Kara za uprzejmość #159

Szczęście pisane przez “U” #158
7 sierpnia 2020
Prawo próżni #160
21 sierpnia 2020

Transkrypcja tekstu:

Dzisiaj przyjrzymy się ciekawemu, jak mam nadzieję, mechanizmowi, który staje się dla nas destrukcyjny wyłącznie wówczas, kiedy poddamy się tendencji do jego niewłaściwej interpretacji. Zaś ta nietrafiona interpretacja wynika głównie z tego, że nie bierzemy w niej pod uwagę całej sekwencji zdarzeń i poprzestajemy jedynie na zarejestrowaniu jej pojedynczych elementów. Żeby jednak pokazać to zjawisko w całej krasie jak zwykle przyjrzymy się najpierw przykładom. Oto Stefan. Pracuje w sporej firmie, do której dojeżdża codziennie własnym samochodem. Jakoś tak mu wygodniej, mimo iż właściwie mógłby w tym celu skorzystać z komunikacji miejskiej, bo akurat na trasie tych kilkunastu kilometrów ma całkiem niezłe połączenie. Stefan ma koleżankę z pracy Izę i kiedyś przy kawowej przerwie okazało się, że mieszkają tuż obok siebie. Któregoś poranka Stefan dojrzał Izę na autobusowym przystanku, zatrzymał się nieopodal i zaproponował jej podwózkę. Od tamtej pory często się zdarza, że Stefan podwozi Izę do pracy i razem również wracają. W końcu przecież są sąsiadami, a Stefan i tak jedzie w tę samą stronę. Po jakimś czasie Iza poprosiła Stefana o przywiezienie jej ciotki z lotniska, to też po drodze. Potem Stefan jeszcze kilka razy wyświadczał jej samochodową przysługę. Raz przewiózł dywan, raz narąbanego wujka, i dwa razy chomika do weterynarza, gdyż chomik Izy potrafi dziwnie znieruchomieć i nie da się bez medycznego wsparcia stwierdzić czy nadal żyje. W każdym razie jakoś tak się porobiło, że Iza bez krępacji zwraca się do Stefana z różnymi podwózkowymi prośbami, zaś Stefan zaczyna mieć poczucie wykorzystywania i to coraz to większe. Pewnego dnia Iza zwraca się do Stefana z kolejną prośbą, tym razem trasa ma być do innego miasta, bo akurat coś tam trzeba odebrać, załatwić, ogarnąć itp. Jednak tym razem Stefan z dużą dozą uprzejmości odmawia Izie. Mówi: „Wiesz, trochę mnie wykorzystujesz i nie czuję się z tym dobrze. Myślę że powinniśmy już sobie odpuścić tę transportową współpracę. Tyle razy już cię podwoziłem, że chyba zapracowałem teraz na podwózkową emeryturę i odpoczynek”. Po tych słowach Stefan spodziewa się, że jego przemiła koleżanka Iza powie coś w stylu. „No jasne, spoko, masz rację trochę chyba przeginam z tymi prośbami. Sorry i wielkie dzięki za dotychczasową pomoc.” Jednak reakcja Izy jest zgoła inna. Mówi: „wiesz ok, rozumiem, ale jeszcze ci tylko powiem – tak żebyś wiedział, to nie żaden hejt, tylko chcę żebyś miał szansę to zmienić – ale tak naprawdę to fatalny z ciebie kierowca. Przez te wszystkie razy siedziałam w twoim samochodzie z duszą na ramieniu i czułam się bardzo niekomfortowo. Weź może się rozejrzyj po rynku, są przecież jakieś kursy, żebyś mógł się na nich nauczyć normalnie jeździć. Wiesz, zawsze warto się zmieniać na lepsze, nie?”
Przykład numer dwa. Oto Grażyna. Tym razem Grażyna jest autorką dobrze się sprzedających e-bookowych poradników z cyklu „Jak wycinać pryszcze w photoshopie żeby nie było widać”? Albo „30 sposobów jak udawać, że się dobrze bawi, kiedy znajomy opowiada ci wciąż te same historie?” W każdym razie Grażyna ma naprawdę smykałkę do tych poradników, o czym najlepiej świadczy fakt, że sprzedają się jak świeże bułeczki. W świecie poradniczym więc Grażyna ma silną pozycję i rozpoznawalne nazwisko. To zaś sprawia, że zgłaszają się do niej co rusz różni początkujący autorzy poradników, by skorzystać z jej rad i doświadczenia. Obecnie takim zafascynowanym kunsztem Grażyny jest Kazik, który już po raz trzeci pisze do niej maila z prośbą o podpowiedź, jak ma się zabrać do napisania własnego pierwszego poradnika. No więc Grażyna uprzejmie odpisuje Kazikowi po raz kolejny odpowiadając szczegółowo na jego pytania i za każdym razem życząc mu powodzenia w kroczeniu już własną zawodowo poradniczą ścieżką. Jedynka po każdej jej odpowiedzi Kazik znowu wysyła maila z jakimś pytaniem i Grażyna zaczyna mieć wrażenie, że facet przylgnął do niej na stałe. Rozumie, że gość się jara jej wynikami pracy i sam chce też dojść to tego poziomu, ale ewidentnie nie rozumie lub celowo nie chce zrozumieć, że nadużywa jej uprzejmości i cierpliwości. W końcu w ostatnim mailu Grażyna uprzejmie i delikatnie, ale jednocześnie stanowczo cytuje mu refren pewnej znanej piosenki, a mianowicie słowa „biegnij dalej sam”. Jednak na tym ich korespondencja się nie kończy, bo Grażyna dostaje jeszcze od Kazika ostatniego maila. A w nim, oprócz oczywiście podziękowań za dotychczasową pomoc znajduje się jeszcze jedno zdanie. „Tak jeszcze na koniec pani powiem, że w tych dwóch ostatnich pani e-bookach znalazłem sporo błędów. Warto je poprawić, żeby taka skucha nie szła w świat. Bo przecież i mi i pani zależy na tym, żeby pisać świetne, najlepsze na rynku poradniki, prawda?”
Teraz już widać, w tych dwóch przykładach, które wydają się z zupełnie innych bajek pewien wspólny mianownik. Zaś, żeby zobaczyć skutki trafionej i nietrafionej interpretacji sekwencyjnej, o której wspominałem na samym początku musimy zajrzeć na chwilę do głowy bohaterów tych przykładów. Na początek więc wchodzimy do głowy Stefana. Uwaga Izy o tym, że jest fatalnym kierowcą bardzo go poruszyła. Stefan nie tylko tego dnia, ale też przez kolejne tygodnie zaliczył zjazd nastroju i generalnie rzecz ujmując jego, i tak zazwyczaj nie najwyższe poczucie własnej wartości, zapikowało w dół. Przyłapał się na tym, że mimo iż do tej pory lubił jazdę samochodem, teraz zaczyna jej unikać i coraz częściej wybiera autobus na dojazd do pracy. Kiedy zaś siedzi w samochodzie nie może się pozbyć tego dziwnego uczucia wątpliwości pomieszanych ze wstydem. No przecież tyle razy widział, jak uciążliwi potrafią być na drodze nieogarnięci kierowcy. Jak potrafią podnieść ciśnienie swoją opieszałością, dziwnymi manewrami i byciem zawalidrogą. Teraz zaś coraz częściej pojawia się w nim przekonanie, że on również może zaliczać się do tej grupy. Wręcz stoją mu przed oczami te wszystkie wyzwiska i kalumnie które musiały być przez innych kierowców rzucane pod jego adresem. Bo przecież na pewno na niego klną jak tylko pojawi się na drodze. Może więc sprzedać auto i nie przyznawać się nikomu do tego, że w ogóle kiedykolwiek się je posiadało? Teraz wyskoczmy z głowy Stefana i przyjrzyjmy się temu, co się dzieje w głowie Grażyny. A tam proszę państwa niespodzianka, bo nic specjalnego się nie dzieje. Grażyna po przeczytaniu ostatniego maila od Kazika jedynie uśmiechnęła się pod nosem i nawet do głowy jej nie przyszło by sprawdzić czy rzeczywiście w jej ostatnim poradniku aż roi się od błędów. A nie ma zamiaru sprawdzać, nie dlatego, że jest taka zadufana i pewna siebie, tylko dlatego, że jest przekonana, że prawdopodobieństwo ich tam występowania, jest tak naprawdę zerowe. Bo mail od Kazika mówił o błędach nie dlatego, że tam rzeczywiście są, ale wyłącznie dlatego, żeby ukarać Grażynę za to, że odmówiła Kazikowi kolejnej pomocy. Grażyna zaś w przeciwieństwie do Stefana prawidłowo zdefiniowała całą sekwencję behawioralną mechanizmu, którego doświadczyła. Stefan zaś, mimo, że przecież również odkrył sekwencję skupił się jedynie na najbardziej przykrym dla siebie elemencie. Zaś sam akt skupienia na tym elemencie – czyli negatywnej opinii Izy na temat jego umiejętności prowadzenia samochodu – po prostu wyolbrzymił. Sekwencja zaś jest bardzo prosta. Oto mamy jakąś konkretną relację, w której następuje ta sama dysproporcja energetyczna, o której opowiadałem w mini-wykładzie o relacji splątanej. Jedna strona bierze a druga daje, zaś proporcje tego procesu stają się z czasem mocno dyskomfortowe dla dawcy. W końcu dawca odkrywa, że jest wykorzystywany przez biorcę i postanawia zakończyć ten proces, żeby oszczędzić sobie powiększającej się z dnia na dzień straty energetycznej. Jednak biorca w tym samym czasie dokonał normalizacji uprzejmości dawcy. Uznał, że akt czerpania energii z dawcy jest czymś normalnym, czymś co mu się należy, do czego się przyzwyczaił i co uważa za niepodlegające dyskusji. Wraz z tym procesem na tyle regularnie karmił czy też energetyzował swoje oczekiwania względem dawcy, że przyzwyczaił system do takiego stanu rzeczym, w którym drastyczny brak równowagi działa wyłącznie na jego korzyść. Kiedy więc po stronie dawcy pojawia się opór i próba zakończenia tego procesu odbiera to jak zamach na swój status, na próbę odebrania mu czegoś, co mu się przecież należy jak psu kość. Kiedy jednak okazuje się, że po stronie dawcy opór jest stały i dotychczasowa sytuacja już jest nie do uratowania pojawia się w nim nieznośny rodzaj napięcia, w którym mieszają się dwa skrajnie silne faktory. Z jednej strony pojawia się więc napięcie towarzyszące poczuciu odrzucenia, a z drugiej dyskomfort wynikający z poczucia odebrania własności. To podobny mechanizm emocjonalny, którego doświadczamy, kiedy ktoś nam coś ważnego dla nas odbiera. Trochę to przypomina taką sytuację, w której – wyobraźmy sobie – że ktoś nam płaci co miesiąc na przykład tysiąc złotych. I tak przez dwa lata. Nie wiadomo za co, ale wiadomo że regularnie. Kiedy po dwóch latach przestajemy otrzymywać tego tysiaka, to poczujemy się okropnie i na nic się zdają zdroworozsądkowe tłumaczenia, że przecież ta pensja nam się kompletnie nie należała, bo nawet nie wiemy za co ją otrzymywaliśmy. Jesteśmy po prostu źli i rozczarowani że to Eldorado się skończyło. I właśnie ta frustracja staje się motorem, który napędza zachowanie Izy oraz Kazika. Sami się źle poczuli ze świadomością, że coś im zostało odebrane, więc by pozbyć się napięcia mszczą się na dotychczasowym dawcy, by i on poczuł się równie źle. I błędy w poradnikach Grażyny czy rzeczywiste umiejętności Stefana w prowadzeniu auta nie mają tutaj żadnego znaczenia.
I tutaj pojawia się pytanie, czy przed taką sytuacją możemy się obronić? Czy możemy się jakoś zabezpieczyć na przyszłość, by takiego mechanizmu uniknąć? Najlepiej w tym celu było by zrezygnować z uprzejmości w ogóle i nigdy nikomu nie pomagać, czy nikogo nie wspierać. Ale życie bez aktów uprzejmości byłoby tak naprawdę koszmarem. Pomaganie i wspieranie to ważne elementy naszej aktywności relacyjnej i wyrzekanie się ich po prostu nas odczłowiecza. Dlatego, przynajmniej moim zdaniem, nie jesteśmy w stanie się uchronić przed takim mechanizmem, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto najpierw skorzysta na przekroczeniu granicy naszej uprzejmości a potem, kiedy jednak uznamy że to zbyt wiele finalnie nas za to ukarze. Bo jak mawiał Aleksander Dumas zawsze znajdą się „przysługi tak wielkie, że można je spłacić tylko niewdzięcznością”. Klucz zatem leży gdzie indziej, a mianowicie w tym byśmy w takich sytuacjach prawidłowo definiowali sekwencję tego mechanizmu i po prostu nie poddawali się wymierzonej w nas w tym mechanizmie karze. Bo to, że ktoś nam finalnie mówi, że coś z nami jest nie tak, wcale nie musi oznaczać, że rzeczywiście tak jest. Może to być wyłącznie domknięcie sekwencji, za pomocą którego ten ktoś próbuje pozbyć się dokuczliwego napięcia i robi to naszym kosztem, a z naszymi rzeczywistymi kompetencjami czy wartością nie ma to nic wspólnego.
Pozdrawiam