Królowe i królowie dramatu #165

EQ zarządzanie emocjami, on-line, 13.12.2020
22 września 2020
Kiedy nostalgia nam szkodzi?
10 października 2020

Transkrypcja tekstu:

Na początek dwa przykłady. Pierwszy – co od razu zaznaczam – nie mój, ale wskazywany przez dr. Claire Jack ze szkockiego Uniwersytetu Higlands and Islands. Oto mamy – dajmy na to Susane, która po rozstaniu ze swoim chłopakiem dzwoni do niego z informacją, że właśnie zdiagnozowano podejrzenie nowotworu i czeka ją seria wielu badań, które mają to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Jednak badania będą trwały jakiś czas, więc czeka ją osobisty dramat i bardzo ciężka życiowa sytuacja. I jak się można domyślać to spowodowało, że jej chłopak do niej wrócił, żeby ją w tej trudnej sytuacji wesprzeć. Związek ponownie się rozleciał, kiedy Susane nie była już w stanie dalej ukrywać swojego kłamstwa i sprawa wyszła na jaw. Przykład hardcorowy, prawda? Niestety prawdziwy. Ale przyjrzyjmy się zupełnie innemu przykładowi – oto mamy wśród facebookowych kontaktów znajomą, która codziennie pisze posty zaczynające się od słów: „nie uwierzycie co mi się dzisiaj przytrafiło”, po czym następuje opowieść o niewiarygodnym wręcz zbiegu okoliczności, życiowych zakrętów i niespodzianek, relacji, które najpierw są zachwycająco cudowne, potem mroczne, straszne i jak z horroru. Pojawia się utrata pracy, konflikty z ludźmi z firmy, po czym świetlane propozycje innej pracy, intratnych stanowisk, by po jakimś czasie znowu zrobiło się mrocznie i intensywnie negatywnie. W tych opowieściach tyle się dzieje, że aż trudno uwierzyć, że takie intensywne życiowe przygody może przeżywać jedna osoba i to w tak krótkim czasie. Ale to nie tylko kwestia tego co się przydarza tej znajomej, ale również kwestia tego w jak żywy, barwny i intensywny sposób ona o tym opowiada chętnie dzieląc się swoimi przygodami ze światem. A przygody te lub też opowieści o nich przecież nie zawsze bywają straszne – często są też przezabawne, ale zawsze intensywne. „No tak – mówimy – ten typ tak już ma!” Okazuje się, że ten typ osobowości ma swoją nazwę – niestety angielską, a mianowicie „Drama Queen”. I tutaj dwa ważne rozróżnienia. Po pierwsze osobowość spod znaku Drama Queen to nie ta sama osobowość, którą omawiałem w odcinku 61 w kontekście teatralizacji i tendencji do wykazywania cech osobowości histrionicznej. Wprawdzie mamy tu sporo stycznych – jak na przykład silna potrzeba pozyskania zainteresowania innych, ale w teatralizacji mamy do czynienia z przerysowaniem emocjonalnego przeżywania, w efekcie czego emocjonalne reakcje stają się przesadnie eksponowane. Tutaj mamy do czynienia ze zwracaniem uwagi innych, na życiowe sytuacje, z których Drama Queen jak sama nazwa wskazuje czyni dramat sama zaś usadawiając się w głównej roli ofiary tego dramatu, przy czym dramaty te nigdy nie występują pojedynczo a zdarzają się zazwyczaj w naprzemiennych cyklach. A precyzyjniej mówiąc Drama Queen chce byśmy tak właśnie postrzegali to co się w jej życiu ma wydarzać według jej opowieści. Drugie zastrzeżenie dotyczy płci. W samej nazwie tego typu osobowości znajdujemy wprawdzie słowo „królowa”, co wskazuje, że termin ten powstał na określenie przypadłości albo najczęściej albo też głównie dotyczących kobiet oraz młodych dziewczyn. I rzeczywiście przez spory szmat czasu wielu reprezentantów psychologii uznawało, że bycie Drama Queen dotyczy głównie kobiet. I to zjawisko tłumaczy dr. Jill Weber, psycholog kliniczny z American University z Waszyngtonu. Otóż wg niej to mylne postrzeganie ma związek z dość specyficznym i raczej niezbyt chlubnym zjawiskiem – oto młoda kobieta pojawia się na psychoterapii ponieważ ktoś z jej otoczenia zasugerował jej, że nie radzi sobie z emocjonalnymi wybuchami, dramatyzuje i tworzy dramaty z byle czego. Później okazuje, że jej emocjonalny wybuch, po którym jej otoczenie uznało, że ma psychologiczny problem nie był efektem osobowości Drama Queen czy teatralizacji, ale wdrukowanej przez społeczny wzorzec emocjonalnej strategii, w której emocje są duszone i blokowane. Kiedy zaś to odpychanie od siebie emocji przekroczy pewien poziom, to jak obrazowo mówi dr. Jill Weber „w pewnym momencie słoma łamie grzbiet wielbłąda” i następuje niekontrolowane pozbycie się emocjonalnego napięcia. Jednak pacjentka – po reakcji swojego otoczenia – uznaje, że problem leży w osobowości, a nie w tym, że nauczono jej fatalnej strategii radzenia sobie, lub mówiąc dokładniej – nieradzenia sobie z emocjami. I to właśnie zjawisko spowodowało, że przez spory czas uznawano, że Drama Queen jest przede wszystkim domeną kobiet. Na szczęście dzisiejszy świat nauki zweryfikował ten pogląd i wiemy już z całą pewnością, że osobowość Drama Queen pojawia się niezależnie od płci, przez co dużo stosowniejszą nazwą powinno być Drama Person, którą to nazwę można już gdzie niegdzie w opracowaniach naukowych znaleźć. Okazuje się, że Drama Person można rozpoznać po kilku cechach. Po pierwsze zarządza nią potrzeba zwrócenia na siebie uwagi, która może mieć oczywiście wiele różnych źródeł – od tendencji narcystycznych począwszy a na traumach dzieciństwa, jak brak zaspokojenia potrzeby akceptacji, czy wczesne doświadczenia odrzucenia, skończywszy. Drugim wyróżnikiem i jednocześnie źródłem osobowości królewskiej pary dramatycznej może być tzw. zachowanie wyuczone, którego główny impakt przypada na czas dzieciństwa. To sytuacja, w której jako dzieci wzrastamy w rodzinie, w której właśnie dramat ogrywał centralną rolę. Wówczas obserwując osobowość dramatyczną ojca lub matki i jej sposób zachowań i narracji uczymy się, że takie zachowania stanowią normę wśród palety innych zachowań, więc przyswajamy je jako jeden z możliwych kierunków rozwoju osobowości. Co więcej uczymy się wówczas, że ten rodzaj egzystowania, w którym prym wiodą niestabilne i dramatyczne zachowania jest sposobem na okazywanie zainteresowania, przywiązania i miłości, więc kopiujemy to jako nasz osobisty sposób na zainteresowanie, przywiązanie i miłość. Osobowość Drama Person jest również często związana z zachowaniami autodestrukcyjnymi – to sytuacja, w której po bolesnych doświadczeniach przemocy czy molestowania w dzieciństwie powstaje strategia zachowań w myśl idei, że nie można czuć się szczęśliwym doświadczając co rusz nowych dramatów, więc taka właśnie egzystencja staje się najlepszą wymówką by konstytuować zasadność własnego poczucia niezadowolenia i nieszczęścia. Bo gdyby nie było dramatu musielibyśmy być szczęśliwi, a nasze bolesne doświadczenia przecież przekonują nas do tego, że nie możemy tacy być. Tworząc dramaty zaś możemy dalej cierpieć, więc wtedy rachunek cierpienia się zgadza, prawda?
Kolejnym wyróżnikiem tego typu osobowości jest tendencja do manipulacji i kontroli – zamiast być szczerym o otwartym w stosunku do innych można ich wciągnąć w dramat, bo dzięki temu po pierwsze zyskujemy ich zainteresowanie, a po drugie to my zaczynamy kontrolować relację – na przykład przez wytworzenia w innych poczucia winy. I dokładnie ten mechanizm pokazywał przykład Susane i jej chłopaka z praktyki dr. Claire Jack.
Badacze wskazują kolejny czynnik – to podniecenie rozumiane tutaj jako wzrost adrenaliny, który towarzyszy tworzonej w dramacie emocjonalnej kolejce górskiej. Do tego dochodzi jeszcze efekt holywoodzkiego superbohatera, któremu przecież w ciągu półtorej godziny filmu przytrafia się tyle, co innym przez całe życie. Więc siłą rzeczy, by obsłużyć ten szybko zmieniający się scenariusz dramatu trzeba sobie jakoś poradzić, a bez adrenaliny ani rusz.
Cały powyższy system cech rozpoznawczych tzw. Drama Person na tyle zainteresował świat nauki, że zaczęto mu się dużo bliżej przyglądać oraz dedykować temu zjawisku poważne badania naukowe na przykład na Uniwersytecie Teksańskim. Okazało się, że osoby te, tu cytuję: „na ogół prowadzą chaotyczne życie i powodują wymyślne kryzysy rodzinie, przyjaciołom i współpracownikom. Mają zwykle długą historię nieudanych związków, wyszukują konflikty w miejscu pracy i mediach społecznościowych. Ale nie tylko angażują się w plotkowanie o innych – przede wszystkim same narzekają, że są przedmiotem plotek. Wydaje się, że świat im się przytrafia.” W efekcie badań nad tego typu osobowością naukowcy stworzyli test pozwalający odróżnić Drama Person od innych zaburzeń osobowości, jak makiawelizm, niekliniczna psychopatia, czy bordeline oraz – o czym już mówiłem – histrionicznego zaburzenia osobowości. Nie będę przytaczał tego testu – bo sam mam delikatnie mówiąc raczej chłodny stosunek do wszelkich maści testów, ale dla zainteresowanych zamieszczam linku do testu pod filmem.
Jak zatem sobie poradzić z osobowością Drama Person? Otóż nie ma innej drogi niż ta, która wiedzie przez autoświadomość. Zazwyczaj niestety bywa tak, że to otoczenie takiej osoby dostrzega problem a nie ona sama. Nie da się jednak poradzić sobie z czyimś problemem, jeśli ten ktoś uważa że problemu nie ma. Jeśli jednak Drama Person odkrywa tę przypadłość u samej siebie, zauważa, że jej sposób aktywności wyczerpuje znamiona korzystania – świadomego lub nie – z zasobów takiej osobowości, to dopiero ta autoświadomość otwiera drzwi do efektywnej pracy nad zmianą tego stanu. Dopóki zaś ta autoświadomość się nie pojawia, lub jest jedynie udawana, by móc tworzyć i uczestniczyć w kolejnym dramacie, tyle że teraz pod nazwą „nie uwierzycie co mi się dzisiaj przytrafiło: byłam, czy byłem na terapii i to wam muszę opowiedzieć, bo to się na pewno nikomu innemu nie mogło przytrafić!” to niestety szanse na zmianę topnieją jak śnieg w maju. Kiedy zaś pojawia się autoświadomość i potrzeba zmiany, by w końcu przestać zadręczać siebie i przy okazji wszystkich dookoła, to na szczęście istnieje spora liczba narzędzi terapeutycznych, by z taką zmianą sobie poradzić.
Pozdrawiam