granicy jest właśnie czas. W swojej książce „Bilansowanie konta kosztów empatii: strategie regulowania reakcji empatycznych”, Sara Hodges i Robert Biswas-Diener wskazali wyniki badań, które pokazują, że istnieje próg współczującej empatii, po której zamienia się ona we wspólne odczuwanie cierpienia. Bo prawdziwe wsparcie nie polega na tym, by pogrążyć się we wspólnym cierpieniu, ale by potrafić doświadczyć tych samych emocji ale jednocześnie wesprzeć proces ich przetworzenia. Zatem prawdziwe wsparcie oprócz współodczuwania jest również zaoferowaniem siły i energii by z danej emocji wyjść. Ten proces zatem musi trochę potrwać, ale nie może trwać w nieskończoność. Zresztą szybko się zorientujesz, jak ten mechanizm działa kiedy zarejestrujesz, że poziom emocji wywołujących płacz po drugiej stronie powoli się obniża. I to nie dlatego, że cokolwiek powiedziałeś, ale wyłącznie dlatego, że zaoferowałeś swoją współczującą obecność. Bo jak pisze dr psychologii Marcia Reynolds w swoich dwóch świetnych książkach „Strefa dyskomfortu” oraz „Wander woman”: „Wszyscy płaczący wychodzą z płaczu, jeśli dasz im bezpieczną przestrzeń do przetworzenia i złagodzenia stresu, który wywołał ich łzy.”
Zatem prędzej czy później pojawi się moment, kiedy płacz zacznie tracić na sile, a płacząca osoba wypowie jeden z poniższych zwrotów: „dobrze”, „ok”, „w porządku” lub wykona gest o podobnym znaczeniu. To oczywiście nie oznacza, że jest dobrze, ok i w porządku, ale wyłącznie to, że proces przetwarzania emocji przeszedł do kolejnego etapu. W nim zaś często pojawia się milczenie, któremu równie często towarzyszy pozycja nieruchoma lub znaczna oszczędność ruchów, gestykulacji czy jakichkolwiek innych przejawów motorycznych. To etap, w którym płacząca dotąd osoba przestaje płakać, ale jeszcze nie ma ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Uszanuj to. Pobądź z nią w tej ciszy. Niech poczuje twoją energetyczną bliskość oraz bezpieczeństwo, które jej w ten sposób oferujesz. I dopiero kiedy zaobserwujesz, że pojawiła się a miarę normalna ruchowa aktywność, czy też, że nieporuszenie zaczyna ustępować miejsca gestykulacji – na przykład poprawiania włosów, ubrania, rozglądania się za kolejną chusteczką – dopiero wówczas możesz delikatnie zapytać, czy chce się z tobą podzielić tym co myśli. Ale bez naciskania i z pełnym poszanowaniem tego, jeśli w odpowiedzi potrząśnie przecząco głową. Ona nie mówi ci w ten sposób że nie chce z tobą o tym rozmawiać, a jedynie to, że obecnie na taką rozmowę nie jest jeszcze gotowa. Wtedy zaczekaj i daj jej przestrzeń. Kiedy uzna, że jest bezpieczna i że ma w tobie prawdziwe wsparcie, wtedy wróci do tej rozmowy.
Na koniec nie próbuj jej rozweselać, nie ingeruj w jej nastrój – pozwól by życie toczyło się dalej. Kiedy wówczas podasz jej lampkę ulubionego wina zareaguje na pewno lepiej, niż wówczas, gdy na siłę będziesz próbował jej opowiadać stare dowcipy.
To nie takie trudne, prawda drodzy panowie. Wystarczy odłożyć na chwilę miecz i hełm wojownika i przypomnieć sobie te wszystkie chwile w waszym życiu, w którym chcieliście wyć i dusiliście tę emocję w środku udając chojraków.
A i jeszcze jedno na koniec. Coś niezwykle ważnego. Pamiętajmy, że emocjonalna obsługa cudzych łez, empatia, współczucie, zrozumienie i bezpieczeństwo to jedno. Ale jest jeszcze druga strona medalu – to takie życie, podejmowanie takich decyzji i działań, by nikt nigdy przez ciebie nie musiał płakać.
Pozdrawiam