Transkrypcja tekstu:
W poprzednim mini-wykładzie pojawiło się pojęcie status w kontekście wyznacznika społecznej pozycji, która może być budowana m. in. dzięki posiadanym dobrom, czy też władzy. Obydwa z tych dwóch elementów podnoszą nasz własnych status w oczach naszych i w naszym mniemaniu również w oczach innych. Podniesienie zaś statusu pobudza nasz ośrodek nagrody co powoduje, że zwieńczone sukcesem starania w tym względzie kojarzą nam się w czymś bardzo przyjemnym i stanowią sporą motywację do działania. Jednak to jak bardzo status jest dla nas ważny widać nie po tym ile energii wkładamy w próby jego podwyższenia, ale po tym z jakimi psychologicznymi kosztami wiążemy jego utratę. Jeśli bowiem dysponujemy jakimś naszym własnym domniemanym statusem, to jego obniżenie lub też utratę traktujemy jako jedno z najbardziej dotkliwych zagrożeń. Nasza reakcja w takiej sytuacji, jak zwraca uwagę David Rock – może obejmować nawet doznania somatyczne. Jak na przykład nagły wzrost kortyzolu we krwi i naenergetyzowanie układu limbicznego, a to z kolei będzie miało zasadniczy wpływ na naszą zdolność racjonalnego myślenia. Jeśli więc chcielibyśmy celowo wyprowadzić kogoś z równowagi, sprawić by wzrosło jego poczucie zagrożenia i by zaczął się naprawdę źle czuć wystarczy, że poddamy pod wątpliwość jego status, lub też zagrozimy możliwością jego obniżenia.
Pokażmy to na przykładzie. Pamiętam kiedyś pewnego jegomościa, z którym przyszło mi współpracować. Miał pewną katastrofalną cechę – otóż po bliższym poznaniu okazywał się wyjątkowym moberem, istotą przesiąkniętą korporacyjnym złem, traktującą zarówno podwładnych, jak i współpracowników jak śmieci. Jednak na zewnątrz, dla obcych – w tym kontrahentów firmy – stwarzał wrażenie znakomitego profesjonalisty, ciepłego, wyrozumiałego i cierpliwego menagera. Dopiero po jakimś czasie odkryłem co budziło jego największe przerażenie. Otóż nie to, że miało się inne zdanie, nie chciało mu się podporządkować, czy wytykało mu się ewidentne błędy popełniane w zarządzaniu ludźmi. Jego największym demonem był strach przed tym, że ludzie z poza firmy mogliby się dowiedzieć, jaki jest naprawdę i jak daleko mu do ładnego obrazka, który z takim mozołem próbował budować. Dlaczego tak się bał, że prawda o jego prawdziwej twarzy może wyjść na jaw? Bo wówczas straciłby na tym jego status. Pozycja, którą przez lata zbudował wśród kontrahentów. A wizja utraty statusu była dla niego tak przerażająca, że na samą myśl o tym wydawało się że odczuwa fizyczny wręcz ból.
Inny przykład: pewna znajoma pracująca w jednym z miejskich urzędów wyznała mi w sekrecie, że w jej urzędzie wszyscy urzędnicy mimo oficjalnego obiegu dokumentów w formie elektronicznej i tak kserują czy drukują wszelką dokumentację skwapliwie ją kolekcjonując. Drukują nawet pojedyncze maile. Co z tego, że tekst wiadomości wraz z jej datą znajduje się w komputerowym archiwum, jak i tak oni wolą takiego maila wydrukować i na wszelki wypadek trzymać w odpowiedniej teczce. Wydaje się to absurdalne. Przecież mamy XXI w. Przecież szkoda ton papieru, na który idą tysiące wycinanych drzew. Przecież szkoda też miejsca na archiwizację tych wszystkich zbędnych dokumentów, prawda? Jednak w perspektywie czyniących tak urzędników wygląda to zupełnie inaczej. Ich zdaniem elektronika, komputery, dyski archiwizacyjne mogą zawieść. Co zaś jest wydrukowane, to jest wieczne. A nóż się trzeba będzie przed kimś wytłumaczyć? A nóż wykazać, że w konkretnej korespondencji podjęto konkretne ustalenia. A nóż ktoś się kiedyś ich czepi, sprawdzi, będzie szukał haka czy dziury w całym? Wtedy kiedy okaże się, że informatyczne dane zostały bezpowrotnie utracone oni będą dysponowali odpowiednim papierowym dowodem na to, że prawda leży po ich stronie. Tutaj postawmy sobie pytanie – dlaczego tak skwapliwie kserują i drukują wszystko co im wpadnie w ręce? Odpowiedź jest prosta – w obronie przed utratą statusu właśnie.
Podobnie jak oni wielu innych ludzi ze wszystkich swych sił będzie próbowało uniknąć wystawienia na szwank swojego statusu. A więc będą unikali wszelkimi dostępnymi metodami sytuacji, w której mogliby się poczuć zbyt niepewnie i jednocześnie rownież w konsekwencji tego samego mechanizmu będą unikali wszystkiego co nowe. Bo za jakimkolwiek nowym kryje się niepewność, a za niepewnością obawa o utratę wypracowanego, czy zdobytego wcześniej statusu. I wielu ludzi żyje tak przez lata – w nieustannym poczuciu zagrożenia swego własnego statusu starając się unikać jakichkolwiek sytuacji, w których mogli by popełnić najmniejszy błąd.
Na początku wspomniałem, że jednymi ze sposobów podniesienia własnego statusu jest zgromadzenie odpowiedniej ilości dóbr lub zdobycie władzy. Na chwilę się przy tym zatrzymajmy i zwróćmy uwagę na szalenie istotny aspekt – obydwa te wyróżniki są zależne od tego w jaki sposób osoba oceniająca swój własny status i możliwości jego podniesienia i jednocześnie porównuje się do innych. Podniesienie statusu poprzez zgromadzenie dóbr jest zależne nie od tego ile uda ci się ich zgromadzić, tylko od tego, czy uda ci się ich zgromadzić więcej od innych, do których się akurat porównujesz. Jeśli jesteś członkiem gangu dosiadającego motorowery, to zakup roweru w tym środowisku dla podniesienia twojego statusu nie będzie miał znaczenia. Jeśli jednak z motoroweru przesiądziesz się motocykl – nawet najmniejszej mocy, wówczas w tym środowisku twój status wzrośnie i będziesz mógł aspirować do gangu motocyklistów porzucając gang motorowerzystów. W tym kolejnym środowisku również możesz podnieść swój status ale musisz nabyć motocykl – co tu dużo mówić – lepszy, mocniejszy, nowszy i głośniejszy od innych. Jak widać – podnoszenie statusu za pomocą dóbr materialnych musi się posiłkować porównaniem z innymi.
Podobnie jest z podniesieniem statusu za pomocą władzy. Tu również jego skala zależna jest od tych, nad którymi będziesz miał władzę. Na drabinach stratyfikacyjnych – tych, których poziomy są definiowane statusem – zawsze znajduje się miejsce pod tobą i miejsce nad tobą. Zawsze są ci, którzy znajdują się niżej i zawsze niestety znajdą się tacy, którzy będą wyżej. Ta zasada jest również niecnie wykorzystywana przez zręcznych manipulatorów. Wynika z niej bowiem sprytny i jednocześnie okropny sposób na podniesienie własnego statusu – można to przecież zrobić obniżając status innych – tych, którzy stanowią układ odniesienia. I ta zasada często wykorzystywana jest w bezdusznych organizacjach przez bezdusznych przełożonych. Chcąc podnieść lub utrzymać swój status obniżają po prostu status swoich pracowników, trzymając ich w nieustannym szachu: jeśli mi się spodobasz i będziesz robił co mówię, to obiecam ci, że pomogę ci podnieść twoją pozycję w tej firmie. Jeśli zaś nie będziesz posłuszny, to znacznie się twoja pozycja tutaj obniży. To działa lepiej, trwale i skuteczniej niż obietnica niejednej premii czy podwyżki. Sam znam niechlubne przykłady kilku firm z lat dziewięćdziesiątych, które wysługiwały się naiwnymi pracownikami za groszowe pensję tylko i wyłącznie dlatego, że udało im się wmówić, że pracują nie dla pieniędzy, ale wyłącznie za obietnicą przyszłego podniesienia statusu.
Z podnoszeniem statusu za pomocą dóbr czy władzy jest jeszcze jeden problem – obydwa te fundamenty są wyjątkowo niestabilne. Władza, podobnie jak zgromadzone bogactwo może czmychnąć jednego dnia, a wówczas po osiągniętym w ten sposób statusie nie zostaje ani śladu, co jak już wiemy może być niezwykle, wręcz fizycznie bolesne.
Co zatem zrobić? Czy istnieje sposób na podniesienie własnego statusu tak jednak by nie opierać, go ani na władzy nad innymi, byciem od nich w czymkolwiek lepszym, czy też na posiadaniu środków i bogactw relatywnie większych od tych, z którymi się porównujemy? I jak to zrobić bez udziału innych, z kim będziemy się porównywać, jak sprawdzać czy nasz status wzrósł i z jakiego punktu odniesienia w tej sytuacji skorzystać? Otóż jest jeden sposób – musimy w nim jedynie zamienić relacje w przestrzeni na relację w czasie. W relacjach w przestrzeni na jednym końcu wektora porównań jesteśmy my, a na drugim ten, z kim się porównujemy. Na podstawie zaś wykrytej różnicy jesteśmy w stanie dokonać osądu odnośnie naszego obecnego statusu. Gdybyśmy jednak zamienili relacyjny wektor przestrzeni na relacyjny wektor w czasie, to na jednym jego końcu jesteśmy dalej ci sami my, jednak na drugim jego końcu możemy już miast innej osoby umieścić samych siebie tylko z innego czasu. Jeśli zaś grot wektora zwrócę w przeszłość, to porównując siebie z samym sobą z przed powiedzmy roku mogę osądzić, czy stałem się w czymś lepszy. Czy czegoś się nauczyłem, coś zdobyłem, coś osiągnąłem. I tutaj przedmiotem porównań można uczynić bardzo wiele obszarów. Może to być zarówno zdobyta wiedza, jak i majątek. Umiejętności, jak i doświadczenie. W ten sposób – porównując obszar przeszły z obecnym mogę się dowiedzieć, czy wzrósł mój osobisty status. Można to porównać do sportowca bijącego rekord bieżni, którego sam wcześniej był autorem. On po prostu usiłuje pobić samego siebie, bo porównuje się wyłącznie z sobą, a to porównanie daje mu bezcenną informację, czy stał się lepszy, a co za tym idzie czy wzrósł jego status sportowca.
Co więcej – mogę w tej idei obrócić mój wektor porównań w kierunku przyszłości i zaplanować w niej takiego siebie, który ma się stać w czymś lepszy od tego ja, z dzisiaj. Mogę zaplanować dowolne działanie podnoszące mój własny status w porównaniu z samym sobą i sprawdzić, czy uda mi się osiągnąć to zamierzenie. To przednia zabawa, fascynująca podróż w kierunku własnego samorozwoju. A jednocześnie zabawa, która nikogo wokół nie krzywdzi. Nie próbuje umniejszać niczyjego statusu by poczuć się zadowolonym z własnego. Nikogo nie traktuje ani lepiej ani gorzej. Z nikim nie rywalizuje, z nikim się nie ściga. Bo jedyną osobą, która wówczas stanowi podmiot twojej rywalizacji jesteś ty sam, tyle że umieszczony w konkretnym momencie na osi czasu. A co najciekawszego w tej metodzie – okazuje się że osiągnięty tą drogą wzrost statusu we własnych oczach stanowi tak samo przyjemną nagrodę dla naszego mózgu, jak świadomość, że nasz status wzrósł również w oczach innych. Kiedy zaś nasz własny wewnętrzny status będzie w ten sposób stale zwiększany – prędzej czy później inni chcąc nie chcąc również odnotują te zmianę. Pozdrawiam